[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez resztę czasu leżał w ukryciu, niewidzialny, śmiertelnie niebezpieczny dla każdego statku, który próbowałby wpłynąć do zatoczki.Żaden korab i żadna łódź nie mogła nad nim przepłynąć.Jego dwa wysokie zakończenia, Wezgłowie i Nogi, znajdowały się zaledwie parę stóp pod powierzchnią morza, to pierwsze ledwie widoczne podczas odpływu.A ponieważ skała spoczywała w poprzek kanału, tylko bardzo smukły korab — nawet „Mewa” byłaby za szeroka — mógłby go wyminąć.Dla statku o odpowiednich rozmiarach, zdolności manewrowania i odważnej załodze znającej wejście do zatoki, trudno byłoby o lepiej chroniony czy bezpieczny port.Taki statek byłby niewidoczny dla każdego z wyjątkiem obserwatora wpatrującego się prosto w wejście, wysokie klify zaś osłaniałyby go przed prawie każdą nawałnicą czy sztormowymi falami, nawet takimi, jakie rozszalały się podczas ostatniej strasznej burzy.Tarlach wiedział, że zatoczka jest dobrze ukryta.Mimo to z trudem powstrzymał okrzyk zaskoczenia, kiedy „Kormoran” opłynął jeszcze jedną z nie kończącej się serii skalnych ostróg.Zorientował się bowiem, że spogląda na to doskonałe naturalne schronienie, a raczej na coś, co blokuje do niego dojście, przechylony na bok wrak, który nadział się na śmiercionośne Wezgłowie Kolebki.Statek był duży, znacznie większy niż „Piękna Syrena”, ale Sokolnik nie dostrzegł żadnych śladów życia ani na widocznej części pokładu, ani na plaży w głębi.Una przerwała milczenie, jakie zapadło między nimi na kilka długich sekund.— Czy ich wszystkich zmyły fale? — szepnęła.— — Być może — odparł.— Wstrząs musiał być potężny i „Gwiazdy” nic nie ochroniłoby przed falami.Zresztą do tego czasu każdy rozbitek przeniósłby się na brzeg.Woda w zatoce jest niezwykle spokojna i łatwo można wspiąć się po klifie.— Mylisz się, Ptasi Wojowniku — wtrącił się kapitan „Kormorana”.— Tak, łatwo można dotrzeć na brzegi i wspiąć się po skalnej ścianie, ale skąd nie znający tych stron ludzie wiedzieliby, dokąd pójść? Nawet gdyby odnaleźli najbliższą ludzką siedzibę, dzieliłoby ich od niej wielkie pustkowie.Nie mieliby ani ekwipunku, ani prowiantu na taką podróż, zwłaszcza jeśli byli wśród nich ranni.Na ich miejscu nie opuszczałbym wraku i liczył, że odnajdzie nas ktoś, kto po każdym większym sztormie przeprowadza takie poszukiwania jak my.— Dobrze rozumujesz — zgodził się z nim Tarlach.— Albo załoga zginęła do ostatniego, albo rozbitkowie nadal są na „Gwieździe Dionu”.Pani Una i ja zaraz się tam udamy.Ty, kapitanie, pozostaniesz na „Kormoranie” z dwójką swoich ludzi.Pozostali pójdą z nami.Należący do Morskiej Twierdzy statek zbliżył się do wraku i pozostał przy nim dopóty, dopóki cała czwórka nie przeszła na pokład „Gwiazdy”, po czym wycofał się na bezpieczną odległość od groźnej skały.Wrak był przechylony pod tak ostrym kątem, że czwórka ratowników z trudem zdołała utrzymać się na miejscu.Wkrótce odzyskali równowagę, ale nawet wtedy woleli mieć w zasięgu ręki coś, czego mogli się uchwycić.Tarlach był w najgorszej sytuacji.Tylko siłą woli pokonał lęk, puścił się podparcia i wyprostował.Zaschło mu w ustach i nogi drżały tak silnie, że miał wątpliwości, czy się na nich utrzyma.Zaśmiał się wtedy z siebie w duchu i wszystko znów wróciło na swoje miejsce.Wprawdzie wrak nie był całkowicie bezpiecznym schronieniem, lecz nie był też szczątkiem statku, którego trzymał się przed kilkoma dniami.Una nie dostrzegła jego chwilowego przerażenie i Tarlach w dobrym nastroju skupił się na działaniu.„Gwiazda Dionu” była przechylona w stronę plaży, w przeciwną stroną niż wejście do zatoki i otwarte morze.Ratownicy jeszcze nie oddalili się zbytnio od nadburcia, kiedy stracili z oczu „Kormorana”.Nie spodobało się to Tarlachowi, chociaż wiedział, że dzięki temu podczas poszukiwań będą zasłonięci przed oczami niepowołanych.Nie dostrzegą jednak także zbliżającego się niebezpieczeństwa, a on obawiał się, że piracki statek może pojawić się w każdej chwili.Mimo tego zagrożenia nie chciał wysłać Syna Burzy.Bystre oczy sokoła dostrzegłyby zbliżający się korab, ale marynarze również mieli dobry wzrok i większość z nich znała morskie ptaki.Jeżeli zobaczą Syna Burzy, bez trudu odgadną jego naturę.Nawet gdyby znajdował się tak wysoko i daleko, że nie mogliby rozróżnić jego wyrazistego, czarno—białego upierzenia, obecność drapieżnego ptaka w pobliżu ich kryjówki na pewno wyda im się podejrzana.Wszyscy w okolicy wiedzieli, iż pani Morskiej Twierdzy wynajęła kompanię Sokolników, i morskim rozbójnikom nie spodoba się myśl, że najemnicy wzięli udział w zwykłej wyprawie ratunkowej.Będą próbowali się dowiedzieć, czy ich brudne sprawki nie wyszły na jaw.Ratownicy zaś na pewno zauważą rabusiów w porę i z łatwością unikną konfrontacji, ale nie cofną już szkody.Ogin zorientuje się bowiem, że pani Morskiej Twierdzy podejrzewa go o morski rozbój.Byłby skończonym głupcem, gdyby nie zaprzestał tej zbrodniczej działalności dopóty, dopóki nie odprawi ona Sokolników.Wtedy prawdopodobnie zaatakuje i zniszczy jej Dolinę.A jeśli nawet nie posunie się tak daleko, znów zacznie ściągać na skały kupieckie statki.Jeżeli zachowa ostrożność, jego sąsiadka, nie mając dowodów, niewiele będzie mogła zrobić.I nadejdzie czas, kiedy Ogin stanie się tak potężny, że nie będzie się musiał nikogo obawiać.Nie można do tego dopuścić.Pan Kruczego Pola musi nadal czuć się bezpieczny.Muszą go obserwować, dopóki jego wina nie zostanie potwierdzona, a on sam i jego mordercy pojmani.Gdyby mogli dokonać tego teraz, choć w części, tym lepiej.Chociaż Sokolnik uznał, że powinien zatrzymać przy sobie Syna Burzy, dręczył go niepokój.Zbyt łatwo bowiem mogli znaleźć się w pułapce.Obawiał się o „Kormorana” tak jak o nich samych.Na pełnym morzu statek panów Morskiej Twierdzy bez trudu prześcignie albo pokona każdego przeciwnika, ale w tym wąskim kanale brakło miejsca do manewrów.Będą musieli działać szybko i oddalić się jak najprędzej, żeby zanieść wieść o katastrofie „Gwiazdy Dionu” i ułożyć plany zgodnie z dowodami, które tutaj znajdą.Pokręcił głową czując zniechęcenie i rozczarowanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]