[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z podniecenia, nie z chłodu.- Jesteś piękna, Brie.- Teraz, gdy oboje byli ju\ nadzy, wodził dłonią wzdłu\ linii jejramion.- Za ka\dym razem, kiedy cię widzę, czuję się jak tamtego dnia.Inne jest światło,inna sceneria, lecz jestem tak samo pod wra\eniem twojej urody.Odgarnął jej włosy z twarzy, okalając ją dłońmi.Potem wpatrywał się długo wukochane rysy, a\ serce zaczęło mu bić jak oszalałe.Gdy zamknęła oczy, zło\ył pocałunek najej powiekach.Takiej czułości nikomu wcześniej nie okazał.Przyszła do niego sama.Terazmógł ją ofiarować Brie.Gdy wziął ją na ręce, a\ otworzyła oczy ze zdumienia.Nie spodziewała się po nimstaroświeckich, romantycznych gestów.Ten mę\czyzna ma do zaoferowania o wiele więcej,ni\ przypuszczała.Le\eli razem w łó\ku, nadzy i spragnieni siebie.Ujął jej dłoń i począł całować palecpo palcu.Czułe, niespieszne pieszczoty były czymś całkiem nowym.Płomień tlił się,przynosząc wyczekiwanie i przyjemność.Sądziła, i\ zdołał do końca pokazać jej rozkosz, jaką mo\e dać własne ciało.Terazpokazywał więcej, o wiele więcej.Ju\ za pierwszym razem, gdy się kochali, czuła, \e mo\e jej wiele ofiarować.Tej nocybył innym człowiekiem.Był czuły.Owa czułość sprawiła jej subtelną, niemal mistycznąrozkosz, jakiej dotąd nie znała.Tym razem podniecenie było słodkie.Oddawała mu się, cie-sząc się ka\dą chwilą.Reeve powoli, z czułością, pieścił ka\dy centymetr ciała Brie.To, co się między nimiwydarzy tej nocy, powinno być niezapomniane dla obojga.Zadr\ał niespodziewanie, podekscytowany jędrną krągłością jej bioder.Wiedział, \ejest silna.Od wielu dni towarzyszył jej przy pracy, asystując równie\ wieczorami, podczasoficjalnych kolacji, które bywały bardzo wyczerpujące.Mimo to jej skóra była tak delikatna,tak wra\liwa.Miała wypieszczone ciało kobiety przyzwyczajonej do \ycia w luksusie.Wiedział jednak, \e ma umysł kobiety, której nie wystarczało to, co zostało jej dane.Czy dlatego się zakochał? Zresztą, czy to wa\ne?Jęknęła, gdy jego usta rozpoczęły wędrówkę ni\ej, coraz ni\ej.Zabierał ją w miejsca,których istnienia nawet nie podejrzewała.Ten świat był mroczny, lecz nie czuła przed nimlęku.Cieszyła się na myśl o tym, co ją jeszcze czeka, wznosząc się na fali podniecenia, rozko-szy i spełnienia.Za oknem nocne ptaki wyśpiewywały swoje trele, lecz jej imię w ustach Reeve'abrzmiało stokroć bardziej słodko.Czuła na twarzy muśnięcie jego szeptu, lecz oddech, któryślizgał się po jej skórze, był o wiele gorętszy.Chłodna pościel w zetknięciu z ich splecionymiciałami rozgrzewała się w mgnieniu oka.Nie była świadoma, i\ prę\ąc ciało w łuk, wpiła paznokcie w materac.Nie byłaświadoma, \e bezwiednie wzywa jego imię.Pogodne myśli zniknęły, ustępując miejscaniepokojowi.Musi go mieć, wyłącznie dla siebie, na zawsze.Musi wiedzieć, \e jest wewładaniu tych samych mocy, które ją opanowały.Musi poczuć spazm, który jej powie, i\ tenmę\czyzna nale\y do niej tak, jak ona do niego.Nie mogła ju\ dłu\ej bez tego \yć.Nic pozatym nie było ju\ wa\ne.Kiedy myślała, \e nie wytrzyma ani chwili dłu\ej, wziął ją jednym mocnym ruchem,dając upust dzikiej, długo tłumionej \ądzy.ROZDZIAA DZIEWITYWiedziała, \e nie powinna zostawać do rana, jednak pragnienie spędzenia chocia\jednej nocy z Reeve'em okazało się silniejsze ni\ rozsądek.Tak cudownie było odpłynąć wkrainę snu w jego ramionach!Reeve obudził się pierwszy.Zbli\ał się świt; nocne ptaki umilkły, ze snu budziły sięskowronki.Brie poczuła na ramieniu delikatny pocałunek.- Brie, ju\ świta.- Mmm.Pocałuj mnie jeszcze.Przez długą chwilę spełniał jej \yczenie.- Niedługo słu\ba zacznie się kręcić po pałacu - szepnął, gdy otworzyła oczy.- Niepowinno cię tu być.- Martwisz się o moją opinię? - Ziewnęła, zarzucając mu ramiona na szyję.- Naturalnie, Wasza Wysokość.- Reeve uśmiechnął się szeroko i otulił dłońmi jejpiersi.Ogarnęła ją błogość.- Chyba cię skompromitowałam.,.- Có\, to ty przyszłaś do mojego pokoju.Jak\e bym mógł odmówić księ\niczce?Uniosła brwi i spojrzała na niego prowokująco.- Bardzo rozsądnie.Zatem.- czubkiem języka zwil\yła wargi - gdybym rozkazała ciznów kochać mnie tu i teraz.- Kazałbym ci się stąd zabierać - uciął i zaczął ją całować, zanim zdą\yła sięsprzeciwić.- W porządku - odparła dumnie, przetoczyła się na krawędz łó\ka i wstała, niewstydząc się nagości.- Skoro tak szybko się mnie pozbywasz, następnym razem będziesz musiał sam domnie przyjść.- Podniosła z podłogi koszulę nocną, lecz nie spieszyła się zbytnio zubieraniem.- Chyba \e wolisz wylądować w lochach.Podobno są bardzo głębokie,przejmująco wilgotne i mroczne.- Czy\by szanta\, Wasza Wysokość?- Ale\ skąd.- Wło\yła koszulę i zawiązała pasek.Nie jest Zpiącą Królewną, pomyślałReeve.Jest kobietą, która zasługuje na coś więcej ni\ obietnice.- Brie.- Usiadł na łó\ku i przeciągnął dłonią po włosach.- Rozmawiałem wczoraj zAleksandrem.- Ach tak? Niech zgadnę, pewnie o mnie?- Tak, o tobie.- I co?- Ten władczy ton nie działa na mnie, Brie.Wygładziła niewidoczną fałdę lśniącejsatyny.- A co działa?- Szczerość.- No dobrze.- Spojrzała na niego i westchnęła.- Ja te\ wczoraj z nim rozmawiałam.Nawet się posprzeczaliśmy.Nie podoba mi się, \e ucinacie sobie pogawędki na mój temat.- Martwimy się o ciebie.- Czy to wszystko tłumaczy?- Wszystko, Brie.- Przepraszam, nie zamierzałam cię urazić, Reeve.Nie chcę uchodzić zaniewdzięcznicę, choć rozumiem, \e tak to mo\e wyglądać.Wszyscy się martwią, leczjednocześnie cały czas czegoś ode mnie chcą.- Zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.- Chcą,\ebym zgodnie z planem Loubeta utrzymywała amnezję w tajemnicy.W ten sposób mamyuniknąć paniki, aby śledztwo mogło toczyć się bez przeszkód.Chcą, \ebyśmy udawalizakochaną parę.I to właśnie najbardziej mi przeszkadza.- Rozumiem.Spojrzała na niego ze smutkiem.- Sama ju\ nie wiem.- westchnęła.- Z jednej strony współczucie, a z drugiej corazwięcej zobowiązań.- Wolałabyś ich nie mieć? Czy chciałabyś coś zmienić?- Nie.- Potrząsnęła głową, przymykając powieki.- Trudno, nie ma wyjścia.Cozdecydował Aleksander?- Zdecydował się mi zaufać.A ty mi ufasz? Spojrzała na niego zdziwiona.- Przecie\ wiesz, \e tak.Czy sądzisz, \e inaczej znalazłabym się tutaj z tobą?Tę decyzję Reeve podjął w jednej chwili.Czasem lepiej jest nie zastanawiać się zbytdługo.- Czy mo\esz odwołać dzisiejsze spotkania i pojechać gdzieś ze mną? - zaproponowałimpulsywnie.- Tak - odparła natychmiast.- śadnych pytań? - zdziwił się.Wzruszyła ramionami.- Skoro chcesz.No, mo\e jedno: dokąd?- Na farmę.Chyba ju\ pora, abyśmy razem popracowali.- Dziękuję ci - powiedziała cicho.Poczuł ogarniającą go falę ciepła.Uświadomił sobie, \e przy Brie zawsze będzie siętak czuł.- Mo\e pózniej wcale nie będziesz mi wdzięczna.- Zawsze będę ci wdzięczna.- Nachyliła się nad nim i pocałowała go czule, poprzyjacielsku.- śeby nie wiem co!Gdy wychodziła chyłkiem z pokoju Reeve'a, na korytarzu panował półmrok.Miałaochotę śpiewać z radości.Odzyskała nadzieję! Dzisiejszy dzień nie będzie taki sam jakpoprzednie.Dzisiaj nareszcie zrobi coś, aby odzyskać przeszłość.Mo\e klucz do niej znajdujesię na farmie?Po cichutku otworzyła drzwi do swojego pokoju.Nie mogła się doczekać poranka [ Pobierz całość w formacie PDF ]