[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Simm przydawał się też do obserwowania stosunków między estońską agencją wywiadu i jejodpowiednikami w innych państwach NATO.Najdrażliwsze operacje przeprowadzano na zasadzieczysto dwustronnej.Lista życzeń NATO oraz pewne uzyskane materiały wywiadowcze trafiałyjednak na biurko Simma.SWR była najwyrazniej zachwycona swoim agentem.W uzdrowiskuKarlowe Wary w zachodnich Czechach Simm spotkał się z wysoko postawionym funkcjonariuszemtej służby on sam sądzi, że był to jej dyrektor i odebrał przyznany mu w roku 2006 medal.Zgodnie ze starannie wyreżyserowanym scenariuszem, przechadzali się razem po parku, zaś Antoniow pewnej odległości dyskretnie za nimi podążał.W rzemiośle rosyjskich szpiegów jest to normalnapraktyka, stosowana, gdy jakiś informator staje się szczególnie ważny.Pozwala ona upewnić się, żeoficer prowadzący faktycznie zwerbował tę osobę, którą sobie przypisuje, i pozwala sprawdzić, czyjego informacje nie są upiększane, zabezpiecza też przed nadzianiem się na podwójnego agenta.Gdy długotrwałe operacje szpiegowskie toczą się pomyślnie, zawierają w sobie nasionasamozniszczenia.Uzyskane informacje muszą zostać wykorzystane, w innym przypadku wysiłekwłożony w ich zdobycie nie miałby sensu.Wykorzystywanie ich jednak staje się dla drugiej stronysygnałem.Jeśli regularnie dostrzegasz, że twój oponent został ostrzeżony, zaczynasz zastanawiać siędlaczego i podejmujesz działania, żeby przeciek zatkać.Przypadek Simma nie był wyjątkiem.W istocie dyskomfort z powodu spenetrowania NATO przez Rosjan narastał w zachodnichstolicach od lat.Początkowo, gdy zimna wojna się skończyła, Zachód osłabił czujność.Myśleniecałego pokolenia zostało ukształtowane przez perspektywę konwencjonalnego ataku ZSRR naEuropę Zachodnią, który dawał zaledwie kilka wypełnionych paniką dni na wybór między wojną zużyciem broni jądrowej a kapitulacją.Gdy zagrożenie wojskowe przeminęło, a rosyjskie armiewycofały się z ich byłego imperium, o bezpieczeństwie zaczęto myśleć z mniejszym przejęciem.Doprowadziło to do poważnych błędów, jak na przykład podczas działań NATO w Jugosławii wroku 1998, kiedy francuski oficer z Kwatery Głównej Sojuszu, Pierre-Henri Bunel, wydał jego planywojskowe Belgradowi (za co poszedł do więzienia).Gdy NATO próbowało zaprzyjaznić się z Rosją itraktować ją jako partnera, rosyjskim szpiegom zaczęło być łatwiej przedkładać propozycjepracownikom jego aparatu.Przekazanie jakiegoś fragmentu informacji nie stanowiło już zdrady, ajedynie naoliwienie kół, które już się kręciły.Próbując szpiegować, Rosjanie umiejętnie rozgrywaliistniejącą w łonie Sojuszu zawiść i rywalizację.Niektóre z osób zwerbowanych przez Rosjan, gdy jezłapano, zamiast stanąć przed sądem, dyskretnie odeszły.Gdy władcy polityczni nakazali promowaćpojednanie i zaufanie, nikt na najwyższych stanowiskach w NATO nie chciał wyjść na jastrzębiaczy prowokatora.Aowców szpiegów z owego Sojuszu taka sytuacja irytowała.Podobnie irytowały ichtrudności w prześwietleniu osób z nowych państw członkowskich, chociaż ich uwaga skupiała sięraczej na takich krajach, jak Węgry i Bułgaria, a nie na Estończykach, których uważano za prymusów.Najwięcej kłopotów przysparzali jednak agenci, których łowcy szpiegów nie mogli znalezć.Naspenetrowanie Sojuszu Rosja ewidentnie przeznaczała znaczne środki, a służby kontrwywiaduNATO nie miały w tym czasie ani potencjału, ani poparcia politycznego, żeby się tym zająć.Podobne zmartwienia miały wkrótce, z jeszcze większą ostrością, stać się udziałem najwyższychszczebli brytyjskiego i amerykańskiego establishmentu bezpieczeństwa.Informacje uzyskiwanezarówno od agentów w rosyjskich siłach zbrojnych i w aparacie bezpieczeństwa, jak też ze zródełelektronicznych, wskazywały, że w ręce Rosjan dostaje się ogrom dokumentów, szczegółyzabezpieczeń kryptograficznych oraz informacje na temat prowadzonych na wysokim szczebludyskusji o strategii Sojuszu w sprawach takich, jak wojna cybernetyczna i obrona przeciwrakietowa.Było tego znacznie więcej niż fragmentaryczny zbiór małych przecieków, plotek i przypadkowegoujawnienia tej czy innej sprawy, jakiego można było się spodziewać po normalnej działalnościszpiegowskiej.Jedynym wyjaśnieniem mógł być jakiś poważny wyłom w zasadach bezpieczeństwa.Skrupulatna analiza dowodów wskazywała, że przeciek ten jest w jakiś sposób powiązany zpaństwami bałtyckimi.Podejrzewano, że jest to albo ktoś na wysokim stanowisku w którymś z nich,albo ktoś oddelegowany do Brukseli.Wygląda na to, że w tym samym czasie zachodniemuwywiadowi bardzo się poszczęściło w zupełnie odrębnej sprawie, zwerbował on bowiem informatoraw samym sercu SWR, i to uczestniczącego bezpośrednio w programie nielegałów [ Pobierz całość w formacie PDF ]