RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ją we własnej osobie, siostrę Makeease.Roylane.Nie! Precz z tym imieniem, musi je skryć tak głęboko pośród swych błądzą­cych swobodnie myśli, by nigdy więcej nie wypowiedzieć go ponownie.Wszystkie rozważania o jagniątkach, ziołach i spokoj­nym, miłym życiu, które tak kochała, uleciały w mgnieniu oka na dźwięk słów kobiety zajmującej środkowe miejsce na podwyższeniu.- Zdajmy się więc na los.Tuż przed nią stał wiekowy dzban ze srebra, o szerokiej gardzieli, ku któremu wyciągnęła pałeczkę, wydobywszy ją spośród fałd suto marszczonej spódnicy.Wewnątrz czary unosiły się trzepocząc niewielkie kawa­łki jakiejś białej materii, jak gdyby ktoś nawrzucał do środka skrawków papieru.Raptem wzbiły się do góry i wirując utworzyły chmurę na wysokości głowy siedzącej kobiety, co im rozkazywała, a później przesunęły się ponad tymi siedziskami, które były puste, i tymi, które wciąż ktoś zajmował.Każde z tych ostatnich szybko okrążały i ruszały dalej.W końcu.jeden z kawałków oderwał się od tej rozedrganej chmury i opadł trzepocząc na łono kobiety, która siedziała pięć rzędów przed siostrą Makeease.Takim sposobem wybrano siostrę Wittle o su­rowej twarzy.Siostra Wittle! Zdumiało ją takie rozstrzygnięcie.Z pe­wnością nikt nie miał żadnego wpływu na tę decyzję.Widziała to już tyle razy - biały skrawek dość często opadał na siostrę, która wydawała się najmniej odpo­wiednia do tego, by podołać jakiemuś zawikłanemu pro­blemowi i osiągnąć pomyślny wynik.Siostra Wittle zo­stanie jednak wysłana jako emisariuszka zmniejszonej liczebnie Rady - był to najdziwniejszy z przypadków, jakie widziała w ciągu wielu lat.Chmura, dokonawszy swego pierwszego zadziwiającego wyboru, popłynęła dalej.Przemknęła szybko nad jednym z rzędów, a potem nad następnym.Teraz zbliżała się do niej.Pierś ścięło jej nagle uczucie zimna.Chmura szybko znalazła się w pobliżu kilku ostatnich sióstr, które podlegały wyborowi.Wreszcie pojawiła się nad jej głową.i biała kruszyna spłynęła w dół, by spocząć na jej mocno splecionych rękach.Nie! Ale nie było odwołania.Musi opuścić ciepło domowego zacisza i siostry - musi wyprawić się do świata, który opuściła, jak się jej teraz wydawało, bardzo dawno temu.Był to dziki kraj, dotąd noszący blizny wojny, jeden jedyny, w którym siostry nie zdobyły jeszcze poważania.Nie można przeciwstawić się wyborowi losu - białe źdźbło spoczęło na niej niczym ciężar, który rósł z minuty na minutę i od którego nie było odwołania.Powstała, a biała drobina stopniała niczym płatek śniegu.Siostra Wittle również się uniosła i razem ruszyły prosto do stóp podwyższenia, zaglądając w twarz Matki Wszystkich.Rysy tej ostatniej przywdziały maskę doskonałego opano­wania, za pomocą którego stawiała ona czoło każdej zmianie naruszającej spokój ich bytowania.- Los zadecydował - rzekła obojętnym tonem.Przez chwilę niedopuszczalnego zwątpienia Makeease zastana­wiała się, czy Matka Wszystkich nie zdumiała się tym podwójnym wyborem tak, jak zdumiała się nim reszta.czy też raczej większość sióstr.- Lord Warden przyrzekł eskortę przez góry.Trzeci dzień zgodnie z przepowiednią szklanej kuli ma być najszczęśliwszym dniem.Odnajdziecie to, co w dawnych czasach znały nasze matki, i wyciągniecie stamtąd to, co musimy mieć.Nie miała żadnych wątpliwości, że sprostają zadaniu; była tak pewna swoich słów, jak gdyby posyłała siostry do magazynu po zapasy żywności.Makeease pragnęła jednak wykrzyczeć na głos, iż nie jest najlepszą kandydatką do tej wyprawy.że jej moc jest niewielka, że może tylko przynosić ulgę rannym, nie zaś zdobywać coś, co jest zapewne dobrze strzeżone.przez coś, czego nawet nie próbowała sobie wyobrazić.Nawet tutaj, w samym Refuge, krążyły opowie­ści o nieprzebranej rzeszy stworzeń wędrujących przez góry, by nękać tę krainę.A one muszą zapuścić się, związane przysięgą, w samo serce nieznanego i zabrać stamtąd to, czego nikt nie oddałby bez wymuszenia, dobrowolnie - istotę Mocy!- Zgoda - odezwała się głośno siostra Wittie, a siostra Makeease nie zdołała nawet nadać kształtu słowom zesztywniałymi wargami.Nie.Kelsie znów usiadła na swym posłaniu.Nie była tamtą.Wyciągnięta ręka ciężko opadła, by zapewnić ciału równo­wagę, i trafiła w coś przypadkiem.Dziewczyna trzymała w dłoni woreczek z tym samym klejnotem, który wcześniej wyrzuciła.A więc była sobą - nie tamtą - rzeczywiście była.Zamknęła oczy i schwyciła w mocny uścisk osłonięty klejnot, koncentrując się na własnych wspomnieniach.Doglądała właśnie w psiarni szczeniaczka, kiedy nadszedł telegram.Ktoś, kogo znała jedynie z rodzinnych opowieś­ci - stara Jessie McBlair, ciotka jej od dawna nieżyjącego ojca, odeszła z tego świata, pozostawiając jej dom i to, co zostało z wielkiej niegdyś posiadłości.Musi, jak powiada testament, sama o wszystko wystąpić - wyjaśnił prawnik.Udała się więc do Szkocji z ogromnymi nadziejami na zdobycie w końcu własnego domu - i stanęła naprzeciw ruin, w których tylko jedno skrzydło ledwo nadawało się do zamieszkania, a i ono szybko niszczało.Zewsząd otaczały ją ponure, grubiańskie twarze, toteż dziewczyna nie znalazła w sobie upodobania ani do miejsca, ani do tamtejszych ludzi - przynajmniej w czasie tych kilku dni, które tam spędziła, zanim stało się to, co się stało.Nie, nie była córką Mocy.Skuliła się, podciągając kolana pod brodę i oplatając je ramionami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl