[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ulokował się obok tego stosu ryb i oczywiście, na początku wizyty, nie mógł brać udziału w rozmowie.Marianna obejrzała słoniątko ze wszystkich stron.Słoniątko było grzeczne i uprzejme, pokazywało się bardzo chętnie i odpowiadało na wszystkie pytania, bo chciało się zaprzyjaźnić z całym lasem.Wyjaśniło, że jego trąba jest nie tylko nosem, ale także czymś więcej, ponieważ może nią chwytać różne rzeczy.Bierze nią jedzenie i wkłada sobie do ust.Oprócz tego trąba służy także do trąbienia.— Do trąbienia? — zdziwiła się Marianna.— Jak to? Czy to znaczy, że możesz zatrąbić?— Oczywiście, że mogę — odparło słoniątko, bardzo dumne ze swoich możliwości.— O, tak!Uniosło trąbę w górę i zatrąbiło tak potężnie i przeraźliwie, że aż Remigiusz zatkał sobie uszy, a Kikuś odskoczył co najmniej o trzy metry.Marianna z zachwytu wskoczyła do wody, robiąc wielką fontannę, i wyskoczyła natychmiast.— A co jeszcze potrafisz zrobić? — spytała z szalonym zainteresowaniem.— O, mnóstwo rzeczy — pochwaliło się słoniątko.— Mam bardzo dużo siły i mogę przewrócić głową drzewo.Małe drzewo, bo jeszcze nie jestem dorosłym słoniem.Mój tatuś mógłby przewrócić duże drzewo.— Może pokażesz tę sztukę? — podpowiedział Remigiusz.Słoniątko bez namysłu podeszło do małego drzewka, popchnęło je głową i przewróciło tak, że całe korzenie wyszły z ziemi.Jedyną osobą, której się to nie podobało, był borsuk.— Mam nadzieję, że poprzestaniesz na tej jednej demonstracji — powiedział karcąco.— Przynajmniej w tej okolicy.Chciałbym mieszkać w lesie, a nie na łysej polanie.— Podobno bawiłeś się z dzikami tak, że one się huśtały — powiedziała prędko Marianna.— Jak to było? Czy możesz mi pokazać?Małe dziki zaczęły się pchać na wyścigi, zanim słoniątko zdążyło się odezwać.Słoniątko ciągle było pełne dobrych chęci, ujęło trąbą pierwszego z brzegu, uniosło i zakołysało.Mały dziczek kwiknął radośnie, a Marianna aż pisnęła.— Och! — wyrwało jej się.— Ja też chcę spróbować!— No wiesz! — zgorszył się borsuk.— Myślałem, że jesteś dorosła!— A co to ma do rzeczy? — rozgniewała się Marianna.— Tym bardziej chcę spróbować tej zabawy!Słoniątko już nawet nie usiłowało nic mówić.Pokołysało wszystkie małe dziki po kolei, a potem wyciągnęło trąbę do Marianny.Uniosło wydrę, kiwnęło w prawo, w lewo i do góry, a Marianna znów pisnęła.— Ależ to cudowne! — wykrzyknęła z zachwytem.— Co za prześliczna zabawa! Jeszcze trochę!Zabawa w huśtawkę zaciekawiła wszystkich do tego stopnia, że zdecydował się nawet Remigiusz.Małe borsuczęta zrobiły się prawie nieprzytomne i niewiele brakowało, a pobiłyby się z małymi dzikami.Do kolejki wepchnęły się małe wilczki.Wszyscy pokwikiwali, piszczeli i wydawali radosne okrzyki i było to tak zachęcające, że stary borsuk poczuł zazdrość.Poprosiłby również słoniątko o pokołysanie, gdyby nie to, że absolutnie mu nie wypadało.Postanowił, że załatwi tę sprawę nieco później, w cztery oczy.W końcu wszyscy poczuli się głodni i zwrócili uwagę, że słoniątko nie jadło obiadu, a było przecież gościem.Dziki popędziły kawałek dalej i w wielkim pośpiechu wygrzebały z grząskiego brzegu całą górę słodkich kłączy tataraku, które słoniątko zjadło z wyraźną przyjemnością.— Czy nie macie marchwi? — zapytało.— Słonie bardzo lubią marchew.Chociaż muszę przyznać, że ta nowa potrawa jest również doskonała.— Niestety, w lesie marchwi nie ma — odparły dziki, które znały marchew bardzo dobrze.— Strasznie nam przykro.Ale wiemy, gdzie rośnie.— Blisko ludzi — zauważył Remigiusz.— Nie radzę wam tam chodzić, bo go ludzie złapią.— Czy lubisz ciasteczka z miodem? — spytał Pafnucy.— O, tak! — odparło żywo słoniątko.— Czy są tu gdzieś ciasteczka z miodem?— W leśniczówce — powiedział Pafnucy.— Ten sam problem — powiedział Remigiusz.— Leśniczy to też człowiek, chociaż, przyznaję, że wyjątkowo porządny.Ale słoniem w naszym lesie zainteresuje się z pewnością.Pafnucy, który bardzo chciał poczęstować słoniątko czymś nadzwyczajnie dobrym, zakłopotał się troszeczkę.— Ja bym mu te ciasteczka przyniósł — powiedział niepewnie.— Tylko leśniczy mi je daje do ust i wtedy… no, wtedy… no, rozumiecie…— Rozumiemy — powiedział borsuk.— Pożerasz je, zanim się zdążysz obejrzeć.— Może mógłby je przynieść kto inny — podpowiedziała Marianna.— Pafnucy, zastanów się nad tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]