RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W odnajdywanych kolejno dokumentach nie było żadnych zmian, skreśleń ani sfałszowań, które mogłyby dać coś do myślenia.W Lesia znów stąpiło życie i natchnienie.Nagle odnalazł właściwe zestawienie barw i pracował z ognistym zapałem.Najbliższe otoczenie jęło mu się przyglądać najpierw nieufnie, potem ze zdumieniem, a wreszcie z czymś w rodzaju podziwu.- Wiecie, że jemu to dziwnie dobrze wychodzi - powiedział zaskoczony Janusz, oglądając dzieło Lesia w czasie jego nieobecności.- Kto by to pomyślał?.- Bo on jest w gruncie rzeczy bardzo dobry, tylko że niedojda - wyjaśniła Barbara.- Żeby chciał cały czas tak pracować jak teraz, toby wysoko zaszedł.Ale sami popatrzcie, znów go diabli wynieśli.- Może by go przywiązać do krzesła? - zaproponował Karolek.- Termin mamy nad karkiem.- Coś ty, jeszcze znów ataku dostanie! Co to mu śpiewało? Skarpetki? - Buty - sprostował Karolek.- I nie jemu śpiewały, tylko Barbarze.Lesio trwał w twórczym szale.Poza krótkimi wypadami na piwo i na balkon, skąd dawała się dostrzec blondynka vis ~a vis,nie odrywał się od pracy.Nikłe uznanie, błyskające chwilami w pięknych oczach Barbary, przyprawiało mu skrzydła.W momencie kolejnej odmiany, to znaczy ponownego odnalezienia książki spóźnień i zagubienia książki tajnych dokumentów, kolorystyka wnętrz była już właściwie skończona.Zdumiewające kradzieże urzędowych rękopisów, nie wiadomo dlaczego tak nierozerwalnie ze sobą powiązanych, były tematem dnia.Nikt nie umiał ich wytłumaczyć i w końcu zdecydowano, że jednak kradnie Lesio, który wykazał się wszak najwyraźniejszym pomieszaniem zmysłów.- Rozumiem, że kradnie książkę spóźnień - powiedział w zamyśleniu naczelny inżynier do kierownika pracowni.- Ale po cholerę mu książka tajnych dokumentów? - Może dla zamaskowania? - powiedział kierownik.- Taki kamuflaż? Możliwe.Tylko po co ją podrzuca z powrotem? - Pojęcia nie mam.Ja go w ogóle, wie pan, nie mogę zrozumieć.I gdzie on je trzyma? Przecież za każdym razem przeszukujemy całą pracownię! - Do domu ich nie wynosi, za to mogę ręczyć, bo specjalnie na niego uważam.Oknem wyrzuca czy co? - Oknem? z trzeciego piętra?.Jakoś by się to chyba na nich odbiło.Ale najdziwniejsze ze wszystkiego jest to, że od czasu tych kradzieży on zaczął bardzo przyzwoicie pracować.Wie pan, że nawet jestem zaskoczony.Nie przypuszczałem, że to taki zdolny facet, on ma świetne pomysły.Gdyby cały czas tak pracował, to już nawet byłbym gotów wybaczyć mu te ustawiczne spóźnienia.Opinia o Lesiu uległa jużniemal całkowietej metamorfozie, kiedy nadeszło wyjaśnienie tajemnicy.Złamana pani Matylda poprosiła kierownika pracowni o chwilę rozmowy i zdradziła sekret, przy czym oblicze jej na zmianę bladło śmiertelnie lub też buchało ognistą purpurą.W pół godziny później znała ten sekret cała pracownia.Otóż wykryło się, iż książka spóźnień wraz z książką tajnych dokumentów tworzyła jedną całość.Jedna treść była wpisywana z jednej strony, a druga z drugiej, do góry nogami.Zależnie od tego, którą stroną włożyła pani Matylda książkę do szafy, ginął lub odnajdywał się odpowiedni dokument.Przedziwne to niedopatrzenie wpędziło personalną w bezdenną rozpacz, a cały personel w istny szał radości.- To chyba z tego upału - usprawiedliwiała się zgnębiona okropnie pani Matylda.- Doprawdy, nigdy w życiu nie zdarzyło mi się nic podobnego.Panie Lesiu, muszę pana gorąco przeprosię, cały czas pana podejrzewałam!.Przebaczenie Lesia udało jej się uzyskać bez najmniejszego trudu, w jego egzystencji bowiem nastąpił niepojęty przełom.Jego autograf znów jął się systematycznie pojawiać w odzyskanym dokumencie, ale atmosfera wokół autografu uległa zdecydowanej zmianie.Długo nie mógł zrozumieć, na czym rzecz polega, aż wreszcie dotarła do niego okrężną drogą wiadomość, iż obaj zwierzchnicy zdecydowali się pogodzić z jego ustawicznymi spóźnieniami pod warunkiem, że nadal będzie pracował równie imponująco jak przy kolorystyce wnętrz.Nigdy natomiast nie dowiedział się, iż postanowili odnosić się do niego szczególnie łagodnie, ponieważ obaj, starannie kryjąc ten fakt przed sobą nawzajem, okropnie nielubili narażać się wariatom.Łagodne traktowanie miało na Lesia zbawiennny wpływ.Z zamiaru zamordowania personalnej zrezygnował całkowicie i sam się dziwił, jak mógł tak głupi pomysł zaświtać mu w głowie.Niepewna dotychczas wiara w ukryte na dnie duszy możliwości twardniała w nim na granit.Wykańczał swą kolorystykę, czyniąc z niej arcydzieło i całym jestestwem zachłannie łowił nikłe błyski uznania w oczach wielbionej kobiety.Błyski rodziły nowe nadzieje, tymiż nadziejami karmione uczucie płonęło coraz jaśniejszym płomieniem i wszystko wskazywało na to, że wymarzona chwila jest tuż tuż.W przeddzień odesłania projektu do zatwierdzenia o godzinie wpół do czwartej Janusz wrócił z wyświetlarni, obładowany oprawionymi na sztywno siedmioma kompletami egzemplarzy.- Popatrzcie, cud - powiedział, patrząc z podziwem na ułożone na stole stosy.- Zdążyliśmy w terminie! Karolek przyjrzał się dokumentacji z nie mniejszym podziwem i odwrócił się do Lesia.- A ty? - spytał ciekawie.Lesio, nic nie mówiąc, wyniosłym gestem wskazał pięknie ułożone kolorowe plansze.Ostatnia, przypięta na stole przed nim, wymagała już tylko podpisu.- To co? - ożywił się Karolek.- Możemy iść do domu jak ludzie? - Jak kto.- mruknęła Barbara.- Ja idę - oświadczył kategorycznie Janusz.- Ostatnio zapomniałem, jak wygląda światło dzienne na ulicy.Wyjątkowo chcę zobaczyć.- To ja też idę - powiedział Karolek stanowczo i spojrzał na Barbarę z życzliwymwspółczuciem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl