[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wychylił się ze swego paleniska, dotknął poszarpa-nych krawędzi zastygłego szklanego ognia i natychmiast cofnął rękę, potrząsającnią, jakby nieostrożnie się skaleczył.Wyciągnął z pochwy na plecach miecz, ude-rzył ze złością kryształowe ostrza.Rozprysnęły się z trzaskiem i brzękiem, a z ichśrodka wychynął wąski łeb ogromnego, białego jak śnieg węża.Potwór reprezen-tować miał żywioł mrozu, bo wionęło od niego chłodem tak, że zafascynowaniwidzowie aż zadygotali i niejeden potarł dłońmi ramiona.Białe paprocie szronurozpełzły się po ziemi od zamarzniętego ogniska.Wąż rozwijał monstrualne ciel-sko, zwój za zwojem.Wznosił coraz wyżej potworną głowę, aż przerósł swegoadwersarza, Wojownik ognia zamierzał przebić gada, ale ten otworzył pysk i sy-cząc, zionął mrozem, aż ostrze hajgońskiego miecza z trzaskiem rozsypało się nakawałeczki.Wtedy waż zaatakował, obnażając wielkie, lśniące jak lód kły, leczpłomienne palce zacisnęły się na jego gardle.Oba żywioły ogień i lód, splotłysię w wyrównanej walce.Słychać było ciężki oddech ognistego człowieka i sy-czenie potwora, brzmiące jakby skwierczenie wody na gigantycznej, rozpalonejblasze.Buchały obłoki pary, gdy lód topniał w ogniu.W ciele węża ukazywałysię głębokie rany spływające, jak krwią, niebieską cieczą.Ale i wojownik ogniasłabł, a jego ciało traciło intensywną barwę, gdzieniegdzie przybierając siwy ko-lor popiołu i czerń spalenizny.Wreszcie zmógł bestię, łamiąc jej kark z dono-śnym trzaskiem.Wężowe Cielsko rozpłynęło się bez śladu, jakby wsiąkło w zie-mię, a zwycięzca stał jeszcze, zmęczony ponad miarę, zwieszając ciężko głowę.Po jego skórze pełgały ostatnie fale żaru jak w dogasającym ognisku.Po chwilipostać wojownika skurczyła się do pojedynczej iskry, zawieszonej w powietrzu.Podfrunęła wyżej, błysnęła na tle czarnego nieba jak wielka gwiazda i zniknęłaostatecznie.Wiatr Na Szczycie i Kamyk spojrzeli sobie z bliska w oczy, po czym starszyMistrz Iluzji uściskał młodszego, aż tamtemu żebra zatrzeszczały i stracił dech.Doskonale się zgraliśmy.Nie pierwszy raz, Wietrze.Zwietny pokaz.Patrz, jak się cieszą.Dla tego warto żyć, chłopcze.Obu Tkaczy Iluzji chwalono bez miary.Prostodusznym, pozbawionym bar-dziej wyrafinowanych rozrywek góralom wydawało się, że uczestniczyli w czymśabsolutnie cudownym, niepowtarzalnym i wartym każdej ceny.Zaczęły się śpie-wy i tańce, jedzono i pito coraz ostrzej.Bliskość ognia oraz nadmiar alkoholusprawiały, że zdejmowano wierzchnie okrycia.W krótkim czasie większość męż-190czyzn paradowała obnażona do pasa, prężąc mięśnie.Przy stołach zaczęły poja-wiać się puste miejsca.W pewnej chwili Gryf, nieco już zamroczony mieszaninąbrzoskwiniówki i ciężkiego piwa, zauważył, jak pary mieszane, a także całko-wicie męskie znikają poza kręgiem światła, obarczone zwykle paroma futrami.Nietrudno było zgadnąć, w jakim celu.Niebawem jakaś panna wywabiła zza stołu Stalowego, który poszedł jak za-uroczony, zostawiając kurtkę.Nocny Zpiewak pił tęgo, jak za kawalerskich cza-sów, lecz wkrótce Srebrzanka przypomniała mu o jeszcze innym szczególe ichnarzeczeństwa.I oni opuścili towarzystwo, zabierając baranicę, co wzbudziło falęsprośnych uwag.Gryf zaglądał do dzbanków, szukając pełnego.Oparł się przytym łokciem o porzucone okrycie Stalowego i wyczuł coś twardego w kieszeni.Przedmiot okazał się średniej wielkości pudełkiem, wypełnionym aż po wierzchkarmelkami.Po długim ciągu potraw słonych, ostrych lub gorzkawych, cukierkizostały przyjęte ze słusznym entuzjazmem i niemal natychmiast wyjedzone dodna.Kamyk, który lubił słodycze, zagarnął dla siebie od razu kilka.Gryf jakoznalazca usiłował zatrzymać większość, ale ruszyło go sumienie, więc podzieliłsię łupem z Myszką i Promieniem.Reszta nie chciała łakoci Stalowego. Mają dziwny smak zastanowił się Gryf. Czego on do nich dodał,imbiru?Ale już ich uwaga odpłynęła w inną stronę, gdyż któryś z biesiadników posta-nowił pokazać niziołkom , jak piją prawdziwi mężczyzni i wezwał przybyszówdo pojedynku na wódkę.Młodzi magowie z dziką radością wystawili do zawo-dów Pożeracza Chmur, przez którego alkohol przechodził jak woda, bez żadnychwidocznych konsekwencji [ Pobierz całość w formacie PDF ]