[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I co to wszystko do cholery znaczy.O co przez ten cały czas chodziło.- I?- Wtedy zobaczymy.Wyjęła z torebki papierosa, zapaliła' go i podała mi paczkę ruchem, który trudno by nazwać przyjacielskim.Powiedziałem: - Nie, dziękuję.Wpatrzyła się w przestrzeń, w rząd arystokratycznych domów Cumberland Terrace wychodzących na park.Kremowe sztukaterie, nad gzymsami białe posągi, spłowiały błękit nieba, '.306307Podbiegł do nas pudel.Zacząłem się opędzać, ale ona poklepała go po łbie.Jakaś pani zawołała: “Tina! Złotko, do nogi!” W.dawnych czasach wymienilibyśmy zdegustowane uśmiechy.A teraz Alison spojrzała z powrotem w stroną tamtych domów.Rozejrzałem się.O parę kroków stały następne ławki, Siedzieli na nich potencjalni obserwatorzy.Nagle cały park wydał mi się sceną, cały pejzaż zapełnił się przebierańcami, szpiegami.Zapaliłem własnego papierosa, usiłowałem zmusić ją wzrokiem, żeby na mnie spojrzała, ale nic z tego.- Alison.Obrzuciła mnie przelotnym spojrzeniem i zaraz spuściła oczy.Siedziała z papierosem w ręku tak, jakby nic nie było w stanie zmusić jej do odezwania się.Spadający liść musnął jej spódniczkę.Schyliła się, podniosła go i rozprostowała.Na drugim końcu ławki usiadł Hindus.Wytarty czarny płaszcz, biały szalik, wychudzona twarz.Drobny, nieszczęśliwy, przerażony cudzoziemiec, pewnie kelner, niewolnik którejś z tych tanich jadłodajni wydających curry.Przysunąłem się do niej, zniżyłem głos, starając się, żeby brzmiał równie chłodno jak jej głos.-- A-co mi masz do powiedzenia o Kemp?- Nicko, błagam cię, nie wypytuj mnie.Błagam.Leciutki' postęp, wymieniła moje imię.Ale dalej siedziała nieprzystępna i milcząca.- Czy oni tu gdzieś są? Obserwują nas?.Westchnęła niecierpliwie.-- Są?- Nie.- Ale od razu się poprawiła: - Nie wiem.! - Czyli wiesz, że tak.Wciąż na mnie nie patrzyła.I niemal znudzonym tonem szepnęła:- Ich to już nie dotyczy.Długa pauza.Powiedziałem: - Wiesz przecież, że nie potrafisz mi skłamać prosto w oczy.·Dotknęła włosów: te jej włosy, ręka.wykonując ten gest unosiła zawsze lekko głowę.Mignęło mi jej ucho.308Poczułem się znieważony, zupełnie tak, jakby ktoś usiłował nie dopuścić mnie do^ mojej własnej posiadłości.- Uważałem cię zawsze za jedyną osobę na świecie, która mnie nigdy nie okłamie.Czy ty sobie w ogóle potrafisz wyobrazić, jak się czułem tego lata? Kiedy przyszedł ten list, kwiatki.A ona: - Jeśli mamy mówić o przeszłości.Sprawiała wrażenie, że myśli o czymś innym, że wszystko, co mówię, wydaje jej się nieodpowiednie.Wsadziłem rękę do kieszeni i dotknąłem mego talizmanu, był to gładki okrągły kasztan.Któregoś wieczoru w kinie wręczyła mi go dla żartu Jojo w papierku od cukierka.Pomyślałem o Jo-jo, była pewnie nie dalej niż o milę, dzieliła nas przestrzeń wypełniona cegłą i ulicznym ruchem, siedziała pewnie z innym poderwanym przez siebie chłopcem, dryfując w stronę kobiecości, sięgając pulchną ręką w ciemność.I ogarnęła mnie przemożna chęć, żeby wziąć za rękę Alison.Znów wypowiedziałem głośno jej imię.Ale ona coś tam w sobie rozważywszy, postanowiła widać zachować dystans.Rzuciła na ziemię żółty listek.- Przyjechałam do Londynu, żeby odstąpić mieszkanie.I wracam do Australii.- Taka podróż dla podobnego drobiazgu!- Przyjechałam także po to, żeby ciebie zobaczyć.- Zobaczyć?- Zobaczyć, czy jeszcze.- urwała.- Czy jeszcze?- Nie chciałam przyjeżdżać.- To dlaczego jesteś tu wbrew swojej woli?Nie odpowiedziała.Zachowywała się tajemniczo, jak inna kobieta, trzeba było się cofnąć i zacząć od nowa.Tak jakby coś, co było w niej łatwo dostępne, po co można było sięgnąć jak po sól na stole, zostało zamknięte w zapieczętowanej buteleczce, stało się nietykalne.Znałem ją jednak.Wiedziałem, że choć zachowuje zawsze wewnętrzną niezależność, to łatwo przyjmuje sposób bycia kochanych przez siebie, czy choćby lubianych osób.I wiedziałem,309skąd wzięła sią ta jej uprzejma niedostępność.Siedziałem z kapłanką ze świątyni Demeter.Spróbowałem rzeczowego tonu: - Gdzie byłaś przez ten cały czas? W domu?-- Może.Wciągnąłem głęboko powietrze: - Czy w ogóle zdarzyło ci się o mnie myśleć?- Czasami.- Czy jest w twoim życiu ktoś inny? Zawahała się i powiedziała: - Nie.- Mówisz takim tonem, jakbyś nie była pewna.- Zawsze może być ktoś, jeśli się człowiek dobrze rozejrzy.- Rozglądałaś się?- Nie ma nikogo.- Włączasz w to mnie?- Sam się włączyłeś.Tamtego dnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]