RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Elryk wiedział, że właśnie w tej chwili dumni władcy Południa zwijali swoje proporce i składali namioty.Zajęci swoimi czynnościami, nie zwracali uwagi na sponiewieranych wojną żołnierzy z Shazaru, Jharkoru i Tarkesh, którzy patrzyli na nich zdziwieni.Sam widok weteranów wojennych powinien był przekonać Południowców do zjednoczenia ze Wschodem, tak się jednak nie stało.Elryk westchnął i odwróciwszy się tyłem do wszystkich, rozmyślał nad wielką mapą świata.- Na razie tylko czwarta część jest zacieniowana - powiedział cicho do Moongluma - lecz czarny przypływ wdziera się coraz dalej i wkrótce może nas pochłonąć.- Wstrzymamy jego napór lub zginiemy, ale nie będziemy biernie czekać - powiedział Moonglum z udaną beztroską w głosie.- Zanim wyruszymy, twoja żona chciałaby zapewne spędzić z tobą trochę czasu.Chodźmy do łóżek, w nadziei, że nie przyśnią się nam koszmary!ROZDZIAŁ 2Dwa dni później Elryk i Moonglum stali na nabrzeżu w mieście Jadmar.Wiał zimny, przenikliwy wiatr od morza.- Tam stoi, patrz - Elryk wskazał łódkę podskakującą na wodzie.- Niewielki statek - określił ją Moonglum.- Nie wygląda na morski.- Podczas sztormu utrzyma się na wodzie o wiele lepiej niż duży - powiedział Elryk, schodząc w dół po metalowych stopniach, a gdy Moonglum poszedł w jego ślady, dodał: - I nie będzie się tak rzucać w oczy, gdybyśmy napotkali wrogi okręt.Skoczył na pokład, który zakołysał się mocno.Elryk przechylił się i sięgnąwszy stopnia przytrzymał łódź, by jego towarzysz mógł wygodnie wejść.Moonglum odgarnął ręką zmierzwione włosy i spojrzał na niebo.- Zła pogoda, jak na tę porę roku - zauważył.- Nie pojmuję tego.W drodze z Karlaak spotkaliśmy wszystkie rodzaje pogody: zawieje śnieżne, burze z przeraźliwymi piorunami, gradobicie i wiatr gorący jak ogień.I jeszcze te pogłoski o deszczu krwi w Bakshaan, o płonących metalowych kulach spadających na tereny Zachodniego Vilmiru, o bezprecedensowych trzęsieniach ziemi w Jadmar, na kilka godzin przed naszym przyjazdem.Wygląda na to, że przyroda zwariowała.- Jesteś bliżej prawdy niż ci się wydaje - powiedział Elryk pochmurnie, zdejmując cumę.- Postaw żagiel.- Co masz na myśli? - zapytał Moonglum, luzując żagiel, który łopotał na wietrze i tłumił jego głos.- Zastępy Jagreena Lerna nie dotarły jeszcze do tej części świata.- Nie musiały.Powiedziałem ci, że panująca w przyrodzie równowaga została zachwiana przez Chaos.To co przeżyliśmy było tylko namiastką tego, co się dzieje na Zachodzie.Jeżeli myślisz, że ta pogoda jest dziwna, będziesz przerażony widząc, co się dzieje na terenach objętych całkowitą władzą Zła!- Zastanawiam się, czy tym razem nie wziąłeś za dużo na swoje barki.- Moonglum wybrał żagiel, który wybrzuszył się gładko i poniósł łódź między dwoma długimi nabrzeżami wprost na otwarte morze.Gdy mijali migoczące na wietrze latarnie, Elryk mocniej złapał rumpel i obrał kurs południowo-wschodni, okrążając półwysep Vilmir.Ponad ich głowami zimny nienaturalny wiatr gonił postrzępione chmury, które zasłaniały świecące gwiazdy.Rozbryzgi wody smagnęły go po twarzy, jak tysiące użądleń, ale Elryk nie zwrócił na to uwagi.Nie odpowiedział również na pytanie Moongluma, ponieważ sam miał wątpliwości, czy był w stanie ocalić świat przed Chaosem.Jego towarzysz dawno już nauczył się rozpoznawać nastroje Melnibonéanina.Przez kilka lat podróżowali razem po świecie i darzyli się wzajemnie szacunkiem.Ostatnio, odkąd Elryk prawie na stałe osiadł w Karlaak ze swoją żoną, Moonglum kontynuował podróże i objął dowództwo nad niewielkim oddziałem najemników.Ich zadaniem było patrolowanie Południowego pogranicza Pikarayd i przeganianie band barbarzyńców, zamieszkujących tereny przygraniczne.Po usłyszeniu wezwania Elryka porzucił to i znalazł się oto na niewielkiej łódeczce, która niosła ich ku mglistej, obfitującej w niebezpieczeństwa przyszłości.Ponownie poczuł znajome uczucie podniecenia i niepokoju, które towarzyszyło mu, ilekroć razem wyruszali zwalczać niepojęte nadprzyrodzone siły.Jego los był ściśle powiązany z losem Elryka.Moonglum uważał to za coś normalnego, połączyło ich Przeznaczenie i w głębi serca czuł, że kiedy nadejdzie czas, zginą razem podczas dokonywania wielkich czynów.Czy śmierć była bliska? - zastanawiał się.Wiał porywisty wiatr i trzeba było ciągle kontrolować żagiel.- Nie za bardzo, ale nie była też zbyt odległa - myślał w fatalistycznym nastroju.Zbliżał się czas, gdy jedyne działania ludzi, wielkie i desperackie czyny, nie będą już w stanie powstrzymać napierających stworów z Chaosu.Elryk natomiast nie myślał o niczym, chciał mieć umysł świeży i wypoczęty.Poszukiwanie pomocy u Władców Prawa mogło się okazać owocnym, ale wolał się nie cieszyć, póki nie będzie pewien, że uzyska wsparcie.Od horyzontu nadszedł poranek ukazując im falujący przestwór szarej wody bez skrawka lądu w zasięgu wzroku.Wał purpurowych chmur, poprzecinanych siecią szafranowych i szkarłatnych żył, wznosił się nad ich głowami jak dym z ogromnego stosu.Wkrótce zaczęli się pocić pod wpływem gorącego słońca.Wiatr osłabł, zapanowała cisza, a jednak w tym samym czasie woda zaczęła falować, jak gdyby szalał sztorm.Morze rzucało się niczym żywe stworzenie, któremu śnią się koszmary.Moonglum spojrzał na Elryka ze swojego miejsca na dziobie.Melnibonéanin odwzajemnił spojrzenie, kręcąc głową i rozluźniając nieświadomie zaciśniętą na rumplu dłoń.Sterowanie w takich warunkach na nic by się nie zdało.Dzikie fale miotały łodzią, jednak ani kropla nie spadła na pokład ani na nich.Wszystko stało się nierealne, jak we śnie i przez chwilę Elrykowi wydawało się, że nawet gdyby chciał, nie mógłby wymówić słowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl