RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Huczało mu w uszach i tracił siły niczym przebity balon powietrze.„Umieram" - zdołał pomyśleć.Widział jedynie morze czerwonego światła.Nagle miażdżący mu gardło uścisk zelżał.Simon upadł na twarz i leżał, dysząc ciężko.Spojrzał w górę i na tle oświetlonego błyskawicą nieba zobaczył trolla na wilku.- Binabik!Simon z trudem łapał powietrze.Spróbował wstać, lecz udało mu się zale­dwie podeprzeć na łokciach.Po chwili troll znalazł się u jego boku.O krok dalej leżała istota, która go zaatakowała; zwinięta, podobna była do spalonego pająka, jej martwe oczy patrzyły w niebo.- Powiedz coś! - syknął Binabik.- Musimy uciekać! Szybko! Pomógł usiąść Simonowi, lecz chłopiec odtrącił jego rękę słabym gestem.- Musimy.musimy.- Drżącą dłonią wskazał na walczących wokół ogniska.- Nie bądź śmieszny! - warknął Binabik.- Niech Rimmersmeni tro­szczą się o siebie.Moim obowiązkiem jest doprowadzić cię w bezpieczne miej­sce.Chodźrmy już!- Nie - upierał się Simon.Binabik stał ze swym wydrążonym kijem w dłoni; teraz Simon wiedział już, co powstrzymało napastnika.- Mu.mu­simy im.pomóc.- Dadzą sobie radę - odparł ponuro Binabik.Qantaqa zbliżyła się do swego pana i teraz obwąchiwała starannie ranę Simona.- Ja mam opiekować się tobą.- Co masz.- zaczął Simon.Qantaqa wydała ostrzegawczy pomruk.Bi­nabik spojrzał przed siebie.- Na Córy Gór! - jęknął.Simon spojrzał w tym samym kierunku.Z kotłowaniny walczących oderwała się ciemniejsza bryła, która szybko zbli­żała się w ich stronę.Trudno było powiedzieć, ilu było osobników w tej pląta­ninie ramion i oczu.- Nihut, Qantaqa! - krzyknął Binabik.Wilczyca skoczyła w stronę nad­biegających stworzeń.Kiedy zaatakowała, rozległy się pełne przerażenia piski.- Simonie, nie możemy tracić więcej czasu - rzucił troll.Po równinie przetoczył się kolejny huk.Binabik wyciągnął zza pasa nóż i pomógł wstać chłopcu.- Ludzie księcia dadzą sobie radę, a ja nie mogę pozwolić, abyś został zabity u kresu podróży.Wilczyca okazała się istną maszyną zadającą śmierć.Jej szczęki zaciskały się, potrząsała głową i gryzła raz po raz, a ciemne ciała istot wylatywały w po­wietrze na "wszystkie strony i opadały, tworząc stosy splątanych ciał.Nadbiegły kolejne stwory i wilczyca ponowiła atak, zagłuszając ich piski swym warczeniem.- Ale.ale.- Simon próbował się opierać, kiedy Binabik ruszył w stronę Qantaqi.- Obiecałem, że będę cię bronił - powiedział troll, ciągnąc za sobą chłopca- Takie było życzenie Doktora Morgenesa.- Doktora? Ty znasz doktora Morgenesa?Simon stał z otwartymi ustami, gdy tymczasem Binabik zagwizdał dwukrotnie- Qantaqa jeszcze raz potrząsnęła głową, odrzucając dwie istoty i przybiegła do nich.- A teraz biegnij, głupcze! - krzyknął Binabik.Pobiegli wszyscy: naj.pierw Qantaqa - z pyskiem czarnym od krwi pędziła susami niczym jeleń -potem Binabik.Na końcu, potykając się i ślizgając biegł Simon.Burza wciąż trwała, a jej grzmoty były jak pytania pozostające bez odpowiedzi.22.WIATR Z PÓŁNOCYNIE, NICZEGO nie chcę! - Guthwulf, hrabia Utanyeat, splunął sokiem cytryla na kamienną podłogę w kierunku umykającego szybko giermka.Patrząc, jak oddala się szybko, Guthwulf pomyślał, że źle zrobił, nie dlatego, że było mu żal chłopca, lecz stwierdził że może jednak chciałby czegoś.Od godziny czekał przed Salą Tronową i zaschło mu już w gardle, a sam Aedon wiedział tylko, ile mu jeszcze przyjdzie czekać.Splunął ponownie.Ostry korzeń cytryla szczypał w język, i usta.Guthwulf zaklął, wycierając odrobinę śliny z brody.W przeciwieństwie do wielu swych poddanych Guthwulf nie przywykł do żucia gorzkiego, południowego korzenia, lecz w czasie tej dziwnej, wilgotnej wiosny - kiedy musiał siedzieć w zamku w oczekiwaniu na królewskie rozkazy - doszedł do wniosku, że każde uro­zmaicenie jest dobre, nawet takie, które przynosi jedynie pieczenie podniebienia.Do tego jeszcze zamkowe korytarze wydawały się - pewnie z powodu deszczowej pogody - pełne pleśni i.nie.„zepsucie" byłoby słowem zbyt melodramatycznym.W każdym razie mocny, aromatyczny cytryl skutkował.Guthwulf wstał właśnie ze stołka, by podjąć niecierpliwy marsz wokół pokoju wypełniający większość czasu oczekiwania, kiedy drzwi Sali Tronowej zaskrzy­piały i uchyliły się.W szczelinie ukazała się łysa głowa Pryratesa; kapłan spoj­rzał na niego swymi lśniącymi, podobnymi do jaszczurczych oczami.- Ach, nasz dobry Utanyeat! - Pryrates wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Jak długo kazaliśmy ci czekać! Król chce cię zobaczyć.- Duchowny uchy­lił drzwi trochę szerzej, ukazując swą szkarłatną szatę i kawałek wnętrza sa­li.- Proszę - powiedział.Żeby wejść, Guthwulf musiał przejść tuż obok Pryratesa, wręcz wciągając brzuch, by go nie dotknąć.Dlaczego on stoi tak blisko? Czy chce wprawić Guthwulfa w zakłopotanie - królewski namiestnik i królewski doradca nie­często mieli ze sobą do czynienia - czy też nie chce po prostu otwierać szerzej drzwi? Tej wiosny w zamku rzeczywiście było zimno i jeśli ktoś zasługiwał tutaj na ciepło, to z pewnością był to Elias [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl