RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O ile tylko uda mi się zasnąć.- Henry - spytał Springer, patrząc na filozofa wzro­kiem bacznym i wyczekującym.- Wygląda na to, że cokolwiek bym sądził, to i tak jestem w mniejszości.- Nie chcesz zacząć tej nocy? - spytała Susan.Henry odchrząknął.- Jeśli chcecie znać najszczerszą prawdę, boję się.- Ja też, Henry - rzekł Gil.- Mamy jednak coś do zrobienia.To szansa jedna na milion.Przypuśćmy, Henry, że powiedziano by ci, że możesz dostać się na Księżyc.- Księżyc? - Henry pokręcił głową.- Nie poleciał­bym na Księżyc.Uwierz mi, Gil.Księżyc najlepiej widzi się przez dno szklanki z wódką.- Zaczniecie jednak tej nocy, prawda? - zapytał Springer.Henry wcisnął dłonie do kieszeni.Oczywiście.To wspaniałe, zdumiewające.Nie zapom­nijcie jednak, że boję się nie mniej, niż tego chcę.Springer dotknął jego dłoni w dziwny, ukradkowy spo­sób, który skojarzył się Henry'emu z pierwszymi chrześ­cijanami przekazującymi sobie hostię w czasie Komunii.Nie będziecie się bać tej nocy, moi przyjaciele.Straż­nik Mocy Kasyx nie zna strachu.- I tego się właśnie obawiam - stwierdził Henry.8Henry ledwo zdążył otworzyć drzwi swego do­mu na czas, by odebrać telefon, którego sygnał słyszał już od chwili, gdy skręcił w promenadę.Zostawił klucze w zamku i rzucił się przez tapczan, wyciągając dłoń ku słuchawce.- Henry? To ty, Henry? Prawie już zrezygnowałam.- Andrea! Wychodziłem.Dopiero przed sekundą wpad­łem szczupakiem do pokoju.- Szczupakiem? Szkoda, że tego nie widziałam.- Pozwól, że zamknę drzwi - poprosił.- Ktoś tu w okolicy pracuje mechaniczną piłą.Nie słyszę cię zbyt dobrze.Odłożył słuchawkę, wrócił do drzwi i zamknął je.W dro­dze powrotnej zahaczył o barek, z którego wziął butelkę wódki i umiarkowanie czystą szklankę.Podnosząc znów słuchawkę, otworzył butelkę i balansując w powietrzu jedną ręką napełnił szkło nie rozlewając ani kropli.- Na zdrowie - rzuciła cierpko Andrea.Henry zignorował ją.- Dowiedziałaś się już czegoś o węgorzach?- A jak myślisz, dlaczego dzwonię? Stęskniłam się za twym upojnym głosem, co?Henry przełknął wódkę i wzdrygnął się.Nie pozwól, by wyprowadziła cię z równowagi, pomyślał.Dziś w nocy, gdy ona zaśnie, on przybierze postać Kasyxa, Strażnika Mocy, najważniejszego spośród Wojowników Nocy.I wszystko, co Andrea zrobiła by go zranić, straci znaczenie.- Obiecałam powiedzieć o węgorzach - rzekła Andrea.- Tak - zgodził się.- Obiecałaś.- Wypił jeszcze trochę wódki i odstawił szklankę.Słyszał, jak szeleści papierami.Po pierwsze - powiedziała - to nie był węgorz.To znaczy, nie był to przedstawiciel rzędu ryb kostnoszkieletowych Anquilliformes, jak węgorz morski, morena czy węgorz słodkowodny.Nie był to również węgorz czółenkowy, rząd Saccopharyngiformes, ani węgorz kolczasty, rząd Mastacembaliformes, ani cuchia, rząd Symhranchiformes.- Może śluzica?- Nie, to nie była również i śluzica.- No dobrze, wiemy już zatem, czym to nie było.A nie wiesz przypadkiem, co to mogło być?- Nic znanego biologii.Żadne z nas nie spotkało się dotąd nigdy z takim stworzeniem.Henry odczekał, czy powie może coś jeszcze.Gdy cisza przedłużała się, spytał:- I o to chodzi? Nie wiesz, co to jest, i to jest właśnie ta wiadomość?- Powiedziałabym raczej, Henry, że fizyczne i ewolucyj­ne cechy tego czegoś są dobrze nam znane.Ma czaszkę ze szczękami, wewnętrzny szkielet i system trawienny.Jest dwudyszne, nie jest zatem dokładnie rybą, posiada bowiem płuca i szczątkowe kończyny, dzięki którym może nieudol­nie poruszać się na lądzie jak eusthenopteron.- Jak co?- Zawsze byłeś ignorantem.Eusthenopteron, forma rozwojowa ryby z późnego dewonu, około trzystu sześć­dziesięciu milionów lat temu.Była zdolna przebywać ob­szary lądu z jednego jeziora do drugiego, uciekając przed suszą.- I właśnie tym okazał się być ten, tak zwany, węgorz?- Nie - powiedziała Andrea [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl