[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy był małym chłopcem, powiedziałam mu, że ma kuzynów w Kalifornii, ale oni nigdy nie przyjeżdżają do Memphis.Phelps oczywiście poinformował go, że ci kuzyni pochodzą z dużo niższej klasy społecznej i z tego powodu nie są warci jego zainteresowania.Musisz zrozumieć, że ojciec wychowywał Walta na snoba.Nasz syn uczęszczał do najbardziej prestiżowych szkół prywatnych, należał do najwytworniejszych klubów, a jego rodzinę stanowiła banda Boothów, którzy co do jednego są tacy sami.To naprawdę nieszczęśliwi ludzie.— Co Boothowie myślą o tym, że jeden z członków ich rodziny jest homoseksualistą?— Nienawidzą go oczywiście.A on nienawidzi ich.— Już czuję, że go lubię.— To nie jest zły chłopak.Chce studiować sztuki plastyczne i malarstwo.Przez cały czas wysyłam mu pieniądze.— Czy Sam wie, że ma wnuka geja?— Nie sądzę.Nie wiem, kto miałby mu powiedzieć.Jeszcze dwa dni temu nie wiedział, że ma zwykłego wnuka.— Chyba mu nie powiem.— Proszę, nie rób tego.Ma wystarczająco wiele kłopotów.Ravioli ostygło na tyle, że mogli zacząć jeść.Kelner przyniósł wodę mineralną i kolejną szklankę mrożonej herbaty.Para obok nich zamówiła butelkę czerwonego wina i Lee spoglądała na nią co jakiś czas.Adam otarł usta i na chwilę przestał jeść.Pochylił się nad stołem.— Czy mogę zadać ci osobiste pytanie? — zapytał cicho.— Wszystkie twoje pytania wydają się osobiste.— Słusznie.Wiec czy mogę zadać ci jeszcze jedno?— Proszę.— Cóż, zastanawiałem się tylko nad jedną rzeczą.Dzisiaj powiedziałaś mi, że jesteś alkoholiczką, twój mąż zwierzęciem, a twój syn gejem.To sporo jak na jeden posiłek.Ale czy jest jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć?— Niech pomyślę.Tak, Phelps też jest alkoholikiem, ale nie przyzna się do tego.— To wszystko?— Dwa razy oskarżano go o napastowanie seksualne.— Okay.Zapomnijmy o Boothach.Jeszcze jakieś niespodzianki ze strony naszej rodziny?— Nawet się do nich nie zbliżyliśmy.— Tego się właśnie obawiałem.Rozdział 18Ołośna burza przetaczała się przez Deltę i Sama obudził huk gromu.Potem usłyszał stukot kropli deszczu uderzających mocno w okna nad korytarzem i bijących o ścianę pod oknami, niedaleko jego celi.Wilgoć, na której leżał, stała się nagle chłodniejsza.Może dzisiaj nie będzie tak gorąco.Może deszcz ochłodzi słońce, a wiatr wywieje wilgoć na dzień czy dwa.Sam zawsze marzył o tym, kiedy padało, choć w lecie burza oznaczała zazwyczaj grząską ziemię, co przy palącym słońcu zapowiadało tylko jeszcze bardziej duszący upał.Sam uniósł głowę i patrzył na krople ściekające po otwartych oknach i zbierające się na podłodze.Woda błyszczała w odbitym świetle odległej żółtej żarówki.Z wyjątkiem tej odrobiny światła na terenie Bloku panowały ciemności.I cisza.Sam uwielbiał deszcz, szczególnie w letnią noc.Stan Missisipi w swojej niezmierzonej mądrości zbudował więzienie w najgorętszym miejscu, jakie mógł znaleźć.Na dodatek zaprojektował Sekcję Maksymalnego Bezpieczeństwa na podobnej zasadzie co piec.Okna wychodzące na zewnątrz nie dawały żadnego przewiewu.Projektanci tego małego piekła zdecydowali, że nie będzie tu żadnej wymiany powietrza, żadnej szansy, by świeże powietrze wpadło do środka, a stęchłe mogło wydostać się na zewnątrz.A gdy wznieśli to, co uważali za modelowy zakład karny, postanowili, że nie będą go klimatyzować.Miał stać dumnie pośrodku pól soi i bawełny i wchłaniać to samo gorąco z nieba i tę samą wilgoć z ziemi co one.A kiedy ziemia była sucha, Blok miał smażyć się razem z nimi.Stan Missisipi nie mógł jednak kontrolować pogody, więc gdy deszcze przychodziły i ochładzały powietrze, Sam uśmiechał się w duchu i odmawiał krótką modlitwę dziękczynną.Nad wszystkim czuwała jednak jakaś istota wyższa.Państwo było bezsilne, kiedy padał deszcz.Oznaczało to małe zwycięstwo.Sam wstał i przeciągnął się.Jego łóżko składało się z grubego na dziesięć centymetrów kawałka gąbki zwanego materacem o wymiarach dwa metry na sześćdziesiąt centymetrów.Materac ów leżał na metalowej ramie przytwierdzonej do podłogi i ściany.Przykrywały go dwa prześcieradła.Czasami w zimie wydawano koce.Bóle pleców były częstą przypadłością w Bloku, lecz z czasem ciało przyzwyczajało się i liczba skarg malała.Mieszkańcy Bloku nie uważali lekarza więziennego za przyjaciela.Sam zrobił dwa kroki i wsparł się łokciami o kraty.Słuchał wiatru i grzmotów, obserwował krople odbijające się od framug i spadające na podłogę.Jak bardzo chciałby przejść przez tę ścianę, iść po mokrej trawie na zewnątrz, spacerować po więziennych terenach w zacinającym deszczu, nagi, szalony, zmoczony wodą ściekającą mu z włosów i brody.Horror życia w celi śmierci polega na tym, że umiera się codziennie po kawałku.Czekanie zabija.Żyjesz w klatce, a kiedy się budzisz, zrywasz kartkę z kalendarza i mówisz sobie, że jesteś teraz o jeden dzieli bliżej śmierci.Sam zapalił papierosa i patrzył, jak dym wznosi się leniwie ku kroplom na oknach.Dziwne rzeczy dzieją się w naszym absurdalnym wymiarze sprawiedliwości.Sądy orzekają coś jednego dnia, a następnego dnia orzekają coś zupełnie odwrotnego.Ci sami sędziowie wydają różne decyzje w podobnych sprawach.Sąd latami ignoruje najróżniejsze pozwy i apelacje, a potem jednego dnia uznaje zasadność któregoś z nich i udziela odroczenia.Sędziowie umierają i są zastępowani przez sędziów, którzy myślą inaczej.Prezydenci przychodzą i odchodzą, wyznaczając swoich kumpli na wysokie stanowiska.Sąd Najwyższy dryfuje najpierw w jedną stronę, potem w inną.Czasem śmierć może być wybawieniem.I Sam, gdyby miał do wyboru śmierć albo życie w Bloku, bez wahania wybrałby śmierć.Zawsze jednak istniało światełko w tunelu, nadzieja, że gdzieś w rozległym labiryncie prawniczej dżungli nastąpi reakcja i jego wyrok zostanie cofnięty.Wszyscy mieszkańcy Bloku marzyli o cudownej zmianie wyroku.Marzenie to pomagało przetrwać kolejny dzieli.Sam przeczytał gdzieś, że w amerykańskich więzieniach siedziało w roku 1990 prawie dwa tysiące pięciuset więźniów skazanych na śmierć.W roku 1989 stracono jednak tylko osiemnastu.W Missisipi wykonano tylko cztery egzekucje od roku 1977.W tych liczbach tkwiła nadzieja.Wzmacniały one postanowienie Sama, by wysyłać kolejne apelacje.Sam stał przy kratach jeszcze długo po tym, jak ucichła burza.O wschodzie słońca odebrał śniadanie i o siódmej włączył telewizor, żeby obejrzeć poranne wiadomości.Wgryzł się właśnie w kawałek zimnego tosta, kiedy nagle na ekranie obok prezenterki z Memphis pojawiła się jego twarz.Kobieta ze swadą przekazywała poruszającą historię dnia dotyczącą Sama Cayhalla i jego nowego adwokata.Wszystko wskazywało na to, że nowym adwokatem Sama jest jego wnuk, niejaki Adam Hall, młody prawnik z kancelarii Krawitz & Bone z Chicago, firmy, która reprezentowała Sama przez ostatnie siedem lat.Zdjęcia Sama pochodziło sprzed lat co najmniej dziesięciu [ Pobierz całość w formacie PDF ]