[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chrapliwy głos Duca zabrzmiał mu w samo ucho.- Co ty z tym wyprawiasz? Znowu jakieś wasze kurewskie sztuczki? Znam was, wy kurwy jedne, zawsze.- jego głos zmienił się w nieartykułowany bełkot.Nagle błyskawicznym kopniakiem posłał głowę Venexa Siedemnastego w kąt pokoju.Głowa odbiła się od ściany i poturlała z powrotem, zatrzymując się przy nogach Jona.Tylko istnienie obwodu dziewięćdziesiątego drugiego powstrzymało Duca od wstąpienia na drogę, którą bez wątpienia zasłużenie kroczyli jego przodkowie.Gdy Jon odzyskał władzę nad własnym ciałem (po przejściu fali wściekłości) stali naprzeciw siebie jak skamieniali.Nabrzmiałą grozą ciszę przeciął ostry głos Colemana:- Duca, przestań się z nim zabawiać i idź do magazynu wpuścić Małego Williego i jego chłopaków.Potem będziesz miał na to dość czasu.Duca, klnąc pod nosem zrobił, co mu kazano, a Jon opadł na gumowe szczątki analizując te parę faktów, które znał.Zawiadomienie dyżurnego operatora oznaczało, że nie jest to lokalna sprawa, tylko rzecz, o której wiedzą władze.Tylko i wyłącznie rząd mógł się kryć za tak poważną sprawą.Sygnał “14" oznaczał natychmiastową akcję wojskową - co oznaczał bliżej, tego nie wiedział nikt poza bezpośrednimi organizatorami.Jedyne co mógł zrobić, to wykonać ten telefon.I to szybko, ponieważ Duca chciał sprowadzić tu więcej ludzi.Jeśli miał coś zrobić, to tylko przed ich przybyciem.Nawet gdy ten łańcuch myślowy formułował w jego umyśle logiczny obraz, to jego ręce zajęte były gwałtowną działalnością - odłączeniem nogi z ładunkiem w stawie biodrowym.Gdy trzymała się już tylko na zatyczce, powoli wstał i ruszył w stronę biurka.- Mr Coleman, sir, czy nie czas, abym udał się już na statek, sir? - spytał powoli zbliżając się do biurka.- Masz jeszcze trzydzieści minut.Siadaj spokojnie, powi.Słowa urwały się gwałtownie.Jaki szybki nie byłby refleks ludzki, zawsze będzie o całe niebo powolniejszy niż refleks maszyny.W przeciągu sekundy, gdy Coleman zdawał sobie sprawę z gwałtownego ruchu Jona, ten zrobił to, co zamierzał - odłączył nogę i schylając się nad biurkiem wsadził ją jednocześnie za spodnie siedzącego mężczyzny, krzycząc prosto w ucho:- Zabijesz się, jeśli naciśniesz guzik!Miało to zaiste piorunujący efekt.Palec Colemana wstrzymał się zanim dotknął przycisku, a jego właściciel wlepił osłupiałe spojrzenie w czarny pojemnik tkwiący na wysokości jego piersi.Jon nie czekając na reakcję chwycił porzucony łom i w podskokach ruszył ku zamkniętej komórce.Wsunął łom między drzwi i framugę i nacisnął.Coleman zaczął wyciągać sobie bombę z gaci, ale było już po wszystkim.Drzwi pękły, a Jon jednym szarpnięciem przerwał pasy przytrzymujące ładunek na ciele pijaka i rzucił na biurko Colemana, przyprawiając mu kolejne zmartwienie.Stracił nogę, ale usunął zagrożenie nie narażając ludzkiego życia.Teraz musiał dostać się do telefonu i zadzwonić.Coleman sięgnął do szuflady po broń, a głosy nadchodzących odcinały drogę przez drzwi.Jedyną możliwością ucieczki było przeszklone okno wychodzące na wewnętrzny dziedziniec magazynu.W kaskadzie lecących na wszystkie strony szczątków Jon Venex wypadł przez szybę ścigany rykiem siedemdziesiątkipiątki.Jakiś kawał metalu oderwał się po nim od framugi, a inna kula zrykoszetowała mu na głowie, gdy wspinał się ku tylnym drzwiom magazynu.Był niespełna trzydzieści stóp od nich, gdy zatrzasnęły się ze świstem powietrza.Musieli zablokować wszystkie wyjścia, a tupot stóp po betonie wskazywał, że zamierzali ich też pilnować.Spojrzał w górę, gdzie plątanina wsporników i podpór sięgała dachu.Dla ludzkiego oka była ona pogrążona w mroku, ale jego sensory podczerwieni radziły sobie zupełnie dobrze przy cieple wydzielanym przez mury.Pogoń zbliżała się, a wkrótce zacznie się przeszukiwanie magazynu, toteż jego jedyną szansą ucieczki była góra [ Pobierz całość w formacie PDF ]