[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pod ścisłą kontrolą? To brzmi niezbyt zachęcająco, Jean Luc.- Owszem.Najprawdopodobniej muszą latać z uzbrojonymi strażnikami.- Jean Luc zaklął cicho.Zastanawiał się, jak poradzi sobie bez niego młody Scot Gavallan.- Merde! Kiedy wylatywałem dziś o piątej rano, wszystko grało, kontrolerzy z Szirazu byli uprzejmi jak szwajcarscy hotelarze poza sezonem.Merde! Mon Dieu, martwię się też o kapitana Starke’a.Te komitehy mnożą się jak grzyby po deszczu.Bazargan i Chome-ini powinni zrobić z nimi szybko porządek.Jean Luc wstał z ponurą miną z krzesła, a potem zobaczył siedzącą na sofie, uśmiechającą się do niego Sajadę.W jednej chwili wróciła cała jego bonhomie.Nie mogę teraz nic zrobić dla młodego Scota, ale mogę coś zrobić dla niej.- Przepraszam, chérie - powiedział z uśmiechem.- Sama widzisz, kiedy tylko wyjadę, w Zagrosie zaczynają się kłopoty.Będziemy lecieć, Charlie.Muszę teraz zajrzeć do swojego mieszkania, ale wpadniemy przed kolacją.Powiedzmy, o ósmej.Do tego czasu Mac powinien chyba wrócić?- Na pewno.Macie ochotę czegoś się napić? Przykro mi, ale nie mamy wina.Może whisky? - zaproponował bez większego entuzjazmu Pettikin, jako że była to ich ostatnia butelka.- Nie, dziękuję, mon vieux.- Jean Luc włożył płaszcz, stwierdził w lustrze, że jest tak samo przystojny jak zawsze, i pomyślał o skrzynkach wina i puszkach sera, które kazał przezornie zgromadzić żonie w spiżarni.- A bientót.Przyniosę wam trochę wina.- Ludzie mówią, że Bachtiar uciekł z kraju i przedostał się do Paryża.- Nie wierzę w to, Charlie - stwierdziła Sajada.- A ja tak - oznajmił Jean Luc.- Gdybym był bogatym Irańczykiem, zwiałbym stąd już dawno ze wszystkim, co udałoby mi się zabrać.Od kilku miesięcy wiadomo było, że szach nie panuje nad sytuacją.Nastały czasy rewolucji i terroru, tyle że bez naszego francuskiego poczucia sensu i stylu, bez naszego dziedzictwa cywilizacyjnego i dobrych manier.- Jean Luc potrząsnął z niesmakiem głową.- Co za szkoda! Przez długie stulecia my, Francuzi, pchaliśmy tu pieniądze i staraliśmy się ich czegoś nauczyć, żeby mogli wyjść z mroków średniowiecza.I czego się nauczyli? Nie potrafią nawet porządnie upiec chleba!Sajada roześmiała się, wspięła na palce i pocałowała go.- Kocham cię i to, że zawsze wszystko wiesz najlepiej, Jean Luc.Teraz chodź, mon vieux, masz jeszcze dużo do zrobienia!Po ich wyjściu Pettikin podszedł do okna i spojrzał na dachy domów.Co jakiś czas rozlegały się strzały.Nad Dżaleh unosiły się rozrywane wiatrem smugi dymu.Chmury zawisły nad szczytami gór.Od okien ciągnęło chłodem, na parapetach leżał lód i śnieg.Na ulicy widać było wielu jadących ciężarówkami albo idących żołnierzy.A potem muezinowie zaczęli wzywać z minaretów do popołudniowej modlitwy i poczuł się osaczony przez ich nawoływania.Nagle ogarnął go lęk.MINISTERSTWO LOTNICTWA, 17.04.Duncan McIver siedział na drewnianym krześle w zatłoczonym przedpokoju ministra.Był głodny, znużony, zmarznięty i bardzo poirytowany.Zegarek mówił mu, że czeka już trzy godziny.Poza nim w pomieszczeniu było kilkanaście osób: Irańczycy, paru Francuzów, Amerykanin, Brytyjczyk i jeden Kuwejtczyk w turbanie i galabii - luźnej arabskiej szacie.Przed kilkoma minutami Europejczycy uprzejmie umilkli w odpowiedzi na wołanie muezinów, w dalszym ciągu dobiegające przez wysokie okna.Muzułmanie uklękli, zwracając się twarzą do Mekki i odmówili popołudniową modlitwę.Trwało to krótko i po chwili znów podjęto przerwane zdawkowe rozmowy - nierozsądnie było poruszać jakiekolwiek istotne kwestie w takim miejscu.W przedpokoju było chłodno i wszyscy mieli na sobie płaszcze.Kilka osób zachowywało stoicką postawę, inni wściekali się w duchu, każdy bowiem miał, podobnie jak McIver, spóźnione spotkanie na mieście.- Inszallah - mruknął, ale niewiele mu to pomogło.Jeśli nie wydarzyło się nic złego, Genny jest już prawdopodobnie w Szardży, pomyślał.Cholernie się cieszę, że stąd wyjechała i że sama znalazła sobie ważny powód wyjazdu.- Porozmawiam w cztery oczy z Andym - oznajmiła.- Nie możesz mu wysyłać listu.- To prawda - przyznał.- Może Andy wymyśli jakiś plan, który uda się zrealizować.który będzie się nadawał do realizacji - dodał niechętnie mimo targających nim obaw.- W Bogu nadzieja, że nie będziemy musieli.To zbyt niebezpieczne.Mamy za wielu ludzi i za wiele maszyn stacjonujących w całym kraju.To zbyt niebezpieczne.Zapominasz, że to nie jest nasza wojna, Genny, chociaż znaleźliśmy się między dwoma liniami frontu.- Owszem, Duncan, ale nie mamy nic do stracenia.- Możemy stracić ludzi i śmigłowce.- Chcemy tylko zorientować się, czy to możliwe, prawda?Genny jest na pewno najlepszym łącznikiem, jakiego moglibyśmy sobie wymarzyć - gdybyśmy potrzebowali łącznika.Miała rację, niebezpiecznie byłoby pisać o tym w liście: “Jeśli chcemy wyjść cało z tego bajzlu, Andy, musimy opracować plan wycofania za granicę wszystkich części zamiennych i śmigłowców, które mają obecnie irańską rejestrację i formalnie rzecz biorąc należą do irańskiej firmy o nazwie IHC.”.Chryste! Przecież to nielegalny spisek!Wyjazd nie jest żadnym rozwiązaniem.Musimy tu zostać, pracować i odebrać należne nam pieniądze, gdy zaczną działać banki.W jakiś sposób skłonię partnerów do współpracy.może będzie mi w stanie pomóc ten minister.Jeśli to zrobi, to bez względu na koszty przetrwamy jakoś tę burzę.Każdy rząd musi wznowić wydobycie ropy.Będą im potrzebne nasze helikoptery i dostaniemy nasze pieniądze.Drzwi do sekretariatu uchyliły się i urzędnik wyczytał nazwisko następnego petenta.Nigdy nie było wiadomo, kto zostanie zaproszony do środka.Nawet w epoce szacha ten, kto przyszedł wcześniej, niekoniecznie wchodził pierwszy.Decydowały wpływy i pieniądze.Spotkanie z wicepremierem załatwił mu Talbot z ambasady, dając jednocześnie list polecający.“Przykro mi, staruszku, nawet ja nie mogę spotkać się z premierem, ale jego zastępca, Antazam, to całkiem rozsądny facet i mówi po angielsku.Nie jest jednym z tych rewolucyjnych oszołomów”.McIver wrócił z lotniska tuż przed lunchem i zaparkował jak najbliżej budynków rządowych.Kiedy przedstawił strażnikowi przy drzwiach napisany po angielsku i w farsi list, facet odesłał go po dłuższym czasie wraz z innym strażnikiem w inne miejsce [ Pobierz całość w formacie PDF ]