[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po wyjeździe stąd włóczyłem się z matką po różnych niezbyt przyjemnych miejscach.Zabiła się, kiedy miałem czternaście lat, ale już dużo wcześniej straciłem bezpowrotnie znaczną część tego, co się nazywa „czarem dzieciństwa”.Wszystko, co zostało, było tutaj.I jest nadal.Miasto prawie wcale się nie zmieniło.Kiedy tak patrzę na Jointer Avenue, to wydaje mi się, że trzymam przed oczami kawałek cienkiej, lodowej tafli - takiej, jaka tworzy się na zbiorniku wody po pierwszych listopadowych przymrozkach - i spoglądam przez nią na swoje dzieciństwo.Obraz jest niewyraźny, zamglony, a miejscami w ogóle zanika, ale większość jest nadal na swoim miejscu.Zamilkł, zdumiony, że wygłosił aż taką przemowę.- Mówi pan dokładnie tak samo jak w swoich książkach - powiedziała z zachwytem.Roześmiał się.- Zdarzyło mi się to po raz pierwszy w życiu.Przedtem tylko tak myślałem.- Co pan robił po tym, jak.po śmierci pańskiej matki?- Włóczyłem się tu i tam - odparł krótko.- Zainteresuj się swoimi lodami.Zrobiła to.- Jednak trochę się zmieniło - powiedziała po pewnej chwili.- Umarł pan Spencer.Pamięta go pan?- Jasne.Co czwartek ciotka Cindy robiła zakupy u Crossena i wysyłała mnie tutaj, żebym w tym czasie napił się kwasu chlebowego Wtedy to był prawdziwy kwas chlebowy z Rochester.Dawała mi pięciocentówkę zawiniętą w małą chusteczkę.- Za moich czasów ta przyjemność kosztowała już dziesięć centów.Pamięta pan, co zawsze powtarzał?Ben zgarbił się, oparł na blacie wykręconą artretyzmem dłoń i wykrzywił usta w stanowiącym pozostałość częściowego porażenia grymasie.- Uważaj na pęcherz! - szepnął.- Rozregulujesz sobie pęcherz, chłoptasiu!Jej śmiech wzbił się ku obracającemu się powoli nad ich głowami wentylatorowi.Panna Coogan zerknęła na nich podejrzliwie.- Dokładnie tak! Tyle tylko, że do mnie mówił „dziewuszko”.Popatrzyli na siebie z zachwytem.- Nie poszłabyś dzisiaj wieczorem do kina? - zapytał.- Z przyjemnością.- Jakie jest najbliżej? Zachichotała.- Właśnie Cinex w Portland, to udekorowane nieśmiertelnymi dziełami Susan Norton.- A jakie filmy lubisz?- Ekscytujące, najlepiej takie, gdzie ścigają się samochodami.- W porządku.Pamiętasz kino „Nordica”? Było tu, w samym mieście.- Oczywiście.Zamknęli je w 1968.W ogólniaku chodziłam tam na randki.Kiedy film nam się nie podobał, rzucaliśmy w ekran torebkami po prażonej kukurydzy.- Uśmiechnęła się.- Czyli prawie za każdym razem.- Pokazywali najczęściej arcydzieła w rodzaju Rakietowego człowieka, Powrotu rakietowego człowieka czy Szalonego Callahana i Czarnego Bożka.- Oj, to było jeszcze przed moją epoką.- Co tam teraz jest?- Biuro handlu nieruchomościami Larry'ego Crocketta - odparła.- Nie miało szansy konkurować z nowym kinem dla zmotoryzowanych w Cumberland, no i z telewizją.Przez jakiś czas siedzieli w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach.Zegar w poczekalni pokazywał 10.45.- A pamiętasz.- zaczęli jednocześnie.Spojrzeli na siebie i tym razem nie tylko panna Coogan, ale i pan Labree obejrzeli się na nich, zaintrygowani głośnym wybuchem śmiechu.Rozmawiali jeszcze przez kwadrans, aż wreszcie Susan z ociąganiem wstała z miejsca mówiąc, że teraz ma niestety do załatwienia kilka spraw, ale o siódmej trzydzieści będzie już wolna.Kiedy wyszli, kierując się w przeciwne strony, każde z nich myślało o tym samym: w jaki przypadkowy, ale naturalny i niewymuszony sposób połączyły się ich losy.Ben zatrzymał się na skrzyżowaniu z Brock Street i zerknął od niechcenia w kierunku Domu Marstenów.Pamiętał, że podczas pożaru lasu w roku 1951 wiatr zmienił kierunek niemal dokładnie w chwili, gdy płomienie dotarły do progu budynku.Może powinien był wtedy spłonąć, pomyślał.Może tak byłoby lepiej.3Nolly Gardener wyszedł z budynku Rady Miejskiej i usiadł na schodkach obok Parkinsa Gillespie w samą porę, żeby zobaczyć, jak Ben i Susan wchodzą do Spencera.Parkins palił pallmalla i czyścił scyzorykiem swoje pożółkłe paznokcie.- To ten pisarz, nie? - zapytał Nolly.- Aha [ Pobierz całość w formacie PDF ]