[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Sądzę, że zjawią się za czterdzieści pięć minut.Najdalej za godzinę. Jeeezu. To nie tak długo, skarbie.Dziewczyna postawiła kołnierz dżinsowej, podbitej barankiem kurtki. Jenny, kiedy u Oxleyów zadzwonił telefon i wzięłaś słuchawkę. Tak? Kto dzwonił? Nikt. Co usłyszałaś? Nic skłamała Jenny. Wyglądałaś, jakby ktoś ci groził albo co. No, oczywiście, że byłam zdenerwowana.Gdy usłyszałam dzwonek, myślałam, żetelefony już działają, ale kiedy podniosłam słuchawkę i znów usłyszałam ciszę, poczu-łam się.załamana.To wszystko. I wtedy dostałaś sygnał? Tak.Prawdopodobnie mi nie wierzy, pomyślała Jenny.Myśli, że chcę jej czegoś zaoszczę-dzić.I oczywiście ma rację.Jak mam jej wytłumaczyć, że poczułam po drugiej stroniejakieś zło? Sama nie wiem, co mam o tym myśleć.Kto albo c o było na linii? Dlaczegoon albo ono w końcu dał mi sygnał?Kawał papieru frunął ulicą.Poza tym ani śladu ruchu.Cienka, poszarpana chmura przesłoniła róg księżyca.55 Jenny odezwała się po chwili Lisa gdyby dziś coś miało mi się stać. Nic ci się nie stanie, skarbie. Ale gdyby mi się coś stało powtórzyła uparcie Lisa chcę żebyś wiedziała, że.no.naprawdę jestem.z ciebie dumna.Jenny objęła siostrę ramieniem i przysunęły się do siebie jeszcze bliżej. Siostrzyczko, żałuję, że przez te lata nie miałyśmy nigdy dla siebie czasu. Przyjeżdżałaś do domu, kiedy tylko mogłaś.Wiem, że nie było to łatwe.Przeczytałam dobrych kilkanaście książek, z których dowiedziałam się, ile to czło-wiek musi się namęczyć, żeby zostać lekarzem.Zawsze wiedziałam, że masz kupę zajęći wciąż coś na głowie. Mimo wszystko mogłam częściej wpadać, wiesz usprawiedliwiała się Jenny za-skoczona.Często, nawet gdy miała okazję przyjechać, trzymała się z dala od domu.Nie byław stanie sprostać smutnemu spojrzeniu matki, które zdawało się oskarżać ją niemo:Zabiłaś swojego ojca, Jenny.Złamałaś mu serce i to go zabiło. I mama też zawsze była z ciebie taka dumna powiedziała Lisa.To oświadczenienie tylko zaskoczyło Jenny.Wstrząsnęło nią. Mama rozpowiadała na prawo i lewo, że jej córka jest lekarką wspominałauśmiechnięta Lisa. Zdawało się, że jak powie jeszcze słowo o twoich stypendiachalbo dobrych ocenach, to przyjaciele wyrzucą ją z kółka brydżowego.Jenny zamrugała. Nie żartujesz? Jasne, że nie. Ale czy mama. Co czy mama ? zapytała Lisa. No.czy nigdy nie powiedziała coś.o tacie? Zmarł dwanaście lat temu. Jeeezu, wiem przecież.Zmarł, jak miałam dwa i pół roku. Lisa zmarszczyłabrwi. Ale o co ci chodzi? Mówisz, że mama nigdy nie miała do mnie pretensji? O co?Nim Jenny zdążyła odpowiedzieć, cmentarny spokój Snowfield znikł jak zdmuchnię-ty.Zgasły wszystkie światła.Błyskając czerwonymi światłami kogutów trzy wozy patrolowe wysłane z SantaMira zmierzały wśród okrytych nocą wzgórz ku wysokim, skąpanym światłem księży-ca stokom Sierras, w kierunku Snowfield.Konwój szybko połykał drogę.Tal Whitman siedział za kierownicą pierwszego wozu, obok miał szeryfa Hammonda,a z tyłu dwóch zastępców: Gordy ego Brogana i Jake a Johnsona.56Gordy bał się.Wiedział, że jego lęk jest, chwała Bogu, niewidoczny.Wyglądał na kogoś, kto nieumie się bać.Wysoki, grubokościsty, potężnie umięśniony.Dłonie silne i szerokie jaku profesjonalnego koszykarza; robił wrażenie, że potrafi gołymi rękoma ogłuszyć każ-dego, kto stanie mu na drodze.Wiedział, że ma wcale przystojną twarz, kobiety mu tomówiły.Ale była to również nieco ordynarna, ponura twarz.Wąskie usta nadawały jejpozór okrucieństwa.Jake Johnson ujął to najlepiej: Gordy, kiedy ty się śmiejesz, wyglą-dasz, jakbyś na śniadanie wsuwał żywe kurczaki.Ale mimo tego srogiego wyglądu Gordy Brogan bał się.Nie choroby, nie zatrucia.Szeryf powiedział, że wszystko wskazuje na to, jakoby ludzie w Snowfield zostali zabi-ci nie przez zarazki czy substancje toksyczne, ale przez innych ludzi.Gordy obawiał się,że po raz pierwszy, od kiedy został zastępcą szeryfa osiemnaście miesięcy temu, będziemusiał użyć broni.Obawiał się, że zostanie zmuszony zastrzelić kogoś aby ratowaćżycie swoje, innego policjanta albo jakiejś ofiary.Czuł się do tego niezdolny.Pięć miesięcy temu odkrył w sobie tę niebezpieczną słabość.Został wezwany tele-fonicznie na ratunek do Sklepu Sportowego Donnera.Rozwścieczony eks-sprzedaw-ca, krzepki mężczyzna nazwiskiem Sipes, wrócił dwa tygodnie po zwolnieniu go z pra-cy, pobił kierownika i złamał rękę ekspedientowi zatrudnionemu na jego miejsce.NimGordy się zjawił, Leo Sipes wielki, durny i zalany toporkiem do drewna rozwalałi niszczył wszelkie artykuły.Gordy nie zdołał skłonić go do poddania się.Kiedy Sipesruszył na niego wywijając toporkiem, Gordy wyciągnął rewolwer.I wtedy okazało się, żejest bezsilny.Palec na spuście był sztywny i nieruchomy jak z lodu.Musiał zrezygnowaćz broni i zaryzykować fizyczną konfrontację z Sipesem.Jakoś odebrał mu toporek [ Pobierz całość w formacie PDF ]