RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziała i już.Z początku to ją nieco otrzeźwiło i odrobinę zaniepokoiło, ale Liz rzuciła nagle zabawną uwagę o grubej kobiecie, która szła alejką przed nimi i Amy wybuchnęła śmiechem - trawka zaczęła działać, śmiech zmienił się w nie kontrolowany chichot i ponownie odpłynęła.CZĘŚĆ TRZECIATUNEL STRACHU12Amy uznała, że Liz miała rację twierdząc, iż odrobina trawki uczyni przejażdżkę na lunaparkowych atrakcjach dużo bardziej podniecającą niż zazwyczaj.Zaliczyli Ośmiornicą, Młyn, Falę, Węża, Diabelskie Koło, Kolosa i parę innych.Podesty wydawały się wyższe, zjazdy gwałtowniejsze, skręty ostrzejsze, a obroty dużo szybsze niż w innych lunaparkach, które wcześniej odwiedzały to miasteczko.Amy trzymała mocno Buzza i krzyczała uradowana, drżąc z niepohamowanego przerażenia.Buzz tulił ją do siebie, wykorzystując jej strach i gwałtowniejsze przechyły gondoli jako okazję do szybkich, gwałtownych uścisków.Podobnie jak Liz, Amy miała na sobie szorty i podkoszulek, ale nie nosiła stanika.Buzz nie mógł oprzeć się pokusie, by dotknąć jej piersi i długich, gołych, pięknie opalonych nóg.Za każdym razem, gdy przejażdżka dobiegała końca, Amy przez moment lub dwa była oszołomiona i musiała przytrzymać się Buzza.Chłopakowi bardzo się to podobało -jej skądinąd też, bowiem Buzz miał takie wspaniale umięśnione, twarde i silne ramiona.Jakieś czterdzieści minut po wejściu do lunaparku zeszli z głównego placu na tyły wesołego miasteczka, gdzie stały ogromne ciężarówki.Obeszli j e i znaleźli się w pustym zaułku kończącym się obrośniętym bluszczem ogrodzeniem z metalowej siatki.Stali w pocętkowanym cieniami, przedwieczornym świetle i podawali sobie z rąk do rąk trzeciego skręta, którego Liz wyjęła z torebki; zaciągali się słodkim dymem, trzymając go w ustach tak długo jak tylko się dało, po czym wypuszczali z głośnym westchnieniem rozkoszy.- Ten jest trochę inny - rzekł Richie, kiedy skręt powtórnie trafił do jego rąk, rozpoczynając drugą kolejkę.O czym ty mówisz? - spytała Amy.O skręcie.Tak - stwierdziła Liz.- Doprawiłam go trochę.Czym? - spytał Buzz.— Zaufaj mi.Anielskim pyłem? - zapytał Richie.Zaufaj mi - powtórzyła Liz.Ej - warknął Buzz.- Nie wiem, czy mam ochotę palić coś takiego, dopóki nie jestem pewien, co to właściwie jest.Zaufaj mi - powiedziała Liz po raz trzeci.Ufam ci tak jak grzechotnikowi - odparł Buzz.Nieważne - mruknęła Liz.- Zresztą i tak prawie skończyliśmy.Buzz trzymał w palcach niedopałek.Zawahał się, po czym mruknął:A niech tam, raz się żyje.- I ponownie się zaciągnął.Richie zaczął całować Liz, a Buzz Amy i nagle nie wiedzieć czemu Amy poczuła, że opiera się plecami o bok jednej z ciężarówek, a Buzz przesuwa dłońmi w górę i w dół po jej ciele, całuje ją, wciska język głęboko do jej ust.Nagle wyjął jej podkoszulek z szortów i wsunął jedną dłoń pod elastyczny materiał, pieszcząc nagie piersi, ściskając sutki, a ona pojękiwała cichutko i choć niepokoiła się, że ktoś mógłby się tu nagle zjawić i ich zobaczyć, nie zaprotestowała ani słowem, tylko gorąco odpowiadała na gwałtowne pieszczoty Buzza.Nagle Liz powiedziała:Dość, chłopaki.Odłóżmy to na później.Nie mam zamiaru kłaść się i robić tego na tej brudnej ziemi, w biały dzień.Robienie tego na ziemi jest fajne - rzucił Richie.Tak - rzucił Buzz.- Zróbmy to na ziemi.To takie naturalne - dodał Richie.Właśnie - przytaknął Buzz.Wszystkie zwierzęta robią to na ziemi - dodał Richie.Tak - mruknął Buzz.- Bądźmy naturalni.Popuścimy wodze fantazji będziemy naturalni.Wstrzymajcie konie - rzuciła Liz.- Mamy jeszcze sporo do obejrzenia.Chodźmy się bawić.Amy włożyła podkoszulek do szortów, a Buzz jeszcze raz j ą pocałował.Po powrocie na główny plac Amy odniosła wrażenie, że wszystkie karuzele kręcą się dużo szybciej niż normalnie.Barwy również wydawały się ostrzejsze.Muzyka płynąca z tuzina różnych miejsc była głośniejsza niż przed dziesięcioma minutami, a każda z piosenek odznaczała się melodyjną subtelnością, z istnienia której nie zdawała sobie dotychczas sprawy.Nie panuję w pełni nad sobą, pomyślała Amy, zakłopotana i oszołomiona.Nie utraciłam jeszcze całkiem kontroli, ale niewiele mi do tego brakuje.Muszę być ostrożna.Czujna.Muszę uważać na tę trawkę.Tę cholerną doprawioną trawkę.Jeśli nie będę się miała na baczności, skończę w sypialni domu Liz, przywalona cielskiem Buzza, czy będę chciała, czy nie.A chyba wcale nie mam na to ochoty.Nie chcę być taką osobą, za jaką uważają mnie mama i Liz.Bo wcale taka nie jestem.A MOŻE JESTEM?Ponownie wsiedli na Falę.Amy przytuliła się do Buzza.* * *Spędziwszy poniedziałkowy poranek i część popołudnia na oglądaniu, jak lunaparkowcy rozstawiają swój sprzęt, Joey nie zamierzał wracać do wesołego miasteczka, aż do sobotniego wieczoru, kiedy to na zawsze ucieknie z domu.Nieoczekiwanie jednak w poniedziałek wieczorem zmienił zdanie.Ściśle rzecz biorąc sprawiła to jego matka.Siedział w pokoju, oglądając telewizję i popijając pepsi, gdy nieoczekiwanie przewrócił szklankę.Pepsi rozlała się na krzesło i dywan.Joey przyniósł z kuchni garść papierowych ręczników i najlepiej jak mógł wytarł zacieki, przekonany, że ani na dywanie, ani na obiciu krzesła nie zostaną brzydkie plamy.I choć przecież nie wyrządził większej szkody, mama, kiedy weszła do pokoju i ujrzała go z wilgotnym ręcznikiem w dłoniach, wpadła we wściekłość.Było dopiero wpół do ósmej, ale mama była znowu pijana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl