RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rittner posiada ją, niefałszowaną, w całej pełni i ona jest marką ochronną wszystkich jego sztuk, wszystkich jego nowel i mnóstwa fejletonowych cacek.Z niej, w linii prostej, wywodzi się pełen szlachetnej godności jego spokój w tworzeniu.Nie zawsze bowiem rozczochranie jest talentem, a rozhukanie genialnością, a takie pomyłki często się zdarzają na polskim teatrze.Nic zresztą łatwiejszego nad fałszowanie entuzyazmów i »pasyi«.Rittner pisze z nadzwyczajnym spokojem; mówi powoli, lecz pięknie, nie opuszcza go nigdy pamięć o zachowaniu form szlachetnych, bo prostych; stąd, przy czytaniu rzeczy Rittnera, czuje się dla nich nietylko szczerą przyjaźń, lecz równocześnie szacunek, w każdym wypadku, czy nas ujęły, czy nie; uczci się w nich dorobek duchowy, niesfałszowany niczem, artykuł nie podrobiony, rzecz nie napraszającą się łask publicznych przez koncesye na rzecz szerokich gustów.Na to nie pozwala Rittnerowi poczucie dobrej pisarskiej rasy.Często się zdarza, że mógłby sobie bardzo łatwem, często drobnem ustępstwem na rzecz teatralnego efektu, kupić coś realniejszego, niż succes d’estime, bo teatralną popularność, a tego autor »Małego domku« nigdy nie uczynił.Pisze, jak powinien, tworzy, jak mu każe jego wybredny smak artystyczny, spełnia zadanie swoje z godnością.Z taką pisarską godnością stworzył »Głupiego Jakóba«; w tej sztuce Rittnera, która mu przyniosła rozgłos, jest to wszystko, co jego twórczość cechuje, co właściwiej mówiąc, jego twórczość zdobi.Jest to sztuka w całej pełni wzorowa, w repertuarze scenicznym Rittnera rzecz najbardziej skończona, dla jego metody pisarskiej typowa.W całej pełni okazano w niej, jak autor, trzymając się wybornych poleceń dobrego swego smaku, użył w szlachetnej mierze wszelakich komedyowych ingredyencyi, jak równo i pewnie, idąc drogą szczerego artyzmu, szedł do nakreślonego w dramatycznej swej koncepcyi celu nie zboczywszy ani w stronę kulis, gdzie leżą stosy zakurzonych łatwych efektów, »niezawodnych środków na porost…« sympatyi u publiczności, ani nie kokietując jej francuską modą, zalecającą na zyskanie poklasku śmiech jakiegokolwiek gatunku, byle śmiech, albo… łzy, też jakiegokolwiek gatunku, byle rozczulające.I tą naiwną nieporadnością w szukaniu sztucznej sympatyi u publiczności, zyskał — niebywałą sympatyę.Szczerość w postępowaniu z widzem, ujęła widza dla autora w zupełności.Tego samego przyjęcia doznała i sztuka Rittnera; jest w niej życie niesfałszowane i nieprzykrojone do użytku tych, co nie mogą patrzeć na wrzody; może ono wskutek tego zrobić wrażenie przesadzonej rewelacyi, takie się w tem kawałeczku życia kłębią i przewalają rzeczy niewidziane i niesłyszane, A te historye dzieją się przecież i grają się w jakimś dworze szambelańskim; potworność zaś ich stąd pochodzi, żeśmy je ujrzeli odrazu, w scenicznem zgęszczeniu, nie przerywane antraktami, trwającymi miesiące, nie przesypywane smutkiem, melancholią i niemym bólem.Ci ludzie na scenie musieli nam powiedzieć wszystko odrazu, jednym tchem i wskutek tego opowieść ta oddech nam zaparła.Jest to opowieść smutna i szara.Młyn ludzki turkoce i przewala zgryzoty ludzkie i na proch ściera ziarno.Jest to sztuka smutna, sztuka, która przygnębia.Ktoś się tam wprawdzie śmieje, jakieś dymisjonowane indywiduum, ale się śmieje tylko z jadowitej złości; bo to są wszystko ludzie źli, żrący się nawzajem, zatruwający się wzajemnie, ludzie, którzy nie znoszą pogody, słońca, ciszy i uczciwych oczu.Nic tak nie męczy ludzi takich, jak widok człowieka, który śpi spokojnie i nie zna zgryzot; więc użyją wszystkich sposobów, aby zatruć to, co jeszcze niezatrute, zalać łzami oczy, które się śmiały.Niech wszyscy płaczą, kiedy my płaczemy… Ktoś się po scenie błąkał szczęśliwy, ale niedługo; zalała go ludzka zgryzota i nauczyła cierpienia.Uczyła go zaś cierpieć z taką lubością, jak tylko człowiek uczyć potrafi.Na scenie jest coraz ciemniej i coraz bardziej duszno; zgryzota ludzka, jak mętna, żółta woda powodzi zalewać poczęła wszystko, aż dosięgła wszystkich serc i wszystkie zalała swym brudem.Potem znów nastanie cisza, ale taka rozpaczliwa cisza, bez echa i bez nadziei, oślepła i nudna, zrozpaczona, zgryźliwa.podła cisza, jak w domu Wujaszka Wani, Czechowa.W tym domu już się nikt nie zaśmieje, ani nikt do drugiego nie przemówi spokojnie, bez goryczy.Każde słowo odtąd gryźć będzie.Ci ludzie będą się odtąd oskarżać o każdy przemycony uśmiech i szpiegować się będą wzajemnie.Wszystkiemu temu winien jest »głupi Jakób«.Cham ten nie wiedział, że na to są kompromisy, aby ludzie mogli udawać szczęśliwych; i że na to jest kłamstwo, aby żyć można.Chciał »prawdy«, jakby spadł z księżyca; odarto tedy, wielce słusznie, nałogowego maniaka ze wszystkiego, co miał, w formie odszkodowania za bezczelne mrzonki i napędzono do stu dyabłów, bo dla idyotów niema miejsca wśród mądrych.l wszyscy zaczęli wyć za nim: »Głupi! głupi!«Wiec poszedł płakać gdzieś za kulisą, bo taki nawet jeszcze płakać umie, na wstyd rodzajowi ludzkiemu.»Głupi Jakób«, gdyby nie był głupi, byłby miał wszystko.Był rządcą u bogatego, starego szambelana; bez pamięci kochała się w nim prześliczna dziewczyna.W oczach, które nie posmakowały jeszcze łez, gorzała mu radość; cieszył się wiosną, zapracowywał się na śmierć, obnosił swoje rumiane zdrowie, dyszał całą piersią, mówił głosem, w którym krzyczała bujna, rozkiełznana młodość.Szambelan zaczął wierzyć, że to jego własny syn; przynajmniej domowy lekarz jego twierdził tak uporczywie.Stary samotnik, wielki pan, zgryźliwy i despotyczny, postanowił go adoptować, chcąc naprawić grzech młodości.Na krok ten czyha prześliczna Hanka, furmańska córka, wychowana starannie i kształcona.Oblicza ona z plebejską chytrością: kocha Jakóba, Jakób będzie wielkim panem.W niej rozpętano wszystkie kobiece pożądania, więc jedno ma tylko pragnienie: zostania wielką panią.Jest to indywiduum niesłychanie sprytne, które spryt swój wyniosło z bagna; niema dla niej środków godziwych i niegodziwych, niema dróg krętych ani prostych, wszystkie są dobre.Zdemoralizowała ją imitacya półkultury,.zatruła ją obca atmosfera; jedno odniosła z wykształcenia: chytrość.Jest kochanką Jakóba; kiedy zaś ujrzała, że stary szambelan, który się przeraził samotności, chce ją przynajmniej przywiązać do siebie, czyniąc z niej metresę — wpada w znany szał oburzenia, znany jako jeden z najlepszych kokieteryjnych środków.Aż stary pawian pluje wreszcie na wszystkie skrupuły i obiecuje jej ślub.Ale Hanka kocha Jakóba tą barbarzyńską miłością, której nic w niej wykorzenić nie potrafiło; na dnie jej duszy tkwi dziewka wiejska, kochająca zapamiętale, do obłędu.Czyni więc wszystko, aby Jakób został wielkim panem.— Na co mi to? — powiada Jakób — przecież mam ciebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl