RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Główne kleszcze osiągnęły niezwykłe rozmiary i przypominały ciężkie, mordercze narzędzie.Poniżej skorupy wyrastała plątanina pajęczych nóg pokrytych twardym, czarnym włosem i skostniałymi wyrostkami przypominającymi wyschnięte strupy.Na tułowiu wiły się macki niczym u ośmiornicy: miękkie, białawe, pozostające w ciągłym ruchu, które trzymały poszarpane ciało Huntleya.Potwór mlaskając pożerał wnętrzności policjanta, z rogowego dzioba zwisały zakrwawione resztki, ale mniejsze kleszcze wciąż rozrywały żebra, szukając pod nimi bardziej miękkich, smakowitszych kąsków.Zawartość żołądka podeszła mi do gardła i przez dłuższy moment walczyłem z mdłościami.Udało mi się jakoś je powstrzymać, lecz oblałem się zimnym potem i dygotałem jak liść.Głęboko zaczerpnąłem powietrza i wyciągnąłem trzydziestkęósemkę.Zapewne wobec tak wielkiego i strasznego potwora okaże się bezużyteczna, ale nie posiadałem żadnej innej broni.- Jim? Alison? - próbowałem zawołać, ale z wyschniętych ust nie wydobył się żaden dźwięk.Odkaszlnąwszy spróbowałem jeszcze raz.- Jim! Alison!Obrzydliwy stwór przestał jeść i gwałtownie uniósł łeb.Na ziemię z dzioba kapała krew.Przez chwilę panowała absolutna cisza nie przerywana nawet śpiewem ptaka czy szelestem liści na drzewach.- Jim? To ja, Mason Perkins! Tu jestem!Potwór odwrócił się ku mnie.Jeszcze mógłbym wydostać się z tych zarośli, ale nie chciałem uciekać.Przecież nie po to się tu przedzierałem.Przyszedłem sprawdzić, czy w jakiś sposób można uratować Bodine'ów.Przyszedłem, bo kiedyś byli ludźmi i może nadal nimi pozostali.Przyszedłem wyłącznie dlatego, że również jestem człowiekiem.Powoli wstałem z ziemi.Bestia była zaledwie o dziesięć stóp ode mnie i niemal się dusiłem, czując gorący smród poszarpanego ciała i psującej się ryby.Szczęki powoli przeżuwały resztki trzewi Huntleya, a czarne ślepia bez ruchu wpatrywały się we mnie.Szare powieki rytmicznie unosiły się i opadały.- Jim, jeśli to jesteś ty, to musimy porozmawiać - zacząłem drżącym głosem.Chyba zwariowałem, odzywając się tak do czegoś, co przypominało istotę z plakatów reklamujących filmy grozy.Na pobliskiej gałązce usiadł mały, brązowy drozd i przyglądał się nam z ciekawością.Wiatr zaszeleścił wśród liści drzew.Przez kilka długich sekund sądziłem, że stwór nie odpowie.Był przecież teraz jeszcze bardziej przerażający, niż gdy spotkaliśmy się w zagrodzie starego Pascoe, i może utracił zdolność mówienia.W końcu usłyszałem świszczący dźwięk w jego gardle, niewyraźne, wydobywające się z trudem syczenie i zacząłem mieć nadzieję, że nadal posiada mózg istoty ludzkiej.- Mason., - wykrztusił.Ruszył w moim kierunku na pajęczych nogach, a macki falowały w powietrzu.Cofnąłem się o krok.- Jim, to ty? - zapytałem głośno.- To naprawdę ty?- Nie.- szepnął stwór.- Już.nie.- Jim, czy mnie rozumiesz? Rozumiesz, co do ciebie mówię? Przyszedłem ci pomóc.- Pomóc?.Nie.potrzebuję.pomocy.- Ale szeryf zamierza sprowadzić granatnik przeciw-czołgowy.I zabije cię, choćbyś miał nie wiadomo jak twardy pancerz.Przedrze się przez ten gąszcz i rozgniecie cię na miazgę.Stwór podszedł jeszcze bliżej, więc znów się cofnąłem, by utrzymać stały dystans.W uniesionej dłoni dzierżyłem rewolwer i czułem, jak kolba lepi się od mojego potu.- Nic.mnie.nie.powstrzyma.Mam.obowiązki.zadanie.do.wypełnienia.- Obowiązki? Zadanie? A co z twoimi zobowiązaniami wobec Alisona? Wobec Olivera? I nas wszystkich?Po chwili milczenia bestia zasyczała:- Jesteście.wszyscy.niczym.Ta.ziemia.będzie.teraz.nasza.- Jim, jeśli nadal potrafisz mówić, to masz w sobie jeszcze coś z człowieka - powiedziałem głośno.- Musisz próbować stawić opór.Gdy zdołasz uwierzyć, że nadal jesteś człowiekiem, może nie wszystko będzie stracone.W przeciwnym razie oni cię zabiją jak amen w pacierzu.- Nic.nie.pojmujesz.Nie drgnąłem, choć potwór się zbliżył.- Czyżby? Wiem o Atlantydzie i o tym, jak twoi władcy ukryli się w źródłach, aby przetrwać po katastrofie - rzuciłem wyzywająco.- I wiem o Quetzalcoatl i Quithe, i nawet o Ottauquechee.Stał przez chwilę w milczeniu.W lesie zapadał zmrok.Nieoczekiwanie przypomniała mi się scena z Alicji w Krainie Czarów, gdy cień gigantycznej wrony zaciemnia niebo.W mokrych zaroślach Connecticut świat z drugiej strony lustra wydawał się szalony i nierealny, a jednak poczułem niezwykle wyraźną woń śmierci i pierwotnej żądzy.Niebezpieczeństwo było bardzo blisko.Powoli, chrzęszcząc łuskami, stwór, który kiedyś był Jimem Bodine'em, uniósł się na tylnych łapach.W pierwszej chwili sądziłem, że szykuje się do ciosu niczym rozwścieczona kobra, ale on stał tylko wyprostowany, jego czułki wiły się gwałtownie, a czarne ślepia patrzyły na mnie, szeroko rozwarte.Łbem sięgał niższych gałęzi drzew i przypominał pionowo ustawiony samochód.- Kto.ci.powiedział.o.Ottauquechee? - wyszeptał.- Nikt mi nie mówił, przeczytałem.O bestiach pod ziemią i o bóstwach, które przybyły z gwiazd i władały Atlantydą.Jim, wiem, kim teraz jesteś, co próbujesz zrobić, i postaram się udaremnić twoje plany.Ze względu na ciebie, bo kiedyś byłeś moim przyjacielem, na Alison, a przede wszystkim ze względu na tych niewinnych ludzi, których zabijacie,Na moich oczach krabopodobnego stwora zaczęła spowijać mgła.Zamrugałem oczami i wpatrywałem się z natężeniem: on naprawdę się zmieniał.Czułki rozwiewały się niczym obłok, a łeb jakby się kulił.W powietrzu rozchodziły się jakieś drgania i miałem wrażenie, że ktoś przy głowie ustawił mi drżący kamerton.Dym się wił i pełzał formując najróżniejsze kształty.Zdawało mi się, że widzę człowieka niezwykłej postury w kapturze na głowie, później zaś kolczaste stworzenia.Zdawało mi się, że widzę znajome twarze, których jednak do końca nie rozpoznawałem, zamazane twarze ze smutnych, samotnych snów.Zdawało mi się, że widzę nieśmiało uśmiechniętego Jima Bodine'a.Zdawało mi się, że widzę siebie.- Jestem wszystkim i każdym - wyszeptał głos.- Jestem sługą boga wieków minionych i wieków przyszłych.Mam na imię legion, a obliczem moim miliony.Przygotowuję zmartwychwstanie największego spośród żyjących w głębiach wszechświata, w otchłani pradawnego wygnania, skąd nikt nie może powrócić nieproszony.Masz rację, to do nas należały źródła, gdy po raz pierwszy objęliśmy we władanie ziemskie posiadłości.Musieliśmy uciekać, gdy morskie odmęty zaczęły się zapadać, i szukać schronienia w zatokach i rzekach oraz zostawić nasze nasienie pomiędzy warstwami ziemi.To był głos Bodine'a, łagodniejszy, wytworniejszy niż normalnie, ale bez wątpienia głos Bodine'a.Z uwagą wpatrywałem się w dym i ujrzałem Jima, jak stoi pośrodku lasu, ubrany w robocze spodnie, uśmiechnięty i zadowolony.Jak to możliwe? Zmienił się w potwora czy nie? W ogromnego, krwiożerczego kraba? A może to był tylko sen, jak ten o pływaniu w głębinach oceanu i wdychaniu zimnej, słonawej wody? A może to jakieś bezsensowne złudzenie?- Jestem sługą boga wieków minionych i wieków przyszłych - powtórzył szept.- Stworzono mnie, bym zaspokoił każdą jego zachciankę, przywrócił go do życia zgodnie z ceremoniałem, który był jedynym prawem, gdy na nieboskłonie lśniły inne gwiazdy, a ludzie służyli bestii, Quithe, demonowi zwanemu przez Indian Ottauquechee, który panuje nad wodami otchłani [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl