[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I mam ci piekielnie dużo do opowiedzenia.- Jakiś ekwipunek?- Nie, za to mam skuteczny środek na tę gorączkę - Varian wzięła purpurowy mech z piętrzącego się w ślizgaczu stosu roślin i podała lekarce.- To? - Lunzie powąchała mech.- Niby czemu?- Gorąco zalecane przez miejscowego medyka.- Dziewczyna uśmiechnęła się, widząc reakcję Lunzie.- Tak, natrafiłam na jednego z mieszkańców.O, wszystko gra.Powiedziałam, że należę do ekipy ratunkowej.Jest wnukiem Bakkuna.Varian opowiadała to z promiennym uśmiechem, jak najlepszy dowcip galaktyki.Lunzie jeszcze przez parę sekund międliła mech w palcach, potem spojrzała w oczy dziewczyny:- Wnuk!- Tak.Hibernowaliśmy czterdzieści trzy lata.- Tylko trochę dłużej, niż przypuszczałam - stwierdziła lekarka; jej spokój rozczarował Varian.- Co jeszcze przywiozłaś? - Lunzie zerknęła na stos roślin w ślizgaczu.- To wszystko nadaje się do jedzenia, a te ziarna smakują lepiej niż owoce.Co z Kaiem? - Dziewczyna wylazła wreszcie ze ślizgacza i ruszyła ku nieruchomej postaci współdowódcy, starając się zbytnio nie potykać po drodze.- Czy odzyskał przytomność? - Usiadła przy jego boku.- Nie, lecz gorączka trochę spadła.Nie ruszaj się przez chwilę - rzekła Lunzie i zanim dziewczyna zorientowała się w jej zamiarach, zaaplikowała jej zastrzyk.- Nie powinnaś tym szafować.Mam.- Wcale nie szafuję - głos lekarki cichł powoli w uszach usypiającej Varian.- Nie widziałaś swojej twarzy, była kredowobiała.Czyżbyś przez calutki dzień stosowała Dyscyplinę?ROZDZIAŁ PIĄTYVarian budziła się powoli: najpierw usłyszała zawziętą dyskusję, ale nie mogła rozróżnić poszczególnych słów; albo specjalnie mówili cicho, żeby jej nie zbudzić, albo byli za daleko.Chciała wstać, lecz to wymagało zbyt dużego wysiłku.Czyżby znów znalazła się w kriogenicznym śnie? Nie! Leżała, w miarę wygodnie, na posłaniu ze sprężystych gałęzi, nie zaś na podłodze wahadłowca czy pylistym dnie jaskini.Na twarzy i dłoniach czuła powiewy lekkiego wiatru.Varian nie tyle była zmęczona, co zobojętniała.Mimo to w jej umyśle zapłonęła iskierka: tyle miała do opowiedzenia Lunzie; to paskudnie ze strony lekarki, że ją tak “wyłączyła".Dalej nasłuchiwała.Rozmawiało dwóch mężczyzn.Więc Kai lepiej się czuje! Jak dobrze znów słyszeć jego głos! Ale przez trzy dni nie wzmocni się na tyle, żeby polecieć z nią do Aygara.Powinni obudzić Portegina.Nie może się przecież spotkać z Aygarem - i kto tam z nim jeszcze będzie - bez silnego wsparcia.Skoro tak ją wyczerpał jeden dzień Dyscypliny, to czy po trzech dniach będzie na tyle silna, żeby znów czerpać z owych głębokich rezerw?Co takiego było w postawie Aygara, że się aż tak zaniepokoiła? Wyraz jego oczu - ostrożny, szacujący, pełen namysłu; nie takiej reakcji oczekiwała od kogoś, kto po raz pierwszy się zetknął z kimś spoza planety! A więc o to chodziło! Spodziewał się kogoś, ale nie jej.I nie kogoś, kto go pokona w walce wręcz.Varian poczuła smakowity, pikantny zapach.W brzuchu jej zaburczało, ślinka napłynęła do ust.Zdała sobie nagle sprawę, że jest okropnie głodna i poruszyła się niespokojnie.- A mówiłam, że zapach ją obudzi - odezwała się nagle Lunzie i Varian otworzyła oczy.Lekarka, Triv i Kai siedzieli przy ognisku, nad którym wisiał teraz kociołek.Varian podparła się na łokciu:- Umieram z głodu - oznajmiła.- Lunzie wrzuciła do garnka po kawałku wszystkiego, co przywiozłaś - odezwał się Triv - i okazało się to bardzo smaczne.Napełnił mieszaniną skorupę owocu, utwardzoną dymem i podał Varian, w chwilę później wręczył jej z pańskim gestem drewnianą łyżkę.- O, widzę, że się podniosła kultura jedzenia - zachichotała dziewczyna.- Co z Kaiem? - spytała.Był już co prawda przytomny, lecz jakiś dziwnie bierny, co się jej wcale nie podobało.- Zaczęliśmy budzić Portegina - oznajmił Triv; przykucnął obok Varian, zasłaniając ją przed tamtą dwójką i szepnął: - Ciągle gorączkuje.Mówi, że go zaatakował wielki płaszczak.Nie odzyskuje sił tak prędko, jakby Lunzie sobie tego życzyła.- Dalej mówił już normalnym tonem: - Kai uważa, że jeśli będziemy mieli płytki z reszty ślizgaczy, to zdołamy uruchomić łączność; powinniśmy naprawić większość szkód, jakie wyrządził Paskutti.- Cały czas miałam nadzieję, Triv, że się nam to uda - Varian spróbowała polewki, a potem zaczęła ze smakiem i zapałem zajadać.- Ależ to wspaniałe! - Spałaszowała wszystko, a potem bez namysłu wstała i podeszła do ogniska po nową porcję.Zanim napełniła miseczkę, zatrzymała się przy Kaiu: był niepokojąco blady i wyczerpany, z trudem zdołał się uśmiechnąć.- Wyglądasz o wiele lepiej, niż przy naszym ostatnim spotkaniu - powiedziała.- Nie mogłem wyglądać gorzej, niż się teraz czuję - parsknął ironicznie chłopak.- A co? - droczyła się z nim Varian [ Pobierz całość w formacie PDF ]