[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W istocie dzieje się tutaj znacznie więcej niż można było przypuszczaćDan ośmielił się wyrazić swoje własne podejrzenie:- Ci archeolodzy - zaczął, lecz Kapitan obrzucił go tak niechętnym spojrzeniem, że natychmiast zamilkł.- Nie mamy pojęcia, co jest przyczyną tego wszystkiego - powiedział Jellico.- Idźcie coś zjeść i odpocznijcie.Dan, boleśnie odczuwając tę nieoczekiwaną odprawę, ruszył za Murą i Kostim do mesy.Gdy mijali kajutę Kapitana, usłyszeli dzikie wrzaski Hoobata.Ten stwór wydawał się być w równie kiepskim nastroju, co Dan.I nawet ciepła strawa, w niczym nie przypominająca gumowatych substytutów, które musiał spożyć wcześniej w terenie, nie zdołała wyprowadzić go z przygnębienia.Posiłek wpłynął natomiast doskonale na samopoczucie Kostiego.- Ten Rip - oświadczył głośno -jest rozsądny.A Wilcox, on też wie, co robi.Znaleźli gdzieś bezpieczne miejsce i poczekają w zaciszu, aż zniknie to paskudztwo.Nikt przecież nie będzie się w tym poruszał…Czy rzeczywiście Kosti miał rację? - zastanawiał się Dan.Przypuśćmy, że na planecie jest ktoś, kto zna wszystkie pułapki tutejszego klimatu, kto na tyle dobrze jest obeznany z mgłą, że jest w stanie się w niej i mimo niej przemieszczać… A może nawet użyje jej jako osłony? Ten sygnał, który słyszeli w swoich odbiornikach mógł być wskazówką dla jakiejś grupy przedzierającej się przez tę zawiesinę, dla oddziału zmierzającego w kierunku nieświadomej niebezpieczeństwa Królowej…Rozdział 8.- Uwięzieni we mgleCi spośród załogi statku, którzy nie mieli żadnych pilnych obowiązków do wypełnienia, zebrali się przy włazie, z którego widać było jedynie szarą substancję okrywającą Otchłań.Właściwie najchętniej udaliby się do sterowni i posłuchali razem z Tangiem dźwięków z inter–komu, ale powstrzymywała ich obecność Kapitana.Lepiej już było przykucnąć na szczycie rampy, wpatrywać się w mgłę i nasłuchiwać.Może wreszcie usłyszą warkot silnika szperacza, który dotąd nie nadleciał.- Oni wiedzą, co robią - stwierdził po raz chyba dwudziesty Kosti.- Nie będą ryzykować utraty życia przedzierając się przez to okropieństwo.Ali… to zupełnie coś innego.Porwali go, zanim to wszystko się zaczęło.- Czy sądzisz, że to kłusownicy? - odważył się zadać pytanie Weeks.Jego ogromny kumpel zastanowił się głęboko.- Kłusownicy? Być może.Ale na co oni mają tu kłusować, powiedz mi? Nie przywieźliśmy ze sobą sveekowych futer ani arlunowych kryształów - przynajmniej ja nie widziałem, żeby to gdzieś tu leżało.A co z tymi martwymi stworzeniami, które widzieliście w dolinie, Thorson? - zwrócił się do Dana.- Czy wyglądali na takich, którym warto było coś ukraść?- Nie byli uzbrojeni, ani nawet ubrani, tak nam się przynajmniej wydawało - odrzekł Dan trochę roztargniony.- A na ich polach rosną jakieś ostro pachnące rośliny, których nigdy dotąd nie widziałem.- Narkotyki? Może to są narkotyki? - zastanawiał się Weeks.- Jakiś nowy rodzaj.Tau nie rozpoznał liści.Dan podniósł głowę patrząc w gęste opary przed nimi.Tak, teraz był pewien: to ten sam dźwięk!- Słuchaj! -– szarpnął ramię Kostiego i wyciągnął go na rampę.– Czy teraz coś słyszysz?W tej mgle, przez którą światło sygnalizacyjne Królowej nie mogło się przedrzeć i która z nastaniem nocy stała się jeszcze bardziej nieprzejrzysta, rozległ się jakiś dźwięk.Regularny rytm pracującego silnika został spotęgowany w podstępnej zawiesinie i wydawało się, że cała eskadra samolotów ruszyła na nich ze wszystkich stron wszechświata.Dan odwrócił się i opuścił dźwignię kontrolującą światła na rampie.Nawet przez tak gęstą mgłę mógł się przedrzeć jakiś słaby promień, który wskaże drogę zabłąkanemu szperaczowi.Weeks zniknął.Dan słyszał łoskot jego magnetycznych butów na trapie: śpieszył do sterowni z meldunkiem.Ale zanim Jasper dotarł do sterowni, następny sygnał rozświetlił mgłę.Był to reflektor dziobowy o pełnej mocy, którego promień nie mógł zostać stłumiony.W tym samym momencie ciemny przedmiot przemknął obok tak blisko, że omal nie rozbił się o rampę.Silnik huczał głośno, potem przycichł, i znów zawarczał nad ich głowami.Samolot podchodził do lądowania.Zgrzyt, który usłyszeli, sugerował brak wyczucia odległości u pilota.Do rampy zaczęły zbliżać się trzy postacie, które pozostawały nierozpoznawalne, dopóki nie znalazły się przy włazie.- O, Bogowie Przestworzy! - do uszu oczekujących dotarł głos Ripa, który zatrzymał się i poklepał burtę statku.- Dobrze znów widzieć naszą starą damę! O, Wszechświecie, jak dobrze!- Jak wam się udało przedostać przez to paskudztwo? - zainteresował się Dan.- Musieliśmy - udzielił mu prostej odpowiedzi asystent astronawigatora.- Tam, w górach, nie było nigdzie miejsca, żeby wylądować.Klify wznoszą się zupełnie pionowo nad ziemią.Tak nam się przynajmniej wydaje.Weszliśmy na falę prowadzącą, ale przez moment… Słuchajcie, co powoduje te zakłócenia? Dwa razy uciekł nam przez to promień, nie mogliśmy tego szumu wyciszyć…Steen Wilcox i Tau szli powoli za Ripem.Medyk, wyczerpany i obciążony awaryjnym zestawem, powłóczył nogami.Wilcox mruknął coś niewyraźnie na powitanie i przecisnął się przez witającą ich grupkę do sterowni.Rip zatrzymał się na moment i zapytał:- Co z Alim?Dan opowiedział wszystko, czego dowiedzieli się przeszukując dolinę.- Ale jak to możliwe? - padło następne, pełne zdziwienia, pytanie.- Nie mamy pojęcia.Chyba że unieśli się od razu w górę.Ale nie było tam dość miejsca dla szperacza.I pomyśl tylko o tych śladach pełzacza, które wiodą prosto w ścianę klifu.Rip, jest coś niesamowitego w tej Otchłani…- Jaka jest odległość między ruinami a doliną? - głos asystenta astronawigatora nie był już tak serdeczny, ale spokojny i nieco szorstki.- Byliśmy bliżej ruin niż Królowej.Ale w drodze powrotnej zaskoczyła nas mgła i nie dostrzegliśmy ich, o ile w ogóle nad nimi przelatywaliśmy.- I nie słyszeliście już Aliego po tym jednym przerwanym sygnale?- Tang próbował.A w terenie byliśmy cały czas na nasłuchu.- Mogli to z niego od razu zerwać - stwierdził Rip.- To byłby rozsądny ruch z ich strony.Inaczej wiedzielibyśmy, jak do nich dotrzeć.- A czy moglibyśmy uzyskać współrzędne interkomu, nawet jeśli nikt go teraz nie używa? - Dan widział w tym rozwiązaniu jakąś niewielką szansę.- Oczywiście, o ile nadal ma zasilanie…- Nie wiem.Ale zasięg jest ograniczony.Możemy zapytać Tanga.- Rip był już na trapie, gdy to mówił i wspinał się do kajuty, w której dyżurował oficer łączności.Dan spojrzał na zegarek i sprawnie obliczał czas na Otchłani, mnożąc i podnosząc do kwadratu czas obowiązujący w ich bazie.Była noc.Przypuśćmy, że Tang zdoła określić współrzędne interkomu Aliego - i tak nie zdołają dotrzeć do niego w tych warunkach.Oficer łączności nie był sam.Zebrali się przy nim wszyscy ze starszyzny.Tang znów trzymał słuchawki z dala od uszu, żeby inni mogli usłyszeć ten nieprzyjemny dla ucha dźwięk, który dochodził do nich z okrytego mgłą świata.- To jest właśnie to! - mówił Wilcox, gdy weszli Rip i Dan - Zupełnie odcięło falę wiodącą.Nawet udało mi się ustalić współrzędne.Ale w tych warunkach atmosferycznych, w tej zawiesinie zasłaniającej wszystko, nie są one na pewno zbyt dokładne.Ten dźwięk pochodzi z gór…- Czy to nie są zakłócenia atmosferyczne? - zwrócił się Kapitan do Tanga [ Pobierz całość w formacie PDF ]