[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie kryję, że wyprawa moja będzie dość ryzykowna, lecz czy pan by się zawahał, gdyby od powodzenia przedsięwzięcia zależało życie Sally?- Trafiłeś mnie rzeczywiście w samo serce, lecz co poczniemy, jeśli i ty przepadniesz? - zatroskał się marynarz.- Drogi panie bosmanie, to samo powiedziałbym będąc w pana położeniu.Wiem, że nie wolno mi postępować lekkomyślnie.Dlatego też ubezpieczę się na wszelki wypadek.Pozostawię panu szeryfowi list w zapieczętowanej kopercie, którą otworzycie, jeżeli nie wrócę w ciągu siedmiu dni.W liście tym podam, z kim i dokąd wyruszam.Chyba to powinno pana uspokoić?- Kochany Tommy, czy nie możesz powiedzieć nam tego od razu? Może udzielimy ci jakiejś rady? - cicho zapytał szeryf.- Dałem komuś słowo honoru, że nie zdradzę jego tajemnicy.Na pewno pan i pan bosman również nie nadużyliby niczyjego zaufania.- Co pan na to, szeryfie? - niepewnie zagadnął bosman.- Ja bym zawierzył Tomkowi.- Nie zaznam spokoju przez te siedem dni, ale przecież sam bym włożył łepetynę w paszczę wieloryba, byle tylko uwolnić Sally.Smaruj list, brachu! Co mam począć, jeżeli Dingo przybiegnie w tym czasie?- Pomyślałem i o tym - odparł Tomek.- Jeżeli Dingo wróci na ranczo, podąży pan z nim tropem bandy.Po ustaleniu, gdzie Sally przebywa, powróci pan tutaj po mnie, a wtedy razem wyruszymy, zgoda?- Niech i tak będzie - odrzekł bosman ciężko wzdychając.- Czyż mogę się sprzeciwić, gdy chodzi o dobro tej kochanej sikorki? Ha, nie potrafię nawet wypowiedzieć, jak mi jej bardzo żal.- Czym ja się zdołam panom odwdzięczyć? - zawołała pani Allan.- Nie ma co mówić o wdzięczności, skoro jeszcze niczego niezdołaliśmy dokonać - skromnie powiedział bosman.- Ta mała sikorka przypadła mi do serca jak własna córka.A nasz Tomek to hmmm.- Proszę pani, nie ruszę się stąd, dopóki nie odnajdę Sally - gorąco zapewnił chłopiec.- Teraz napiszę list, a potem przygotuję się do drogi.Wyruszam o świcie.Góra ZnakówNastępnego dnia Tomek opuścił ranczo jeszcze przed wschodem słońca.Oprócz wierzchowca zabrał luzaka objuczonego sprzętem obozowym i małym zapasem żywności.Po kilku godzinach poszukiwań odnalazł Czerwonego Orła na pastwisku przy stadzie bydła.Zeskoczył z konia tuż przy Indianinie.- Właśnie szukam Czerwonego Orła - odezwał się, wyciągając rękę do Nawaja.- Musimy pomówić na osobności.- Możemy rozmawiać tutaj, nikt nam nie przeszkodzi - odparł Nawaj powściągliwie.Uwaga była słuszna.Trzej kowboje, strzegący razem z nim dużego stada, siedzieli w pewnej odległości przed szałasem, spożywając poranny posiłek.Tomek szybko przywiązał konie do krzewu.- Ostatnim razem nie miałem nawet okazji pożegnać się z Czerwonym Orłem.Po tym okropnym porwaniu młodej squaw wszyscy straciliśmy głowy - usprawiedliwiał się Tomek.- Dlaczego mój czerwony brat unika ranczo? Mówiono mi, że od tego strasznego dnia nie pokazałeś się tam ani razu.Indianin spod oka obserwował białego chłopca.Nie dostrzegł w jego twarzy wyrazu nieufności, której spodziewał się, słuchając relacji kowbojów na temat porwania bratanicy szeryfa.- Czerwony Orzeł wolał nie przebywać w pobliżu ranczo, ponieważ biali ludzie gniewali się na Indian za porwanie młodej squaw - odparł po chwili wahania.- Czy mój brat również jest przekonany, że Czarna Błyskawica dokonał napadu?- Kapitan Morton narzucił wszystkim takie zdanie, chociaż ja nie mogłem jakoś w to uwierzyć.Zdawało mi się, że po przysłudze, jaką wyświadczyłem wraz z moimi przyjaciółmi Czarnej Błyskawicy, nie mógł nam wyrządzić takiej krzywdy - odparł Tomek.- Mój biały brat nie pomylił się, jestem również tego pewny.Słyszałem jednak, jak ranczerzy obwiniali tylko Czarną Błyskawicę.- Czy mój brat już wie, że pogoń była bezskuteczna?Nawaj skinął głową na znak potwierdzenia, więc Tomek ciągnął dalej:- Postanowiłem ponownie rozpocząć poszukiwania, tym razem już na własną rękę [ Pobierz całość w formacie PDF ]