RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mówili mi, że po wsiach chodzi i wszystkich się wypytuje o jakiegoś Kubę.- O Kubę! Nie jednemu psu Aysek.- Przezwiska nie powiada, Kubę jakiegoś szuka, któren go miał pono z wojny wynieść i od śmierciuchronić!- Był ci i u nas Kuba, któren do boru z panami poszedł, ale ten pomarł! - rzucił Antek i podniósł się, bojuż Mateusz wrzeszczał za ścianą:- Wychodzta, co to, do podwieczorku będzieta połedniowali!Antka porwała złość, -że wybiegł i zawołał:- Nie drzyj się po próżnicy, słyszymy wszyscy.- Obżarł się mięsem, to krzykaniem ulgę sprawia kałdunowi - powiedział Bartek.- I.krzyczy, by się przed młynarzem zasłużyć - dorzucił któryś.- Przy jadle się wylegają, poradzają, gospodarzy juchy udają, a całych portek nie pokażą mamrotałwciąż Mateusz.- Do was pije, Antoni, do was!- Zawrzyj pysk i wez ozór za zęby, bym ci go nie przyciął, a od gospodarzy ci wara! - wrzasnął Antek,gotowy już na wszystko.Ale Mateusz zamilkł, ino jak ten zbój spoglądał, a już cały dzień słowa nie przemówił do nikogo, ale zarobotą Antkową pilnie baczył i stróżował go na każdym kroku, ino przyczepić się nie mógł, bo tamtentak robił rzetelnie, że sam młynarz, któren parę razy dziennie przychodził na robotę, to spostrzegł iprzy pierwszej wypłacie tygodniowej postąpił mu na całe trzy złote.Mateusz się wściekał potem, młynarzowi do oczów skakał, ale ten rzekł:- Dobryś mi ty, dobry mi i on, dobry mi każdy, któren rzetelnie pracuje.- To ino mnie przez złość pan jemu postąpił.- Wart jest tyle co Bartek, a może i więcej, tom postąpił.Sprawiedliwy człowiek jestem, niech każdy otym wie.- A bo cisnę wszystko do stu diabłów i niech se pan sam staje do roboty - groził.- A ciśnij, poszukaj bułek,.kiedy ci chleb nie smakuje, idz, tartak poprowadzi Boryna, i do tego zacztery złote na dzień ! powiedział młynarz ze śmiechem, bo ano tak z rozmysłem wszystko rychtował,by mieć taniej robotnika.Pomiarkował się wnet Mateusz, że młynarz nie ustąpi i nie da się nastraszyć, to nie nastawał więcej,schował złość do Antka głęboko za pazuchę że go tam żywym ogniem piekła, ale dla ludzi zrobił sięjakby miększym i wyrozumialszym, spostrzegli to w lot, a Bartek splunął na to i rzekł do drugich:- Głupi jako ten psiak, co nie mógł ugryzć buta, dostał w zęby, to się teraz do niego łasi.Myślał, żełaskę posiadł, a tak samo go przegonią, niech się tylko lepszy trafi.zawżdy tak z bogaczami bywa.Antkowi zaś zarówno wszystko było, ani rad był z podwyżki, ani cieszyło go zbytnio, że Mateuszowizmiękła rura i że wieś z niego przekpiwała, o czym powiadali na robocie, tyle go to obchodziło razem, co ten łoński rok albo i mniej.Nie dla płacy robił, to ino Hankę cieszyło, robił, bo mu się tak podobało,a gdyby zechciał brzuchem do góry wylegiwać - wylegiwałby się, choćby się tam nie wiem co stało.Aże upodobał sobie w robocie, to się w niej prosto zapamiętał i chodził jak ten koń w kieracie, co i niepopędzany, a w kółko biega, póki go nie zatrzymają.I tak szedł dzień za dniem, tydzień za tygodniem aż do samych Godów w ciężkiej i bezustannej pracy,aż mu z wolna przycichła dusza i jakby skrzepła na lód, że zgoła niepodobny był do dawnego.Dziwowali się temu ludzie i różnie o tym mówili.Ale to było jeno z wierzchu, dla ludzkich oczów, bo nawnątrzu całkiem było różnie - jako w tej wodzie bystrej i głębokiej, którą mróz w lody okuje i śniegiprzysypią - a bełkocze cięgiem, szumi, huka, że ani człek się spodzieje, kiej pęknie powłoka i wodyluną.Tak ci było i w nim; robił, harował, pieniądze co do grosza oddawał żonie, w domu przesiadywałwieczorami, a dobry był jak nigdy, cichy, spokojny, dzieci zabawiał, pomagał w gospodarstwie,marnego słowa nie rzekł nikomu, nie wyrzekał i jakby o wszystkich krzywdach zapomniał ale nie zwiódłtym wszystkim Hanczynego serca, nie; juści, że radowała się tej przemianie i dziękowała za nią Bogugorąco, a zabiegała koło niego, jak mogła, w oczy mu cięgiem patrzyła, by odgadnąć, czegopotrzebuje, służką mu była najwierniejszą i najpamiętliwszą, ale i często łapała oczami jego smutnespojrzenia, często nasłuchiwała strwożona jego wzdychów cichych, często opadały jej ręce i zzamarłym sercem oglądała się dokoła, chcąc przewidzieć, skąd przyjdzie nieszczęście, bo dobrze czuła,że w nim waży się cosik strasznego, cosik, co ino przez moc zdzierża, co ino przywarło, przytaiło się, assie mu duszę, ssie.On zaś ani słowa nie rzekł, zle mu jest czy dobrze, z roboty wracał prosto do domu, o świtaniu sięzrywał, kiedy przedzwaniali na roraty, że co dnia przechodził koło oświetlonego kościoła, co dniazatrzymywał się wprost kruchty posłuchać grania organów, tych muzyckich głosów, tych brzmieńrozdzwonionych, cichych; przejmujących, co jakby z mrozów dzwięczały, jakby z tej przedświtowejszarości się rodziły, jakby z tych zórz miedzianych pobrzękiwały z lodowych przysłon i z ziemiprzemarzłej niosły się tęsknym, łamiącym marzeniem długiego snu, ciężkiego snu zimy, i co dniaprzyspieszał kroku, by go nie ujrzeli zasłuchanego, i biegł drugą stroną stawu, dłuższą, byle ino nieprzechodzić koło ojcowego domu nie spotkać nikogo.Nikogo!Dlatego też i w niedziele przesiadywał kamieniem w domu, mimo próśb Hanki, by szedł z nią dokościoła.Nie i nie.Bał się spotkania z Jagną, dobrze wiedział, że nie zdzierży, nie wytrzyma!A przy tym wiedział od Bartka, z którym się niezgorzej stowarzyszył, i sam czuł, że wieś wciąż się nimzajmujeże go pilnują i śledzą na każdym kroku jak złodzieja, jakby się zmówili na niego - nieraz bowiemspostrzegał przyczajone za węgłami oczy, nieraz czuł, jak się oglądają za nim, jak lecą ciekawe,chwytne spojrzenia, co rade by do dna duszy sięgnąć i wypatroszyć ją z każdego zamysłu, i przejrzećna wskróś.Bolały go te oczy, bo jakby świdrem szły przez duszę, srodze bolały.- Nie przegryziecie, ścierwy, nie przegryziecie - szeptał nienawistnie, zacinając się w coraz sroższymgniewie na wszystkich, że jeszcze bardziej unikał ludzi.- Nie potrzeba mi nikogo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl