RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie będziesz znowu wymiotować, co? Prychnęła i cofnęła się.- Mam taką nadzieję.- Potarła ramiona rękoma - musiała zostawićswój szal w sypialni Lilani.- Dziękuję, że mi przy tym pomogłeś.Zbył to wzruszeniem ramion.- To była dobra robota.Stary dobrze cię wyuczył.Była zbytzmęczona, żeby ta myśl ją zabolała.- Owszem.Wrócili do Feniksa w milczeniu.Kiedy dotarli do hotelu, noc stałasię zamazaną plamą mroku i blasku latarni, a Isyllt czuła krew szumiącą jej w uszach.Podmuch wiatru sprawił, że Adamzesztywniał i podniósł twarz ku górze.Isyllt zmarszczyła nos.-Dym?- Na północy.Pali się coś dużego.- Czy powinniśmy sprawdzić - Ziewnięcie tak silne, że ażprzeskoczyło jej coś w szczęce, przerwało jej w pół zdania.Adamzaśmiał się cicho.- Rankiem.Obudzę cię, jeśli miasto spłonie.Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętała, zanim ogarnęła ją ciemność, byłoto, że Adam złapał ją, kiedy się potknęła i zaniósł do łóżka.* * *Xinai wśliznęła się do środka długo po tym, jak dzwony wybiłypółnoc.Drzwi zaskrzypiały, gdy zamykała je za sobą i Adam sięporuszył.W słabym świetle wpadającym przez okno, zobaczyła jakszuka po omacku miecza, po czym opada z powrotem na łóżkorozpoznawszy ją.Zciągnęła buty i rozpięła pas.Zapach alkoholu pomieszany z woniąjego potu był znajomy, kiedy jednak podeszła bliżej do łóżka,pochwyciła inny zapach i zmarszczyła brwi.Magia, zimna i mroczna.- Pachniesz śmiercią - powiedziała, stając u stóp łoża.Zapadł w senw ubraniu.Czekając na nią - uśmiechnęła się na ten widok, mimo tylulat spędzonych razem.- Zmiercią i winem.- Wino było przed śmiercią - wymruczał ściągając buty.- Zwykle tak jest.- Aóżko zaskrzypiało pod jej ciężarem.Pochyliłasię nad nim i zmarszczyła nos czując śladową woń gorzko-słodkichperfum.- Pachniesz też jak ta czarownica.- Uniosła brew, choć onpewnie tego nie widział.- Nie wiedziałam, że ona jest w twoim typie.Zaśmiał się cicho i złapał ją rękoma w pasie.- Gdyby nie zabiła mnie jej magia, to zrobiłyby to jej kości biodrowe.Nie, przeżyliśmy pewną przygodę.Było to lepsze niż spędzanie godziny za godziną w zadymionychbarach, słuchając niezadowolonych robotników mamroczących nadpiwem.Choć alkohol mógł rozluznić im języki do narzekania nacesarstwo, to rankiem przeklinając swój kac zajmowali się swoimi co- dziennymi sprawami, nie myśląc o tym, że mogliby zrobić coświęcej.Nawet ci, którzy zebrali się, aby zaprotestować wczoraj nanabrzeżu tylko pokrzykiwali.Potrzebowała wojowników, a nierozgniewanych handlarzy i kupców.Smród piwa, dymu i potu innychludzi przylgnął do jej skóry, a zebrała tylko kilkoro nazwisk, któremogły być użyteczne.Przynajmniej pożar na nabrzeżu był ślicznymwidokiem.Odsunęła od siebie uczucie rozczarowania.- A więc kryje się za tym historia - powiedziała i usiadła na nimpomagając mu rozpiąć pas i rozwiązać troczki koszuli.- Opowiedz.Pociągnął ją w dół, żeby położyła się obok niego i oparł głowę na jejramieniu.Kiedy opowiadał jej o wyprawie do Straylight, egzorcyzmiei zniewoleniu ducha Xian, Xinai zaczęło ściskać w żołądku.- To straszne - wyszeptała, kiedy skończył.- Zginąć w ten sposób inie zostać pogrzebaną.Patrzeć jak twoja rodzina staje siękolaborantami.- Ona sama mogła zginąć na północy ze sto razy i niktnie znałby odpowiednich rytuałów ani pieśni.Wtedy jej to niemartwiło, nie myślała bowiem, że jeszcze kiedyś ujrzy swoją ojczyznę.Teraz na myśl o tym, ścisnęło ją w żołądku i aż zemdliło ze strachu.Adam prychnął cicho, a ona zesztywniała.Jednak nie była to jegowina.Nie mógł tego zrozumieć.- Jednak próba zawładnięcia ciałem prawnuczki to posuwanie sięnieco za daleko.- Tak.- To było tylko dziecko.Ciało wojownika byłoby bardziejużyteczne.Przez chwilę leżeli w milczeniu i Xinai poczuła, że Adamzaczyna zasypiać.- Ciekawe, ile ich pozostało - zastanawiała się nagłos.- Duchów buntowników.- Nas obchodzą tylko żywi.- Objął ją ramieniem w pasie i ukryłtwarz w zgięciu jej szyi.- Czy ty masz do opowiedzenia jakąś historię?Wyczułem pożar.- Tak, skład przy nabrzeżu.- Zaczął już pochrapywać i Xinaipocałowała go w czoło, gładząc dłonią po potarganych włosach.-Opowiem ci rano.Odpocznij.W chwilę pózniej chrapał już w najlepsze, lecz minęło sporo czasu,zanim Xinai podążyła za nim osuwając się w ciemność. Rozdział 4Gorąca smuga słonecznego światła kładąca się na łóżku i fiszbinygorsetu wbijające się w jej żebra i piersi obudziły Isyllt.Sny o duchachi lodzie spowijały jej umysł niczym lepka pajęczyna i przez chwilę niemogła sobie przypomnieć, gdzie się znajduje.A potem Isyllt usiadła, powróciła jej jasność umysłu poczułaprzeszywający ból między oczami.%7łółć paliła ją w gardle i przezchwilę bała się, że zwymiotuje.Przełknęła ją, zamknęła oczy i czekała,aż uda jej się osiągnąć trudne zawieszenie broni ze swoim żołądkiem.Rozejm ten trwał, dopóki nie wygramoliła się z łóżka i nie poczuławpadającego przez otwarte okno smrodu kanału.W ostatniej chwilizdążyła do toalety.Wyglądało na to, że jednak skłamała - upijanie się w trupa podpadałopod pozwalanie, żeby osobiste uczucia wpływały na jej pracę.Niemogła sobie pozwolić by to się powtórzyło.Po długiej kąpieli i założeniu czystego ubrania, dołączyła dojedzących śniadanie najemników i udało jej się napić trochę lassi iposkubać chleba.Zamknęła oczy chroniąc się przed strasznymblaskiem słonecznym i słuchała Xinai opowiadającej o grupachpowstańców i pożarze magazynu.W tej chwili starała się jedynie, żebysłowa wpadały jej w ucho - spróbuje je rozważyć, kiedy w głowie jejsię rozjaśni.- Czekaj no - Adam przerwał Xinai składanie meldunku.Isylltotworzyła jedno oko i skrzywiła się, gdy światło odbiło się od zastawystołowej.- Powiedziałaś, że jak on się nazywa?- Jabbor Lhun? - odparła Isyllt.Przynajmniej pamięć jej nieszwankowała, choć reszta jej ciała przejawiała buntownicze zamiary. - Jest przywódcą grupy bojowników - powtórzyła Xinai.-Jadeitowych Tygrysów.Są jedną ze znanych powszechnie grup.- Jest Assarijczykiem? - spytał Adam.- W połowie, przynajmniej tak słyszałam.- Uniosła swoje czarnebrwi.- A czemu pytasz?Wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Myślę, że widziałem wczoraj naszego przywódcę buntowników.Miał schadzkę z uczennicą w Kurun Tam.Nadeszło leniwe i gorące popołudnie, zanim opuścili Feniksa.Kilkuheroldów miejskich wciąż wykrzykiwało nowiny o pożarze, jednakwiększość schroniła się przed upałem.Wiatr z północy niósł smródpopiołów i spalenizny.Aódz wiosłowa zawiozła ich na wschodnią stronę miasta przezszerokie kanały i wodne ogrody.Wioślarz wskazywał atrakcjeturystyczne, łącznie z lśniącymi murami i bramami Khas Maram.DomLudu, po assarijsku, tak nazywał się zarówno zwieńczony kopułąbudynek rady jak i gremium obieralnych urzędników, którzy się tamzbierali.Radni byli rodzimymi sivahrijczykami, mającymi stanowićprzeciwwagę dla wyznaczanego przez cesarstwo wicekróla.Przynajmniej w teorii - Isyllt wątpiła by w Domu Ludu zasiadł ktoś, ktonie był bogatym lojalistą.Szmaragdowy cień kanałów chronił ich przed najgorszym upałem,lecz długie rękawy, jakie miała Isyllt, żeby przykryć swojeposiniaczone i poparzone solą ramiona nie były najlepszym pomysłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl