[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Bliżej! huknÄ…Å‚ na niego rozkazujÄ…cy gÅ‚os. Bliżej! Tylko mów prawdÄ™, bo jak zełżesz,każę ci dać pięćdziesiÄ…t nahajów! Wiadome mi sÄ… twoje sprawki groziÅ‚ zasypujÄ…c go krót-kimi pytaniami, a patrzÄ…c mu w oczy.Francuz roztoczyÅ‚ caÅ‚Ä… umiejÄ™tność wydawania siÄ™ tym, za co chciaÅ‚, aby go uważano.Od-powiadaÅ‚ rozwlekle, bÄ…kaÅ‚ trzy po-trzy, powtarzaÅ‚, i odbiegajÄ…c wciąż od materii, pokazywaÅ‚siÄ™ prostakiem i prawdziwym gamoniem.Nawet w jakimÅ› miejscu rozpÅ‚akaÅ‚ siÄ™ rzewliwie.SÅ‚owem, pokazaÅ‚ siÄ™, jakby na teatrumnie potrafiÅ‚ i najsprawniejszy komediant. Milczeć! wstrzymaÅ‚ potoki jego nieznoÅ›nego gadulstwa. W ciÄ…gu dwudziestu czte-rech godzin wyjedziesz z Warszawy!Tu pofolgowaÅ‚ sobie, zwymyÅ›laÅ‚ go od ostatnich, zagroziÅ‚ Sybirem i kazaÅ‚ iść precz.Volange, nie wychodzÄ…c z roli, padÅ‚ mu do nóg na podziÄ™kowanie, bÅ‚agajÄ…c zarazem ozwrot zabranych przy aresztowaniu towarów. NajjaÅ›niejszy ambasadorze, wziÄ™li mi pięć Å‚ub z materiami, podróżne tÅ‚umoki, regestraobstalunków i cztery lalki modnie przybrane: jedna w stroju á la Grecque, jedna á la LouisXVI, jedna w amazonce, jedna berżerka. Wyrzucić go za bramÄ™ wraz z bebechami! krzyknÄ…Å‚ zniecierpliwiony i odwracajÄ…c siÄ™plecami rozkazaÅ‚ adiutantowi wprowadzić nastÄ™pnego suplikanta.Kasztelanowa zabraÅ‚a Francuza do siebie.JechaÅ‚ milczÄ…cy, jakby jeszcze niepewny wolno-Å›ci, dopiero w paÅ‚acu, w ustronnym pokoju, gdzie czekaÅ‚ na niego ZarÄ™ba, pokazaÅ‚ twarzprawdziwej radoÅ›ci. WyrwaliÅ›cie mnie wilkowi z gardÅ‚a szeptaÅ‚ dziÄ™kczynnie. MyÅ›laÅ‚em, że już po mnie.Dopiero list, przyniesiony przez szewca, daÅ‚ mi przedsmak nadziei.W lochach nie byÅ‚o mizle, ale drÄ™czyÅ‚y obawy indagacyjnych bastonad.A ta myÅ›l, że mogÄ… przymuszać do wyprzy-siÄ™gania siÄ™ moich opinii politycznych, do powolnoÅ›ci ciemiÄ™zcom i tyranom, doprowadzaÅ‚amnie do szaleÅ„stwa!Twarz mu oblekÅ‚a groza przeżytych myÅ›li i obaw. Rozumiesz teraz, jak smakuje prokonsulska dyktatura, obywatelu? I wiÄ™cej jeszcze dowiedziaÅ‚em siÄ™ od socjuszów niedoli. Dasz gÅ‚os prawdzie przed obywatelami reprezentantami w Konwencie. PrzeÅ›lÄ™ im obszernÄ… relacjÄ™, gdyż sam jechać nie mogÄ™ zawahaÅ‚ siÄ™. WyjadÄ™, leczgdzieÅ› z drogi zawrócić muszÄ™. Chyba pod zmienionÄ… twarzÄ… i nazwiskiem.Ale wiesz, co by ciÄ™ spotkaÅ‚o, gdybyÅ› siÄ™znowu znalazÅ‚ w rÄ™kach Igelströma? Wiem i pozostajÄ™.Powinność przede wszystkim! podniósÅ‚ siÄ™ do wyjÅ›cia. PragnÄ™ ztobÄ…, obywatelu, pomówić obszerniej.MoglibyÅ›my siÄ™ spotkać wieczorem u Kapostasa? Dobrze, ale o samym zmierzchu, gdyż na noc wyjeżdżam. Czy zabiera ciÄ™ z sobÄ… DziaÅ‚yÅ„ski? spytaÅ‚a milczÄ…ca kasztelanowa. Szef wyjeżdża dopiero za dwie niedziele.Zpieszyć muszÄ™ do Grabowa.PorwaÅ‚a siÄ™ zatrwożona. Czyżby moje sny i przeczucia. DostaÅ‚em dzisiaj sztafetÄ™.Ojciec rozkazuje mi przyjechać jak najrychlej.Odprowadziwszy go na stronÄ™ pragnęła coÅ› powiedzieć, ale nie zdobyÅ‚a siÄ™ ani na jednosÅ‚owo, tylko ucaÅ‚owawszy go na pożegnanie jak syna zapÅ‚akaÅ‚a cichutko, oddalajÄ…c siÄ™spiesznie do swojej stancji.Volange poleciaÅ‚ zapisać siÄ™ na poczcie do wyjazdu i zbierać manatki.136ZarÄ™ba wyszedÅ‚ zaraz za nim, peÅ‚en drÄ™czÄ…cych myÅ›li o ojcu i smutnych przeczuwaÅ„.JużbyÅ‚ wychodziÅ‚ z paÅ‚acu, gdy na podjezdzie spotkaÅ‚ siÄ™ oko w oko z IzÄ… i Zubowem.Wracali zjakiejÅ› promenady, rozeÅ›miani, weseli, niezmiernie zajÄ™ci sobÄ….Szambelanowa skinęła mugÅ‚owÄ… bardzo niechÄ™tnie i przeszÅ‚a do sieni bez sÅ‚owa. JacyÅ› diabli noszÄ… jÄ… swoimi wertepami pomyÅ›laÅ‚, nie pojmujÄ…c zgoÅ‚a jej postÄ™powa-nia.Nie byÅ‚o jednak czasu na rozmyÅ›lania, caÅ‚y bowiem dzieÅ„ lataÅ‚ po Warszawie szykujÄ…csiÄ™ do wyjazdu.ZasiÄ™ o zmierzchu pobiegÅ‚ na Krakowskie, do kamienicy, gdzie byÅ‚ bank Ka-postasa i Morina.Bankiera w sklepie nie zastaÅ‚, poszedÅ‚ wiÄ™c do jego mieszkania na trzeciepiÄ™tro.SÅ‚użący go wpuÅ›ciÅ‚ uprzedzajÄ…c jeno, jako pan zajÄ™ty jeszcze.Volange a również nie byÅ‚o.PrzemierzyÅ‚ wiÄ™c raz i drugi maÅ‚e stancyjki zawalone książ-kami, wyjrzaÅ‚ na Krakowskie i nie mogÄ…c siÄ™ nikogo doczekać siadÅ‚ do czytania Hambur-skiej Gazety leżącej na stole.PrzeszkadzaÅ‚ mu jakiÅ› monotonnie recytujÄ…cy gÅ‚os jakby gdzieÅ› z góry.Odszukawszy wkÄ…cie pokoju wÄ…skie schodki zamaskowane szafami, dobraÅ‚ siÄ™ nimi na poddasze i stanÄ…Å‚ jakwryty.ZnalazÅ‚ siÄ™ bowiem w niskiej, obszernej izbie, obitej czarnÄ… materiÄ…, na której sre-brzyÅ‚y siÄ™ kabalistyczne znaki, hebrajskie zgÅ‚oski i dziwaczne hieroglify.Zielona, krysztaÅ‚o-wa kula, zawieszona w górze, rozsiewaÅ‚a Å›wietlisty miaÅ‚.Kapostas siedziaÅ‚ pod niÄ… nierucho-my, w czarnej szacie, pokrytej zodiakalnymi wyobrażeniami, na gÅ‚owie miaÅ‚ jakby tiarÄ™ wksztaÅ‚t rogatego księżyca uczynionÄ…, zaÅ› w rÄ™ce wyciÄ…gniÄ™tej czarodziejskÄ… paÅ‚eczkÄ™, zakoÅ„-czonÄ… gÅ‚owÄ… węża [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]