[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Prawie ksiądz, a chce mu się zabawiać kiej dzieciak - szepnął z politowaniem i wartko ruszył kudomowi miarkując sobie po słońcu, jako musiało już być kole podwieczorka.- Póki nie tknę tej zadry, póty i nie boli! - myślał o Jagusi.- A jak to w niego łakomie patrzała; dziw gonie zjadła.A niechta, a niechta.Próżno się jednak otrząchał, zadra i tak dolegała mu do żywego.- A ode mnie to uciekaj kieby od tej zarazy.Juści, nowe sitko na kołek, szczęściem, co z Jasiem nic niewskóra - rozjątrzał się coraz barzej - poniektóra to jak suka, poleci za każdym, kto zagwizda.Leciał prędko, ale nie poredził zgubić tych gorzkich wspominków, jacyś ludzie go wymijali, anispostrzegł kogo; uspokoił się dopiero pod wsią, gdyż dojrzał organiścinę siedzącą nad rowem zpończochą w ręku, najmłodszy tarzał się przed nią w piasku, a stadko podskubanych gęsi szczypałotrawę między topolami.- Aż tutaj pani zawędrowała z gęsiami? - przystanął obcierając spotniałą twarz.- Wyszłam naprzeciw Jasia, tylko go patrzeć, jak nadjedzie.- Dyć ino co wyminąłem go pod lasem.- Jasia! to już jedzie? - zakrzyczała zrywając się na nogi.- Pilusie, pilu, pilu a gdzie, szkodniki, a gdzie?- wrzasnęła, bo gęsi jakoś niespodzianie dopadły do żyta stojącego nad drogą i wzieny je zajadlemłócić.- Bryka stała pod figurą, zaś on rozmawiał se z jakąś kobietą.- Pewnie spotkał znajomą i pogadają.To on tu zaraz nadjedzie.Poczciwa chłopczyna, on nawet obcegopsa nie przepuści bez pogłaskania.A którąż to spotkał?- Nie rozeznałem dobrze; ale zdało mi się, co Jagusię - a widząc, że stara skrzywiła się jakośniechętnie, dorzucił ze znaczącym prześmiechem: - Nie rozeznałem, bo zeszli mi z oczów kajś wzagaje.pewnikiem przed gorącem.- Zwięci Pańscy! co też wam w głowie, Jasio zadawałby się z taką.- Taka dobra jak drugie, a może i lepsza! - rozgniewał się srodze.Organiścina chybciej zaruchała drutami wpatrując się jakoś pilnie w pończochę.- A żeby ci ozór odjęło,pleciuchu jeden - myślała głęboko dotknięta - Jasio miałby z taką dziewą.prawie już ksiądz.- Ale sięjej spomniały różne księżowskie historie i ogarnął ją niepokój, poskrobała się drutem po głowie,postanawiając rozpytać się obszerniej, lecz Antka już nie było, natomiast na drodze od lasu podniósł siętuman kurzawy i toczył się ku niej coraz prędzej, a nie wyszło i Zdrowaś, już Jasio ściskał ją z całejmocy i skamlał serdecznie:- Mamusiu kochana! Mamusiu!- Zwięci Pańscy! Ady mnie udusisz! Puść, smoku, puść! - i kiedy puścił, sama wzięła go ściskać,całować a wodzić po nim rozkochanymi oczyma.- A to cię wychudzili, kruszyno! Takiś blady, synaczku! Takiś mizerny!- Rosoły na święconej wodzie nie pasą! - śmiał się pohuśtując brata, któren jaże piszczał z radości.- Nie bój się, już ja cię odpasę - szeptała gładząc go pieściwie po twarzy.- To jedzmy, mamusiu, prędzej będziemy w domu- A gęsi? Zwięci Pańscy, znowu w szkodzie! Skoczył wyganiać, gdyż się były dorwały żyta łuskająckłosy aż miło, potem brata usadził w bryce i zapędzając przed sobą gęsi szedł środkiem drogirozpowiadając o podróży.- Patrz no, jak się bęben umazał! - zauważyła wskazując na małego.- Dobrał się do moich jagód.Jedz, Stasiu, jedz! Spotkałem w lesie Jagusię, wracała z jagód i trochę miusypała.- zrumienił się wstydliwie.- Właśnie przed chwilą mówił mi Boryna, że was spotkał.- Nie widziałem go, musiał gdzieś bokiem przechodzić.- Moje dziecko, na wsi ludzie widzą przez ściany nawet i to, czego wcale nie było! - wyrzekła znaciskiem, spuszczając oczy na rozmigotane druty.Jasio jakby nie zrozumiał, gdyż dojrzawszy stado gołębi lecące nisko nad zbożami, śmignął za nimikamieniem i zawołał wesoło:- Zaraz poznać po wypasionych brzuchach, że to proboszczowskie.- Cicho, Jasiu, jeszcze kto usłyszy! - skarciła go łagodnie, rozmarzając się myśleniem, jak to onzostanie kiedyś proboszczem, a ona usiędzie przy nim na stare lata dożywać dni swoich w spokoju iszczęśliwości.- A kiedyż to Felek przyjedzie na wakacje?- To mama nie wie, że go aresztowali?- Zwięci Pańscy! Aresztowany! i cóż to zbroił? A zawsze mówiłam, a przepowiadałam, że zle skończy!Taki łajdus, w sam raz było mu iść na jakiego pisarka, ale młynarzom zachciało się zrobić z niegodoktora! A tak się nim pysznili, tak nosy zadzierali, a teraz synek w kryminale, mają pociechę! - aż siętrzęsła z jakiejś mściwej radości.- Ależ to zupełnie co innego, siedzi w cytadeli [ Pobierz całość w formacie PDF ]