RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Miłość oznacza, że wiesz, kiedy pozwolić komuś odejść  odparłem.* * *W ogóle jej nie zauważyłem.Wjechałem w główną ulicę i nagle usłyszałem piskopon i głośny klakson.Czarna taksówka ominęła mnie, skręcając ostro w bok i zoba-559 czyłem wykrzywioną w grymasie wściekłości twarz kierowcy.Ludzie odwrócili głowy,żeby przyjrzeć się temu idiocie w sportowym aucie z podartym dachem.Zatrzymałem się przy krawężniku i nie zwracając uwagi na mijające mnie samocho-dy, próbowałem uspokoić bijące serce.Trzęsły mi się ręce.Zacisnąłem je na kierownicy,aż pobielały kłykcie, i drżenie ustąpiło.A potem ruszyłem powoli do domu, prowadząc z przesadną ostrożnością, ponieważwiedziałem, że moje myśli podążają inną drogą, że koncentrują się na zamieszczonej wrodzinnym albumie czarno-białej fotografii ojca i syna oraz na fragmencie pewnej starejpiosenki o nieznajomym, który trafił do raju. Jak myślisz, tato?  powiedziałem na głos, naprawdę pragnąc porozmawiać zmoim starym, naprawdę pragnąc dowiedzieć się, co o tym sądzi. Czy dobrze zrobi-łem? Rozdział 40Usłyszeliśmy kościół, jeszcze zanim go zobaczyliśmy.Kiedy wielki czarny daimler skręcił w lewo w Farringdon Road i ruszyliśmy powoliw stronę Tamizy, dzwony biły na cześć Marty ego i Siobhan.A potem skręciliśmy ponownie na mały Clerkenwall Square i miałem wrażenie, żekościół zasłonił całe błękitne niebo.Ubrany w żakiet Marty zaczął się wiercić na tylnymsiedzeniu limuzyny, zezując na gości, którym przy wejściu do kościoła wręczano kwiatydo butonierek.561  Czy nie powinniśmy zrobić kilku rundek?  zapytał. Kazać im trochę pocze-kać? To robi panna młoda, Marty.Nie my. Jesteś pewien, że masz.Pokazałem mu dwie złote obrączki i pokiwał głową.Nie zostało nam nic innego, jak wysiąść.Kiedy to zrobiliśmy, dzwony rozdzwoniły się tak głośno, że nie sposób było sięskupić.Zaczęliśmy wchodzić po kamiennych schodach do kościoła.Marty rozpinał izapinał frak, uśmiechając się i kłaniając ludziom, których znał, a nawet tym, którychnie znał.Byliśmy w połowie drogi, kiedy potknął się o coś i musiałem złapać go zaramię, żeby się nie wywrócił.Pochylił się i podniósł ze schodka dziewięciocalową plastikową figurkę mężczyzny.Miał na sobie lawendową marynarkę, lśniące srebrzyste spodnie i białą satynową koszu-lę.I albo nosił na brzuchu szeroki pas albo był grubo zabandażowany.Poza tym zgubiłgdzieś jeden z białych półbutów. Kto to ma, kurwa, być?  zapytał Marty. Liberace?562  To nie Liberace  odpowiedziałem, odbierając mu lalkę. To Disco Ken.W sączących się przez witraże promieniach słońca zbiegała ku nam mała dziew-czynka, trzymając w ręku kapelusik tej samej barwy co jej żółta sukienka. Peggy!  zawołałem. Disco Ken  stwierdziła, zabierając mi lalkę. Szukałam go.Chwilę pózniej zobaczyłem Cyd, która przyglądała mi się spod ronda wielkiegoczarnego kapelusza.Był dla niej trochę za duży.Może kupiła go, zanim przycięła włosy. Zaczekam w środku  oznajmił Marty. Na ołtarzu. Przy ołtarzu  poprawiłem go. Wiem dobrze, gdzie zaczekam  stwierdził.Cyd uśmiechnęła się do niego. Powodzenia  powiedziała.Popatrzyliśmy w ślad za nim, a potem przez dłuższą chwilę przyglądaliśmy się so-bie. Nie spodziewałem się tu ciebie zobaczyć  mruknąłem. Jestem zaproszona przez pannę młodą.563  Oczywiście.Siobhan naprawdę cię polubiła.No więc.co u ciebie? W porządku, w porządku.Naprawdę w porządku.A jak się miewa Pat? Mieszka teraz u Giny.To chyba zdało egzamin.Zobaczysz go pózniej. Pat przyjdzie?  zapytała Peggy. Jest w orszaku pana młodego. To ekstra  stwierdziła i dała z powrotem nurka do kościoła. Jest szczęśliwy?  zapytała Cyd.Widziałem, że ją to naprawdę obchodzi, i miałem ochotę ją objąć. Wyłoniły się pewne drobne problemy z chłopakiem Giny.To jakiś odmieniec.Nie lubi, kiedy Pat tłucze go w głowę świetlnym mieczem.Powtarzam małemu: nie,nie, Pat, jeśli masz zamiar go uderzyć, wal między oczy.Cyd potrząsnęła głową i uśmiechnęła się. Kim byłbyś bez tych swoich żarcików, Harry? Nie wiem. Ale widujesz go?564  Przez cały czas.W każdy weekend i raz w ciągu tygodnia.Nie ustaliliśmy jeszczekwestii wakacji. Musi ci go brakować. Mam wrażenie, jakby wciąż ze mną był.Nie potrafię tego wyjaśnić.Nawet kiedygo nie ma, czuję go przy sobie.Czuję wielką dziurę tam, gdzie jeszcze przed chwilą był.Tak jakby jego nieobecność była tak samo silna jak obecność. Nawet kiedy ich nie ma, wciąż władają naszym sercem.Na tym właśnie polegarodzicielska miłość. Chyba tak.Jak się miewa Jim? Nie mam pojęcia.Nic z tego nie wyszło.Błędem było nawet próbować. No cóż, zrobiłaś to dla Peggy. Miałem nadzieję, że zrobiła to dla Peggy.Anie dlatego, że nadal kochała go tak, jak kochała niegdyś. Warto było spróbować zewzględu na Peggy. Tak uważasz? Absolutnie.565 Wskazała głową mijającego powoli kościół daimlera.W środku siedziała ubrana nabiało dziewczyna i podenerwowany mężczyzna w średnim wieku.Samochód zniknął zarogiem. Lepiej wejdzmy do środka  powiedziała. Do zobaczenia pózniej.Możemy podzielić się vol-au-ventem. Do widzenia, Harry.Patrzyłem, jak odchodzi, by zająć miejsce po stronie panny młodej.Idąc, trzymałarondo kapelusza, jakby w każdej chwili mógł odfrunąć.A potem poczułem, jak ciągniemnie za rękaw Pat.Ubrany w coś, co przypominało marynarski mundurek, wyglądałbardzo elegancko.Objąłem go i zobaczyłem wchodzących po stopniach Ginę i Richar-da. Mówiłam ci, że nie uda nam się zaparkować tak blisko kościoła  mówiła. Przecież nam się udało  odparł. Czy może czegoś nie zauważyłem?Widząc mnie, przestali się kłócić, odebrali od mistrza ceremonii kwiatki do buto-nierki i weszli do kościoła.Uśmiechnąłem się do Pata. Podoba mi się twój nowy garnitur.Jak się w nim czujesz?566  Drapie mnie. Wyglądasz wspaniale. Nie lubię garniturów.Za bardzo przypominają mi szkołę. Chyba masz rację.Garnitury za bardzo przypominają szkołę.Nadal jesteśmyumówieni na weekend?Pokiwał głową. Co chcesz robić?  zapytałem. Coś dobrego  odparł po chwili zastanowienia. Ja też tego chcę.Zróbmy coś dobrego w ten weekend.Ale na razie mamy tu dowykonania zadanie, prawda? Jesteśmy drużbami. Ty jesteś drużbą.Ja jestem pierwszym drużbą.Idziemy na ślub?Pat wzruszył ramionami i uśmiechnął się.Mój przepiękny chłopak.Weszliśmy do kościoła  w środku pachniało liliami, chłodem, kobietami w ka-peluszach i półmrokiem, który przecinały padające ze starych okien smugi miodowego567 światła  i Pat wyprzedził mnie, stukając obcasami swoich nowych butów po kamien-nej posadzce.Patrząc, jak biegnie do ołtarza, przy którym czekał już na nas Marty, poczułem jed-nocześnie ukłucie wielkiego szczęścia i wielkiego smutku.Sam nie wiem.Czułem się, jakbym był już jego drużbą.* * *Pastor był wysokim, młodym nerwowym mężczyzną, jednym z tych prostodusz-nych elegantów ze Zrodkowej Anglii, których kościół anglikański wysyła do betonowejdżungli stolicy.Jego jabłko Adama podskakiwało w górę i w dół, gdy mówił o dniusądu, w którym odkryte zostaną sekrety wszystkich serc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl