RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czułem do nich obojga olbrzymią sympatię.I nie mogłem odnaleźć w sobie najmniejszego śladu cynizmu.Ponieważ ja również chciałem tego samego.To było wszystko, czego chciałem.Kochać i miłować.Obejrzałem się i rzuciłem okiem na zgromadzonych.Cyd zerkała na pastora spod ronda swojego kapelusza.Obok niej widziałem czubek głowy i włosy Peggy.Pat spostrzegł, że mu się przyglądam, i uśmiechnął się od ucha do ucha, a ja mrugnąłem do niego i obróciłem się z powrotem do pastora, który mówił o dozgonnej miłości i zgodzie.Kiedy zadawał nowożeńcom pytania, nie mogłem nie postawić kilku z nich sobie.Na przykład.czy rzeczywiście mogę odegrać pozytywną rolę w życiu Peggy? Czy naprawdę uważam, że zdołam wychować tę małą dziewczynkę, mając pełną świadomość, że nigdy nie połączą nas łatwe związki krwi? Czy jestem w wystarczającym stopniu mężczyzną, by wychować dziecko innego mężczyzny? I co będzie z Cyd? Czy wytrzymamy ze sobą dłużej aniżeli standardowe pięć, sześć albo siedem lat? Czy będziemy się kochać i miłować aż do śmierci? Czy też jedno z nas — prawie z całą pewnością ja — w końcu coś spieprzy, zacznie się opieprzać albo na lewo i prawo pieprzyć.Czy naprawdę wierzę, że nasza miłość jest dość silna, by przetrwać w tym parszywym współczesnym świecie? No właśnie, czy w to wierzę? Czy w to wierzę?— Tak — powiedziałem głośno i Marty po raz pierwszy spojrzał na mnie jak na czubka.* * *Postukałem srebrną łyżeczką w kieliszek szampana i wstałem, żeby wygłosić mowę pierwszego drużby.Wszyscy krewni, znajomi i koledzy z pracy spojrzeli na mnie, nasyceni weselnym śniadaniem i gotowi wysłuchać czegoś śmiesznego, a ja zerknąłem do swoich notatek.Były to w większości tanie dowcipy, nagryzmolone przez Eamona na odwrotnej stronie pocztówek.W tym momencie wydały mi się kompletnie bezużyteczne.Wziąłem głęboki oddech i zacząłem mówić.— Jeden z wielkich myślicieli powiedział kiedyś: „Mijają lata, życie wydaje ci się banalne i nagle pojawia się nieznajomy, a imię jego brzmi miłość”.— Zawiesiłem dramatycznie głos.— Czy to Platon? Wittgenstein? Kartezjusz? Nie, to Nancy Sinatra.I stara Nancy ma rację.Bez tego nieznajomego życie wydaje się takie banalne, takie puste.W gruncie rzeczy, kiedy o tym pomyślę, jest jeszcze gorzej.Nie mieli pojęcia, o czym ja, kurwa, mówię.Nie sądzę, żebym sam to wiedział.Potarłem pulsujące skronie.Zaschło mi w ustach.Łyknąłem trochę wody, ale wciąż były suche.— Jest gorzej, o wiele gorzej — mruknąłem, starając się znaleźć odpowiednie słowa dla prawdy, którą chciałem przekazać.Chodziło mi chyba o to, jak ważne jest, by Marty i Siobhan zawsze pamiętali, jak się dzisiaj czuli.Żeby nigdy tego nie zapomnieli.Spojrzałem w stronę Cyd, oczekując od niej jakiejś zachęty, lecz ona wbiła wzrok w resztki swojego deseru.Peggy i Pat biegali między stołami.Ktoś zakaszlał.Zaczęło płakać jakieś niemowlę.Ludzie niecierpliwili się.Ktoś wyszedł w poszukiwaniu toalety.Zerknąłem do swoich notatek.— Poczekajcie, mam tutaj coś dobrego — powiedziałem.- O miłości, która zaczyna się, kiedy toniesz w czyichś ramionach, i kończy, gdy toniesz w czyimś zlewie.Dwaj pijani wujowie parsknęli śmiechem.— Albo o nieuświadomionych nowożeńcach, którzy poszli do lekarza, żeby zademonstrował im stosunek płciowy — dodałem.Lekko wstawiona ciotka cicho zachichotała.— Doktor odbył stosunek z kobietą i zapytał pana młodego, czy ma jakieś pytania.Owszem, odparł tamten.Jak często mam ją tutaj przyprowadzać?Goście roześmieli się.Eamon uśmiechnął się z dumą.Lecz ja czułem, że pocztówki wyślizgują mi się z drżących dłoni.Nie potrzebowałem już notatek.Były bezużyteczne.— Tak naprawdę chciałem wam powiedzieć, że mam nadzieję.jestem pewien.że Siobhan i Marty będą pamiętać, iż życie bez miłości to nie jest życie.To są słowa Nancy Sinatry.I jeśli znajdziecie kogoś, kogo kochacie, nie pozwólcie mu odejść.To moje słowa.Uniosłem w górę kieliszek.Cyd zerknęła na mnie, a potem schowała się z powrotem za rondem kapelusza.— Panie i panowie, chłopcy i dziewczęta, napełnijcie kieliszki i wznieście toast za tę cudowną parę.Eamon złapał mnie, kiedy schodziłem ze sceny.— Świetnie wypadłeś — stwierdził.— Następnym razem dorzuć kilka dowcipów o panu młodym dymającym owcę.* * *Dopiero kiedy zaczęła grać muzyka, uświadomiłem sobie, że nigdy nie widziałem jej w tańcu.Nie miałem pojęcia, czy podobnie jak jej imienniczka jest wspaniałą tancerką, czy też kompletną, choć mimo to uroczą niezdarą.Nie wiedziałem, czy wiruje i sunie z nieskończoną gracją po parkiecie, czy też stawia niezgrabne kroczki, zastanawiając się, co zrobić z rękoma.Nie wiedziałem, czy tańczy jak Cyd Charisse, czy jak Sid James.Wiedziałem jednak, że nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia.Widok marnie tańczącej Cyd wzruszyłby mnie tak samo mocno jak widok tańczącej pięknie.Chciałem po prostu z nią zatańczyć.Didżej puścił Wake Me Up Before You Go-Go i sali udzieliło się coś z głupawej euforii tej starej piosenki.Marty i Siobhan wycinali niebezpiecznie wyglądające hołubce i twarz pana młodego przybrała kolor przedzawałowej czerwieni, gdy próbował podnieść z parkietu swoją partnerkę.Eamon stał jak wryty w miejscu, wyrzucając w górę ręce, jakby zalał się w trupa na Ibizie, a nie wypił trzy kieliszki w Clerkenwall [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl