RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pojechała na lotnisko. Na lotnisko? Tak.Musiała, wie pan.jak to się mówi? Zdążyć na samolot.Postawiłem Pata na podłodze.Usiadł pomiędzy swoimi porozrzucanymifigurkami z Gwiezdnych wojen i spoglądał z podziwem na pryszczatego młodzia-na.Pat naprawdę uwielbia! dużych chłopców.Nawet głupich, brzydkich dużychchłopców. Dokąd poleciała?Dziewczyna  Sally  zmarszczyła brwi, starając się skoncentrować. Do Chin.Chyba do Chin. Do Chin? Naprawdę? Może do Japonii? To bardzo ważne.Jej twarz rozja-śniła się. Tak.może do Japonii. Jest wielka różnica między Chinami a Japonią  oświadczyłem.Chłopak  Steve  po raz pierwszy oderwał wzrok od telewizora. Dla mnie nie ma żadnej  powiedział.Dziewczyna roześmiała się.Patteż.Był mały.Nie wiedział, z czego się śmieje.Zdałem sobie sprawę, że ma brud-ną twarz.Jeśli nie zwróciło mu się uwagi, nie dbał zbytnio o higienę osobistą.Steve uśmiechnął się z zadowoleniem i wlepił z powrotem wzrok w ekran, nadalstukając się pilotem w zęby.Z miłą chęcią wtłoczyłbym mu go do gardła. Wiesz, jak długo jej nie będzie?Sally przecząco mruknęła, machinalnie ugniatając mięsistą nogę Steve a. Nie ma Glenna?  zapytałem.60  Nie.tato jest w pracy  odparła.No tak.Dziewczyna była jednym z porzuconych przez Glenna dzieci  zpierwszego bądz drugiego małżeństwa, które zawarł po rozstaniu się z matką Gi-ny. Jesteś tu z wizytą?  zapytałem. Nie, zatrzymałam się na dłużej.Miałam przepały z moją mamą.Nie podo-bali jej się moi znajomi, moje stroje, to, o której wracam do domu i o której niewracam. Naprawdę?  Traktujesz to miejsce jak hotel  zaskrzeczała Sally.  Jesteś za mło-da, żeby palić to świństwo.Bla bla bla. Westchnęła ze znużeniem, na którestać tylko kogoś bardzo młodego. Stara śpiewka.Choć oczywiście w zamierz-chłych czasach robiła dokładnie to samo.Obłudna stara dziwka. Dziwka  powtórzył za nią Steve. Dziwka  oznajmił z uśmiechem Pat, trzymając w obu małych piąstkachfigurki z Gwiezdnych wojen.Steve i Sally roześmieli się z niego.Tak to właśnie wygląda, pomyślałem.Po rozwodzie wasze dziecko staje siękimś w rodzaju rozbitka, dryfującego po morzu niedopełnionych obowiązkóworaz nadawanej w ciągu dnia telewizji.Witamy w parszywym współczesnymświecie, gdzie rodzic, u którego mieszkasz, jest kimś odległym i godnym pogar-dy, a rodzic, u którego nie mieszkasz, czuje się w wystarczającym stopniu winny,żeby zapewnić ci azyl, gdy w domu sytuacja staje się nie do zniesienia.Nie zgodzę się, żeby coś takiego spotkało mojego syna.Mojego Pata. Wez swoją kurtkę i zabawki  powiedziałem mu.Jego brudna twarzyczkarozjaśniła się. Jedziemy do parku? Jedziemy do domu, kochanie  odparłem. Rozdział 10Mieliśmy świętować.Barry Twist wpadł na pomysł nadawania programu z piętnastominutowymopóznieniem, co oznaczało, że mogliśmy go ponownie realizować na żywo, tyleże z krótkim poślizgiem, który zabezpieczał nas w przypadku, gdyby gospodarzalbo któryś z gości dostał małpiego rozumu.Stacja była zadowolona, ponieważ mogli teraz zawsze zdążyć wyciąć coś, conaprawdę wystraszyłoby ogłoszeniodawców, a Marty był zadowolony, ponieważnie paraliżował go już teleprompter.W związku z tym zabrał mnie na lunch do swojej ulubionej restauracji, urzą-dzonej  zgodnie z najnowszą ascetyczną modą  w piwnicy, gdzie dobrze od-żywieni faceci z telewizji pałaszowali autentyczne włoskie wiejskie żarcie, wpi-sując to w koszty.Podobnie jak w większości innych lokali, które odwiedzaliśmy, nagie deski ibiałe ściany pasowały bardziej do siłowni aniżeli do restauracji, być może, żeby-śmy odnieśli wrażenie, iż pobyt tam wyjdzie nam na zdrowie.Kiedy przybyliśmytam kilka minut po drugiej  ja trochę się spózniłem, ponieważ po wyjezdzieGiny nie miał kto odebrać Pata z przedszkola i musiałem go zostawić u moichrodziców  w Knajpie panował tłok.Przy wejściu nie było nikogo.Po chwili podeszła do nas kelnerka.To najwyrazniej nie był jej dzień.Spo-cona i podenerwowana, miała czerwoną plamę od wina na białym fartuszku.Bezprzerwy poprawiała włosy, które były lśniące, czarne i przycięte mniej więcej tak,jak wyobrażamy sobie, że czesały się kobiety w powieściach Francisa Scotta Fit-zgeralda bądz też dziewczyny w Hongkongu w latach pięćdziesiątych.Na pazia.Tak się nazywa ta fryzura.Kelnerka wysuwała do przodu dolną wargę, dmuchaław górę, i wtedy jej grzywka podfruwała wyżej. Czym mogę służyć?  zapytała. Mamy tutaj stolik  powiedział Marty. Oczywiście  odparła, biorąc do ręki zeszyt z rezerwacjami. Nazwi-sko?62  Marty Mann  rzekł z tym specyficznym naciskiem, który wskazywał, iżoczekuje, że teraz go rozpozna i praktycznie zemdleje z wrażenia.Ale Marty nicdla niej nie znaczył.Była Amerykanką. Przykro mi  oświadczyła, zajrzawszy do zeszytu. Nie widzę pańskie-go nazwiska na liście, proszę pana.A potem się uśmiechnęła.Miała wspaniały uśmiech  szeroki, biały i otwar-ty.Jeden z tych uśmiechów, od których od razu robi się jaśniej. Niech mi pani wierzy  zapewnił Marty. Mamy stolik. Nie tutaj.Zamknęła zeszyt i chciała odejść.Marty zatarasował jej drogę.Trochę ją to wkurzyło.Wysunęła do przodu dolnąwargę i dmuchnęła sobie we włosy. Przepraszam pana  powiedziała.Była wysoka i chuda, z nogami tancerki i szeroko osadzonymi piwnymi oczy-ma.Przystojna, ale już nie taka młoda.Może kilka lat starsza ode mnie.Większośćkelnerek, pracujących w tej podobnej do siłowni restauracji, to były młode ekstralaski, które najwyrazniej miały nadzieję, że czeka je w życiu coś lepszego.Onana pewno ich nie przypominała.Spoglądając na Marty ego, pomasowała się po krzyżu, tak jakby od dłuższegoczasu jej doskwierał. Wie pani, jaką jestem ważną osobą?  zapytał ją Marty. Wie pan, jaka jestem zajęta?  odpaliła. Może i nie ma nas na liście  oznajmił bardzo powoli, jakby mówił dokogoś, komu właśnie usunięto płat mózgu  ale któryś z moich ludzi zadzwoniłdo Paula.tak się chyba nazywa wasz szef? Zna pani Paula? Jasne  odparła beznamiętnym tonem. Znam Paula. Paul powiedział, że możemy przyjść.%7łe zawsze możemy. Naprawdę się cieszę, że pan i Paul tak świetnie się rozumiecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl