[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.U wejścia do jaskini odwrócił się,pokłonił Turinowi i powiedział: Wejdz do Bar-en-Danwedh, Domu Okupu, gdyż tak się będzie teraz nazy-wał. W porządku odparł Turin. Obejrzyjmy go zatem.I wszedł do środka z Mimem, a skoro inni ujrzeli, że się nie boi, ruszyli w śladza dowódcą.Nawet Androg, który najbardziej spośród nich nie ufał krasnoludom.Szybko spowił ich nieprzenikniony mrok, ale Mim klasnął w dłonie i za zakrętemzabłysło małe światełko to inny krasnolud wyłonił się z korytarza na tyłach ze-wnętrznej groty.W ręce niósł niewielką pochodnię. Ha! Więc jednak chybiłem! Tego się obawiałem zauważył Androg.Mimzamienił z przybyszem kilka zdań w chrapliwym języku i zdało się, usłyszane wie-ści mocno zatroskały go i zaniepokoiły, pospieszył bowiem gdzieś korytarzemi zniknął.Androg zaś zaczął nalegać, by podążyć za nim. Uderzmy pierwsi! powiedział. Może nawet jest ich tu wielu, ale to po-kurcze. Najpewniej tylko trzech odparł Turin i poprowadził dalej.Banici szli wo-dząc po szorstkich ścianach rękoma.Korytarz skręcał wielokrotnie pod ostrymkątem, aż w końcu błysnęło przed nimi wątłe światełko i dotarli do niewielkiej,ale wysokiej groty rozjaśnianej przez umocowane na łańcuchach lampy zwisają-51Wysokie urwisko, przez które Mim przeprowadził ich szczeliną zwaną przezeń bramą wiodącąna dziedziniec , stanowiło zapewne północną krawędz półki.Zbocza na zachodzie i na wschodzie byłyo wiele bardziej strome.99ce z mrocznego sklepienia.Mima tu nie było, ale idąc za jego głosem, Turin dotarłdo komnaty na tyłach groty, gdy ujrzał klęczącego na podłodze Mima.Obok nie-go stał w milczeniu krasnolud z pochodnią.Na kamiennym łożu pod przeciwle-głą ścianą leżała jakaś postać. Khim, Khim, Khim zawodził stary krasnolud, targając swą brodę. Jedną strzałą trafiłeś celnie powiedział Turin Androgowi ale i tak byłto chybiony ruch.Nazbyt prędki jesteś w zwalnianiu cięciwy i życia ci nie starczy,by nabrać rozumu. Turin wszedł cicho i przybliżył się do Mima. Co się stało? spytał. Znam nieco sztukę uzdrawiania.Czy mogę wam pomóc?Mim odwrócił głowę i spojrzał na Turina, a w jego oczach płonął czerwonyblask. Nie, chyba że potrafisz cofnąć czas i odrąbać dłonie tym twoim okrutni-kom odparł. Mój syn został śmiertelnie ugodzony.Teraz już słowa nie po-wie.Umarł o zachodzie słońca.Twe więzy powstrzymały mnie przed przywróce-niem go do zdrowia.I znów smutek wezbrał w sercu Turina niczym tryskające ze skały zródło. Niestety! rzekł. Cofnąłbym tę strzałę, gdybym tylko mógł.Teraz Bar-en-Danwedh, Dom Okupu, prawdziwie będzie się nazywał.Niezależnie bowiemod tego, czy zamieszkamy tu czy nie, jestem odtąd twoim dłużnikiem i jeśli kie-dykolwiek dojdę do jakiegoś bogactwa, czystym złotem zapłacę ci okup za syna.Uczynię to na znak mego smutku, chociaż wiem, że twe serce nie znajdzie w nimpociechy. Wówczas Mim wstał i długo przyglądał się Turinowi. Przyjmuję, co powiedziałeś odrzekł. Zachowałeś się jak dawny wład-ca krasnoludów, i to podziwiam.Ukoiłeś mój żal, chociaż nie mam się z czego cie-szyć.Spłacę niemniej swój okup.Możecie tu zamieszkać, jeśli chcecie.Jedno tylkododam, niech ten, który wypuścił strzałę, złamie swój łuk i pełen kołczan, niechpołoży je u stóp mego syna i nigdy już nie tknie strzały ni łuku.Gdyby to uczynił,umrze za ich sprawą.Takie rzucam nań przekleństwo.Androg przestraszył się wielce i chociaż niechętnie, wypełnił, co krasnoludrzekł.Wychodząc jednak z komnaty, spojrzał ze złością na Mima i mruknął: Powiadają, że klątwa krasnoluda nigdy nie traci mocy, ale ludzka też czasemmoże się spełnić.Umrzyj tu z gardłem przeszytym strzałą!52Tej nocy ułożyli się w grocie, ale zasnąć nie mogli za sprawą lamentów Mimai jego drugiego syna, Ibuna.Kiedy wszystko ucichło, trudno powiedzieć, ale gdybanici obudzili się w końcu, krasnoludów nie było, a w wejściu do komnaty tkwił52Klątwa rzucona na Androga pojawia się również w innej postaci: Oby zabrakło mu łuku w osta-tecznej potrzebie.Mim zginął w końcu za sprawą miecza Hurina pod Bramą Nargothrondu (Silmaril-lion, str.282).100potężny kamień.Dzień znów nastał pogodny i w blasku porannego słońca ludzieumyli się w jeziorku i sięgnęli po to, co mieli do jedzenia.Posilali się właśnie, gdyMim stanął przed nimi i skłonił się Turinowi. Odszedł już i uczyniliśmy, co do nas należało powiedział. Spoczywaobok swoich ojców.Pora zwrócić się ku zwykłemu życiu, chociaż może niewie-le nam go już pozostało.Czy podoba wam się dom Mima? Czy okup został przy-jęty? Tak odparł Turin. A zatem do was należy i możecie urządzić go, jak wam wygodnie, z jednymtylko wyjątkiem: nikt prócz mnie nie może otworzyć tej zamkniętej komnaty. Zgoda.Zamieszkamy tu, zakątek jest bowiem bezpieczny lub przynajmniejna taki wygląda, ale potrzeba nam jeszcze jedzenia i innych rzeczy.Jak mamy stądwychodzić, a co ważniejsze, jak będziemy wracali?Mim roześmiał się na całe gardło, co zaniepokoiło banitów. Czyżbyście obawiali się, że oto pająk schwytał was w swe sieci? spytał. Mim nie jada ludzi! Nawet pająk nie łowiłby trzydziestu szerszeni naraz.Samiwidzicie, wy jesteście uzbrojeni, a ja stoję przed wami z pustymi rękoma.Poranam dzielić się mieszkaniem, jedzeniem, ogniem, a może i innymi zdobyczami.Myślę, że nawet, gdy poznacie już dobrze drogę, to dla własnego dobra strzec bę-dziecie tajemnicy tego miejsca.Z czasem zapamiętacie szlaki, na razie jednak Mimalbo syn jego, Ibun, będzie musiał was przeprowadzać.Turin przystał na to i podziękował Mimowi, a większość ludzi przyklasnęłajego słowom, bo w słońcu środka lata siedziba prezentowała się zaiste wspaniale.Jeden tylko Androg był niezadowolony. Im wcześniej poznamy wszystkie ścieżki, tym lepiej powiedział. Nigdyjeszcze żaden więzień nie ograniczał tak naszej swobody.Tego dnia odpoczywali, czyścili broń i naprawiali oporządzenie, jedzenia mielibowiem dość na jakie dwa dni, a i Mim dołożył swoje, pożyczając im trzy wielkiegarnki i opał.Potem przyniósł worek. Same śmiecie powiedział. Niewarte kradzieży dzikie korzonki.Wszakoż ugotowane, owe leśne zdobycze okazały się nie tylko jadalne, ale i bar-dzo dobre, w smaku przypominały bowiem chleb, który banici kosztowali ostatni-mi laty tylko wtedy, gdy udało się ukraść jakiś bochenek. Dzikie elfy ich nie znają, Elfy Szare nie wypatrzyły.Zbyt dumni są przybyszezza Morza, by ryć w ziemi powiedział Mim. A jak się te przysmaki nazywają? spytał Turin, Mim spojrzał nań z uko-sa. Nie mają innej nazwy prócz tej w języku krasnoludzkim, a jego sekretów ni-101komu nie zdradzamy [ Pobierz całość w formacie PDF ]