[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za oknem bucząc, przemknął kolejny talerzowaty statek w kolorze wojskowej zieleni.* * *– Oczywiście, zaczynaj – mówił Marvin do olbrzymiej maszyny bojowej.– Nigdy ci się nie uda.– Eeehmmmmm.– wykrztusiła maszyna drżąc; nieprzywykła do myślenia.– Promienie laserowe?Marvin wyniośle pokręcił głową.– Nie.– wymamrotała maszyna gardłowym basem.– Zbyt proste.Promienie antymaterii?– Zbyt proste – zganił Marvin.– Hm – burknęła nieco zawstydzona maszyna.– Eee.może taran elektronowy?Marvin pierwszy raz słyszał o czymś takim.– Jak on działa? – spytał.– Tak! – z zachwytem oświadczyła maszyna.Z jej wieżyczki wysunęło się coś szpiczastego i wystrzeliło jeden jedyny promień śmierci.Ściana za Marvinem zaczęła dudnić, po chwili rozpadła się, pozostawiając po sobie kupę miału.W powietrzu uniósł się pył, ale wkrótce opadł.– Nie – oznajmił Marvin.– Nic podobnego.– Niemniej świetne, co?– Doskonałe – przyznał Marvin.– Wiem! – wykrzyknęła po chwili namysłu machina bojowa z żabiego desantu.– Musisz mieć te najnowsze ksantenowe restrukturyzująco-destabilizujące promienie zenonowe!– Są świetne, nie? – napuszył się Marvin.– Masz coś takiego?– Nie.– Ooo! – Machina była wyraźnie rozczarowana.– W takim razie.– Szukasz w złym kierunku – przerwał Marvin.– Nie bierzesz pod uwagę czegoś dość charakterystycznego dla związków między ludźmi i robotami.– Eee.wiem! – rzuciła machina.– Chodzi o.– Znów zagłębiła się w myślach.– Zastanów się, pomyśl – dogadywał Marvin – zostawili mnie, zwykłego robota na posługi i kazali zatrzymać gigantyczną, wysoko wykwalifikowaną machinę bojową, sami zaś uciekli, by ratować tyłki.Jak więc sądzisz – co mi zostawili?– Uuuuueeeee – pomrukiwała zaniepokojona machina.– Coś cholernie niesamowicie niszczycielskiego, myślę.– Myślenie! – wykrzyknął Marvin.– Oj, myślenie.powiedzieć ci, co mi zostawili do obrony? Chcesz?– Niech ci będzie – pogodziła się z losem machina, koncentrując siły.– Nic.Zapadła niebezpieczna cisza.– Nic?– Nic – ponuro oświadczył Marvin.– Nawet elektronicznej parówki.Machina wściekle zatupała.– Niech ich diabli! To szczyt! – zadudniła.– Nic?!! Oni nie myślą!– A na dodatek okropnie mnie boli we wszystkich diodach z dołu po lewej stronie.– poskarżył się Marvin słabym głosem.– Doprowadza cię to do szaleństwa, co?– Oj tak.– przytaknął ze wzruszeniem robot.– Ale mnie to wkurza! – ryknęła machina.– Zaraz rozwalę tę ścianę!Elektroniczny taran kolejny raz wystrzelił jaskrawy gorący promień – rozbił ścianę obok machiny.– Żebyś ty wiedziała, jak ja się czuję.– gorzko ciągnął Marvin.– Po prostu zostawili cię samego i uciekli? Chyba rozwalę im też ten cholerny sufit!Rozbiła w pył sufit.– Niesamowite.– stwierdził Marvin.– To jeszcze nic – obiecała machina.– Mogę też rozwalić podłogę.Dla mnie to pestka.Rozwaliła podłogę.– Niech to szlag! – zagrzmiała, spadając jak kamień piętnaście pięter w dół i rozbijając się na kawałki.– Cóż za przygnębiająco debilna maszyna.– stwierdził Marvin i poczłapał w dal.Rozdział 8– Tak sobie będziemy siedzieć? – wściekał się Zaphod.– Czego chcą te żabie typki?– Ciebie, Beeblebrox – odparł Roosta.– Chcą cię zabrać na planetę Żaba – bez dwóch zdań najgorsze miejsce w Galaktyce.– Naprawdę? Najpierw chyba jednak muszą przyjść i mnie wziąć.– Właśnie przyszli i cię mają.Wyjrzyj przez okno.Zaphod wyjrzał i rozdziawił gęby.– Powierzchnia planety odlatuje.– wykrztusił.– Dlaczego zabierają powierzchnię planety?– Zabierają gmach – uściślił Roosta.– Lecimy.Za oknami przemknęły chmury.Kiedy się z nich wydostali, Zaphod ujrzał wokół wyrwanego z posad wieżowca kordon ciemnozielonych komandosów.Każdy wystrzeliwał z trzymanego w dłoni przedmiotu promień energii – świetliste nitki tworzyły sieć, trzymającą budynek w żelaznym uchwycie.Zaphod w zdumieniu pokręcił głowami.– Cóż zrobiłem, by zasłużyć na takie traktowanie? – zapytał.– Wchodzę sobie jakby nigdy nic do wieżowca, a ci od razu go porywają!– Niepokoi ich nie to, co zrobiłeś – wyjaśnił Roosta – ale co zrobisz.– To ja już nie mam nic do powiedzenia?– Miałeś parę lat temu.Teraz lepiej mocno się złap – czeka nas szybka i pełna wstrząsów podróż.– Jeśli jeszcze kiedykolwiek spotkam siebie samego – oświadczył Zaphod – to tak się trzasnę, że od razu zapomnę, kto mi przywalił.Otworzyły się drzwi i do środka z najwyższym wysiłkiem wczłapał Marvin.Spojrzał z wyrzutem na Zaphoda i ciężko opadł w kącie na podłogę.Po chwili się wyłączył.W centrali dowodzenia „Serca ze Złota” panowała absolutna cisza.Artur wpatrywał się w półkę przed sobą i dumał.Chwycił pytające spojrzenie Trillian.Ponownie wbił wzrok w półkę.W końcu ujrzał, co chciał.Wziął do ręki kilka plastikowych kwadracików z nadrukowanymi literami i ułożył je na leżącej przy brzegu półki planszy.Miał przed sobą napis REWE.Przysunął sekwens do już leżących liter L, A, C, J i A.– Rewelacja – przeczytał.– Na polach z potrójną punktacją.Może to dać niezły wynik.Statek zarzucił, co po raz nie wiadomo który spowodowało przesunięcie się paru liter.Trillian westchnęła i spróbowała ułożyć je z powrotem.Od czasu do czasu przez puste korytarze odbijał się echem odgłos kroków Forda Prefecta, który badał statek i postukiwał w martwe przyrządy.Dlaczego ciągle rzuca statkiem?Dlaczego statek podskakuje i zarzuca?Dlaczego nie można ustalić pozycji?Gdzie jesteśmy?Wieżowiec wydawnictwa Autostopem przez Galaktykę pędził w przestrzeni międzygwiezdnej z prędkością, której ani przedtem, ani potem nie osiągnął żaden budynek we wszechświecie.W połowie wysokości gmachu w biurze Zarniwoopa wściekle maszerował w tę i we w tę Zaphod Beeblebrox.Roosta siedział na krawędzi biurka i zajmował się jakimiś rutynowymi czynnościami z zakresu konserwacji ręczników.– Hej, ty, mówiłeś, że dokąd leci ten dom? – zapytał Zaphod.– Na Żabę – odparł Roosta.– Bez dwóch zdań najgorsze miejsce we wszechświecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]