RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spam wyjrzał zza kamiennego występu, po czym przysunął się do Frita, niosąc obfity posiłek złożony z chleba i ryb.Goddam natychmiast wylazł z wąskiej szczeliny skalnej i uśmiechnął się obleśnie.- Droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek - stwier­dził.- Właśnie tak sobie pomyślałem - mruknął Spam, kładąc dłoń na rękojeści miecza.Goddam spojrzał żałośnie.- Wiem, jak to jest - rzekł.- Byłem na wojnie.Przygnie­ciony do ziemi krzyżowym ogniem Japońców.Spam zakrztusił się i opadły mu ręce.- Zgiń, przepadnij - zaproponował.Frito wziął wielką pajdę razowego chleba i wepchnął ją w usta Goddama.- Mmm, mfmmm, mmmblmm - powiedział ponuro stwór.Grupka wędrowców jeszcze raz ruszyła w noc i szła przez wiele długich godzin, zawsze omijając kamienny pierścień ota­czający kręgiem Fordor.Droga, którą podążali, była płaska i gład­ka, pozostałość jakiejś starożytnej, wyłożonej linoleum autostra­dy, tak że zanim księżyc stanął wysoko na niebie, pozostawili Bramę Fordoru daleko za sobą.Koło północy gwiazdy zostały przesłonięte przez liczne chmury wielkości ludzkiej dłoni i wkrót­ce potem spadła ulewa, obrzucając nieszczęsnych wędrowców mokrymi, rozzłoszczonymi ropuchami i rzekotkami.Jednak choch­liki parły naprzód za Goddamem, a po męczących piętnastu mi­nutach burza przeszła i - cisnąwszy jeszcze kilka kumaków - odeszła na zachód.Przez resztę nocy podróżowali pod ledwie widocznymi gwiaz­dami, otępiali od zimna i nie kończących się, ciężkich dowcipów Goddama.Już nad ranem znaleźli się na skraju wielkiego lasu i zszedłszy z drogi, schronili się w małym zagajniku.Po chwili mocno spali.Frito zbudził się nagle i stwierdził, że zagajnik został całkowi­cie otoczony przez rosłych, ponurych mężów odzianych od stóp do głów w zielone stroje brytyjskich zawodników.Wojownicy mieli ogromne, zielone łuki i długie, jasnozielone peruki.Frito z trudem podniósł się z ziemi i kopnął Spama.W tym momencie najwyższy z łuczników wystąpił z szeregu i podszedł do nich.Nosił zabawny kapelusik z długim, zielonym piórkiem oraz dużą, srebrną odznakę z napisem “Szef i kilka śpiących snem wiecznym gołębi.Frito odgadł, że nieznajomy musi być przywódcą tych ludzi.- Jesteście otoczeni; nie macie żadnych szans; wychodźcie z podniesionymi rękami - powiedział stanowczo przybysz.Frito pokłonił się nisko.- Chodźcie tu i weźcie mnie - podał prawidłowy odzew.- Jestem Farahslax z Zielonych Peruczek - oznajmił tam­ten.- Ja jestem Frito, z niczego szczególnego - odparł drżącym głosem chochlik.- Mogę ich trochę zabić? - pisnął niski, gruby mężczyzna z czarną przepaską na nosie, podbiegając z garotą do Farahslaxa.- Nie, Magnavoksie - powiedział Farahslax.- Kim jeste­ście? - spytał, zwracając się do Frita.- I jakie są wasze niego­dziwe zamiary?- Moi towarzysze i ja zmierzamy do Fordoru, aby wrzucić Wielki Pierścień do Otchłani Zazu - odrzekł Frito.Słysząc to, Farahslax sposępniał i spojrzawszy najpierw na Goddama i Spama, a potem znów na Frita, z krzywym uśmiesz­kiem wyszedł na palcach z gaju, po czym zniknął ze swymi ludźmi w pobliskim lesie, śpiewając wesoło:Jesteśmy sprytne Zielone Peruczki,Krążymy nocą, znamy różne sztuczki,Gniew i nienawiść, oto nasza schedai wszyscy mamy gdzieś Sorlieda.Otworzyć ogień, Uderzyć z flanki,Cisnąć ich w płomień w górę szklanki!Wiemy wszystko o podłych podstępach,Stosujemy je w leśnych ostępach.Niepotrzebny nam prawny kruczek,Gdy możemy użyć brudnych sztuczek.Raz, dwa, trzy, Podejdź wroga.Niechaj drży! Cha - cha - cha.Zanim zieloni wreszcie odeszli, niewiele godzin pozostało do zmroku, więc po obfitym posiłku złożonym z głąbów kapuścia­nych oraz buraków, Frito, Spam i Goddam wrócili na drogę, która szybko wyprowadziła ich z lasu na rozległą asfaltową przestrzeń rozpościerającą się pod wschodnim zboczem Fordoru.Do wieczo­ra dotarli w cień czarnych kominów Chikken Noodul, straszliwe­go przemysłowego miasteczka wzniesionego na Minas Troney.Z głębi ziemi dobiegało złowrogie łup - łup ciężkich maszyn pro­dukujących kalosze i papier toaletowy na potrzeby machiny wo­jennej Sorheda.Goddam poprowadził Frita i Spama przez gęsty mrok, drogą biegnącą z wywalonym językiem w górę, ku ogromnym zerwom Soi Hurok, wielkich urwisk Fordoru.Wspinali się chyba z godzi­nę.Po godzinie dotarli na górę, wyczerpani i zasapani, po czym wyciągnęli się na wąskiej półce u wylotu wielkiej jaskini górującej nad mroczną doliną.Nad nimi kołowały liczne stada czarnych pelikanów, a wszę­dzie wokół migotały błyskawice i ziały czernią grobowce, dysząc w ciężkim powietrzu.- Czarno to widzę - rzekł Spam.Z jaskini dolatywał kwaśny odór zjełczałego sera oraz zepsu­tych korniszonów, a z jakiejś skrytej głęboko pod powierzchnią ziemi komory dobiegał złowieszczy szczęk drutów do robienia swetrów.Frito i Spam ostrożnie weszli do jaskini, a Goddam powlókł się za nimi, krzywiąc usta w rzadkim u niego uśmiechu.Przed wiekami, gdy świat był młody, a serce Sorheda jeszcze nie stwardniało jak stary sernik, wziął sobie za żonę młodą trollkę.Miała na imię Mazola, elfy zaś zwały ją Blanche, i poślubiła przystojnego młodego czarodzieja wbrew sprzeciwom swoich rodziców, którzy tłumaczyli, że Sorhed “po prostu nie przypomina trolla" i nigdy nie zdoła zaspokoić jej potrzeb.Jednak oni oboje byli młodzi i zapatrzeni w siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl