RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powietrze nasycone było napięciem nie do zniesienia, jak przy rodzącej się błyskawicy.Całą jego uwagę pochłaniała tablica instrumentów.Zacisnąwszy w skupieniu zęby, wzrokiem twardym od napięcia, przyglądał się tylko przed krótką chwilę - tak się zdawało - układowi sterowania A potem jego długie palce zamknęły się na srebrzystym pręcie i pchnęły go w dół.Następnie pręt miedziany przesunął na prawo; te oto ceramiczne gałki - zbyt wielkie dla ludzkich dłoni - należy obrócić tak.Przelatujące nad tablicą ręce Kane'a zręcznie wykonywały skomplikowane ruchy, niejasno tylko wspomniane w instrukcji Alorri-Zrokrosa.Ani razu się nie zawahały, ani też Kane nie zatrzymał się, by sprawdzić staranne notatki, jakie poczynił z Księgi Starszych.Kilka dźwigni przez chwilę opierało się jego naciskowi ale czas niewiele uszkodził pozaziemską maszynerię.Tera w powietrzu stało coś więcej niż energia psychiczna.Przyglądające się żaboludy z wyciem zgrozy wycofywały się w cień spękanych, zakrzywionych ścian.Martwe od dawna słupy maszyny wybuchły oślepiającym światłem; warstwy wielobarwnego ognia otuliły wężowe sploty nieznanego metalu.Ostry, podobny do ozonu odór zaczął się wciskać w nozdrza Kane'a, a powietrze stało się.gęste od smrodliwego dymu, gdy szczątki mięsistych liani wybuchnęły skwierczącym, niezdrowym płomieniem.W powietrzu trzeszczały iskry, płonąc pod kolosalną kopułą jak oszalała zorza polarna.Wybuch barwnego płomienia smagnął grupę Rillytich, która podczołgała się zbyt blisko, zmieniając ją w bezładny stos śmiertelnych szczątków.Kane roześmiał się w szatańskim uniesieniu - makabryczna postać, spryskana gnojem i juchą, z oczami płonącymi jak niebieskie węgle, czerwonymi włosami stojącymi dęba od elektryczności statycznej, z twarzą zmienioną w chaosie wybuchów światła.Podniósłszy głos ponad trzask wybuchów, wywrzaskiwał psalmodie zapisane przez Alorri-Zrokrosa, wysilając gardło, by wydało z siebie nieludzkie sylaby.Odpowiedział mu wznoszący się z cienia grzmiący chór śpiewających Rillytich, dla których nakaz zaintonowania zapomnianej od stuleci inwokacji był silniejszy niż strach.Krwawnik nie leżał już w uśpieniu!Po tysiącleciach drzemki serce Arellarti znów biło, pulsująca energia płynęła w arteriach.W jego zielonej głębi zapalił się niezwykły ogień, głęboki jak wieczność - blask wstający jak świt oglądany przez ciemny szmaragd.Migoczące, jasne światło padało na ściany kopuły.Trochę ciemniejszym, intensywniejszym żarem płonęły obudzone do purpurowego życia czerwone żyły i w mrocznie przeświecającym kamieniu te szkarłatne macki zwijały się fantastycznie, by wreszcie zniknąć w głębinach Krwawnika.Nieobjęte energie kosmosu zostały wreszcie wyzwolone i Krwawnik zapłonął skrzącym się ogniem życia.Szaleńczy hymn Rillytich wtórował mu nieludzkim chórem podziwu, spełnienia, przerażenia.Wymawiając zdrętwiałymi wargami ostatnie wersy swej inwokacji, Kane stanął przed metalowym dyskiem w środku kamiennego półkręgu.Przeciągnąwszy palcami po cięciu na swym barku, posmarował świeżą krwią srebrzystobiały dysk i namaścił okrągłe zagłębienie w jego sercu.Gdy wykonywał gesty, które dopełniały obrzędu starszego świata, od wydobywającego się z pierścienia elektrycznego mrowienia zdrętwiała mu ręka.Lewą dłoń zwinął w pięść.Pierścień z krwawnikiem wystawał ponad jego zaciśnięte palce.Zauważył teraz, że i ten kamień żarzy się życiem - miniaturowy odpowiednik tytanicznego kryształu płonącego przed nim.Skierował pięść ku centrum metalowego koła, jakby przykładał sygnet do jakiegoś niewyobrażalnego dokumentu - przeleciała mu przez głowę myśl, że w ten sposób pieczętowano wiele czarnoksięskich umów.Na ostatnich calach jakaś siła zdawała się przyciągaj jego rękę jak przemożny magnes.Krwawnik pierścienia sczepił się z centralnym zagłębieniem.Przy zetknięciu z mokrym od krwi metalem trzasnęła iskra elektryczna.W tym samym momencie Kane poczuł, że wszystkie komórki jego ciała wybuchają nieznośną męką, ekstazą nie do wytrzymania - i równocześnie czymś, co przekraczało oba te uczucia.Całe jego ciało drgnęło konwulsyjnie a potem zastygło w bezruchu, gdy przeniknęła je błyskawica kosmosu.Martwo urodzony wrzask nie wyrwał się sparaliżowanego gardła.Krwawnik wybuchnął jak płonąca supernowa nagiej energii i zabłysnął oślepiającym światłem, które na jedną przerażającą chwilę rozjaśniło jego nieogarnione głębie.Z żyjącej istoty Krwawnika wystrzelił piorun zielonego, czerwono żyłkowanego światła i ogarnął Kane'a, kąpiąc go w swym niesamowitym ogniu.Długo trwał szarpiący umysł chaos nieopisanych wrażeń, przewalających się nieczłowieczymi formami jak nieskończona czerń przetykana błyskami bezkształtnych obrazów.Przez wieczność unosił go kalejdoskopowy wir cudzego snu, wnikający w umysł kosmiczną świadomością, tak niewiarygodnie obcą, że nie był zrozumiały żaden z jej ułamków myśli - rozhukanych obrazów nie do pojęcia, bo były one projekcjami wrażeń zmysłowych, do odbioru których brakowało człowiekowi receptorów.Przytępiony umysł Kane'a ocalił jednak strzępy pajęczej tkaniny własnej osobowości, szczątkowej świadomości bycia kimś oddzielnym.intuicji właściwej śniącemu, rozumiejącemu, że znajduje się wewnątrz snu, ale nie ma siły wyrwać się spod jego czaru ani nawet pokierować jego biegiem.Czuł, że struktura jego umysłu, sama jego dusza, jest rozkładana, sondowana, badana, sprawdzana z pełnym wyższości zainteresowaniem - bezosobowym, ale nie mniej przez to ogromnym.Ta psychiczna wiwisekcja rozzłościła Kane'a - czy też cień jego umysłu, który teraz walczył o zachowanie spójnej tożsamości.Silił się, by zespolić swą rozszczepioną świadomość, odeprzeć wkraczający weń umysł, który nieubłaganie drążył we wspomnieniach zapisanych w jego duszy.Napotkał opór i podjął z nim zawziętą walkę.Jego ogromna witalność psychiczna rosła w siłę.Dziesięciolecia poświęcone studiom wiedzy tajemnej dały Kane'owi możliwość kontrolowania ukrytych zasobów, ścieżek myślowych, dostępnych niewielu tylko ludzkim umysłom.Zaskoczony tym nieoczekiwanym atakiem, obcy umysł cofnął się i jednym uderzeniem Kane odzyskał szańce swej świadomości.To nieprzewidziane ukrócenie badania zbiło z tropu to, co je przeprowadzało, ufne, iż tego rodzaju obrona zostanie w końcu przełamana.Choć natrętna, drobiazgowa analiza jego świadomości ustała, Kane'em nadal szarpała burza psychiczna obcej myśli.Fragmenty obrazów, ułamki wrażeń stawały się teraz dla niego zrozumiałe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl