[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle Vallagnosc wpadł w gniew; nie mógł w żaden sposób zastosować wtym wypadku swoich poglądów filozoficznych; całe jego mieszczańskie wychowanieujawniało się teraz w cnotliwym oburzeniu na teściową.Z chwilą gdy spadło na niegodoświadczenie, gdy na samym sobie odczuwał skutki ułomności ludzkiej, z której lubił kpić,jego sceptycyzm walił się w gruzy.To, co zaszło, było obrzydliwe, honor jego rasy zostałsplugawiony i zdawało mu się, że świat wali się z tego powodu. Uspokój się! powiedział zdjęty litością Mouret. Nie będę cię teraz przekonywał, żewszystko się zdarza i że nic się nie zdarza, bo to cię nie pocieszy w tej chwili.Myślę tylko, żepowinieneś teraz iść i podać ramię pani de Boves, co będzie o wiele rozsądniejsze niżrobienie skandalu.Co, u licha! Ty, który z całą flegmą wyznawałeś dawniej zasadę pogardywobec powszechnej podłości! Widzisz zawołał naiwnie Vallagnosc ale to dotyczyło innych ludzi!Podniósł się jednak z fotela i poszedł za radą dawnego kolegi.Obaj panowie powrócili dogalerii akuratnie, kiedy pani de Boves wychodziła od Bourdoncle a.Przyjęła z majestatycznąminą ramię zięcia, a gdy Mouret ukłonił jej się z całym szacunkiem, usłyszał, jak mówiła: Przeprosili mnie za pomyłkę.To wręcz niedopuszczalne takie nieporozumienia!Blanka szła tuż za nimi.Powoli zginęli w tłumie.Wówczas zamyślony Mouret przeszedł raz jeszcze samotnie przez cały magazyn.Rozterka, od której przeżyta scena oderwała na chwilę jego myśli, wracała teraz ze wzmożonąsiłą; rozgorzała w nim ostateczna walka.W umyśle jego budziły się niewyraznie pewneskojarzenia: popełniona przez tę nieszczęsną kobietę kradzież, będąca dowodem szaleństwapokonanej klienteli leżącej u stóp kusiciela, wywołała w jego wyobrazni obraz dumnej356mścicielki Denise, której zwycięską stopę czuł na gardle.Zatrzymał się u szczytu głównychschodów i patrzył długo na wielką nawę, w której cisnął się poskromiony tłum kobiet.Dochodziła szósta.Chylący się ku końcowi dzień nie docierał już do krytych, pogrążonychw mroku galerii i bladł powoli w zmierzchu wielkich oszklonych sal.Zanim jeszcze zapadłzupełny zmrok, zaczęły zapalać się jedna po drugiej elektryczne lampy, których matowejbiałości klosze jak szereg księżyców o niezwykłej mocy oświetlały najodleglejsze zakątkimagazynu.Było to białe światło o oślepiającej sile, niby odblask bezbarwnej gwiazdyrozpraszającej cienie szarej godziny.Gdy już zapalono wszystkie lampy, rozległ się szmerpodziwu zgromadzonych tłumów: wystawa białych materiałów nabierała w tym nowymoświetleniu baśniowych blasków apoteozy.Wydawało się.że ten rozrzutny bezmiar bielipłonął i promieniował światłem.Symfonia białych tonów unosiła się w różowej bielijutrzenki.Białe światło tryskało z płócien i perkali w galerii Monsigny, podobne do jasnegopasma, które pierwsze pojawia się o świcie na niebie od strony wschodu: wzdłuż całej galeriiMichodire, wzdłuż działów towarów norymberskich, trykotaży i pasmanterii, galanteriiparyskiej i wstążek białe błyski guzików z perłowej masy, posrebrzanego brązu i perełrzucały jakby refleksy odległych wzgórz.Zwłaszcza nowa centralna galeria lśniła bielą:bufiasto udrapowany muślin wijący się dokoła kolumn, dymka i biała pika opadająca wdraperiach z poręczy schodów, białe pledy zwieszające się jak sztandary, gipiury i białekoronki fruwające w powietrzu otwierały jakby firmament z bajki, pozwalając dojrzećolśniewającą jasność raju, gdzie świętowano zaślubiny nieznanej królowej.Namiot w halijedwabi stanowił niby olbrzymią alkowę, a blask białych firanek, z białej gazy.białego tiulubronił przed wzrokiem profanów białej nagości oblubienicy.Wszędzie to olśnienie,oślepiająca, świetlista jasność, w której roztapiały się wszystkie tony bieli.Zdawało się, że topył gwiezdny prószy śniegiem pośród białego światła.Mouret patrzył ciągle na tłum swych poddanek, snujący się pośród tych roziskrzonychblasków.Czarne cienie odcinały się z całą wyrazistością na jasnym tle.Idący pod prąd ludzieprzecinali głębokimi bruzdami zwarty tłum.gorączka wielkiej sprzedaży miotaławzburzonym morzem głów.Rozpoczynał się odwrót.Resztki towarów leżały na kontuarach,złoto dzwięczało w kasach; obrabowana i zwyciężona klientela odpływała jakby w poczuciuponiesionej klęski, nasycona w swej chciwości, lecz jednocześnie nurtowana głuchymwstydem, jak gdyby zaspokoiła swoje żądze w jakimś podejrzanym lokalu.To on właśnieprzy pomocy stosów materiałów, zniżki cen i systemu zwrotów, usłużności i reklamy trzymałw swym ręku te istoty zdane na jego łaskę.Zagarnął pod swoją władzę nawet matki, nadwszystkimi panował niby brutalny, despotyczny król, którego kaprys rujnuje całe rodziny.357Wraz z nowym systemem handlu dawał światu nową religię, gdy w dobie gasnącej wiarykościoły wyludniały się powoli, ich miejsce zajął jego bazar obejmując w swe posiadaniezbłąkane dusze.Kobieta spędzała u niego wolne od zajęć domowych godziny, godziny pełnedrżenia i niepokojów, które dawniej przeżywała w kaplicy: było to jakby wyładowanienerwowych pasji, wiecznie odradzająca się walka jakiegoś, boga przeciwko mężowi, ciągleodradzający się kult ciała i nieziemskiego uwielbienia piękna [ Pobierz całość w formacie PDF ]