RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szyję Elizabeth Elliot zdobił potrójny sznur pereł.Doradczyni prezydenta rozmawiała z jakąś parą, lecz od­wróciła głowę na widok zbliżającej się postaci.- Dobry wieczór, doktor Elliot.Poznaje mnie pani? - zapytała Cathy z serdecznym uśmiechem.- Nie.A powinnam?- Jestem Caroline Ryan.Może to odświeży pani pamięć?- Niestety, nie - odrzekła Liz, która natychmiast zorientowała się, z kim rozmawia, lecz nie wiedziała, co odpowiedzieć.- Zna pani Boba i Libby Holtzmanów?- Czytałam pańskie artykuły - rzekła Cathy, ściskając dłoń Holtzmana.- Zawsze to przyjemnie słyszeć - bąknął Holtzman, odnotowując w myślach delikatność uścisku Caroline, od którego wyrzuty sumienia sparaliżowały mu ramię.Tej oto kobiecie usiłował więc zburzyć małżeń­stwo? - Moja żona Libby.- Pani też jest dziennikarką - zauważyła Cathy.Libby Holtzman była od niej wyższa, a jej suknia podkreślała obfitość biustu.Cathy pomyślała z żalem, że jedna pierś Libby wystarczyłaby za obie jej własne i z trudem powstrzymała się od westchnienia.Mężczyźni uwielbiają składać głowę na biustach takich, jak ten u pani Holtzman.- A pani rok temu operowała moją kuzynkę - zrewanżowała się Libby.- Jej matka do dziś twierdzi, że jest pani najlepszym chirurgiem na świecie.- Każdy doktor uwielbia komplementy - odpowiedziała jej Cathy, uznając w myślach, że jednak lubi panią Holtzman, mimo jej kalectwa w postaci przerostu klatki piersiowej.- Wiedziałam, że jest pani chirurgiem, ale gdzieśmy się to spotkały? - zapytała niedbale Liz Elliot, tonem, jakim mogłaby się zwracać do hodowcy rasowych psów.- W Bennington.Byłam na pierwszym roku, kiedy wykładała pani podstawy nauk politycznych.- Doprawdy? Zaskakujące, że pani tak doskonale pamięta - odparła Elliot, dając jasno do zrozumienia, że sama nigdy nie zauważyła Caroline.- Pewnie, że pamiętam.Wie pani, jak to jest - zaczęła Cathy żartobli­wym tonem.- Zajęcia przygotowawcze przed medycyną zabierają tyle czasu, że trzeba się skoncentrować tylko na rzeczach ważnych.Dlatego inne obowiązkowe zajęcia wybiera się na pewniaka, żeby mieć gwaran­cję najwyższej oceny.Mina Liz Elliot nie uległa zmianie, gdy jej właścicielka cedziła:- Jakoś nie przypominam sobie, żebym była taka hojna w ocenach.- Pewnie, że tak.Wystarczyło słowo w słowo wyklepać z pamięci cały wykład.- Cathy uśmiechnęła się jeszcze promienniej.Bob Holtzman miał ochotę dać nura w tłum, lecz zmusił się do pozo­stania na posterunku.Jego żona zrobiła okrągłe oczy, gdyż miała w ta­kich sytuacjach lepszy refleks od męża.Zaczynała się wojna, i to dużo paskudniejsza niż zwykle.- A co porabia doktor Brooks?- Kto taki? - zdziwiła się Liz.- Lata siedemdziesiąte to naprawdę inna epoka - wyjaśniła Cathy, zwracając się do Holtzmanów.- Pamiętam, doktor Elliot była tuż po dyplomie, a cały wydział nauk politycznych obsiedli, no, straszni lewacy, tak jak było wówczas w modzie.- Tu Cathy zwróciła się ku Liz Elliot - Nie powie mi panie, że nie pamięta doktora Brooksa i doktora Hemmingsa? Jak się nazywał ten domek, w którym pani z nimi mieszkała?- Nie przypominam sobie - wykrztusiła Elliot, próbując ratować po­zory.Cala nadzieja, że rozmowa zaraz się skończy.Nie mogła jednak pierwsza podać tyłów.- Stał u zbiegu trzech ulic, parę kroków od uczelni, nazywaliśmy to miejsce “diabelski trójkąt”, a na obu wykładowców mówiliśmy Bracia Mara - perorowała Cathy ze śmiechem.- Brooks nigdy nie nosił skarpe­tek, proszę pomyśleć - w Vermoncie; musiał się tam strasznie zaziębiać.Za to Hemmings nigdy nie mył włosów.To był instytut! Oczywiście później doktor Brooks przeniósł się do Berkeley, a pani, jak pamiętam, ruszyła za nim, żeby kończyć doktorat.Pewnie się dobrze pani pod nim pisało.A co się teraz dzieje w Bennington?- Po staremu, cicho i przyjemnie.- Bo ja nigdy nie jeżdżę na zloty absolwentów - dodała Cathy.- Mnie też nie było tam prawie od roku - brzmiała odpowiedź Liz.- No więc, co porabia doktor Brooks? - podjęła wątek Cathy.- Słyszałam, że uczy teraz w Vassar College.- Więc jednak coś pani słyszała? Pewnie dalej gania za spódniczka­mi, założę się.Radykalny typ.Często go pani teraz spotyka?- Nie widzieliśmy się kilka lat.- Nigdy nie mogłyśmy pojąć, co pani w nim widzi.- Bez cudów, Caroline, mało która z nas była jeszcze wtedy dziewicą.Cathy upiła łyk szampana.- Prawda, że czasy były inne i wszystkie robiłyśmy masę głupstw.Z tym, że ja miałam szczęście.Jack wyprowadził mnie na drogę cnoty.Bęc! - dodała w myśli Libby Holtzman.- Niektóre z nas nie miały czasu na głupstwa.- Może tak, ale nie zazdroszczę pani życia bez rodziny.Musi pani być strasznie samotna.- Przynajmniej nie muszę się martwić, że mąż mnie zdradza - zauwa­żyła lodowato Liz, sięgając po ostateczną broń.Nie wiedziała, że pocisk okaże się niewypałem.Cathy wielce ubawiła ta uwaga.- Rzeczywiście, są kobiety, które mają takie problemy.Na szczęście, nie należę do nich, dzięki Bogu.- Pewność siebie bywa dla kobiety zgubna.- Tylko idiotki nie są nigdy pewne.Jeżeli dobrze zna się własnego męża, wiadomo, na co go stać, a na co nie.- Naprawdę czuje się pani tak pewnie? - zapytała Liz.- Oczywiście.- Powiadają, że żona dowiaduje się na końcu.Cathy przechyliła głowę w bok, zauważając:- Czy to abstrakcyjna dyskusja, czy też próbuje mi pani powiedzieć coś w twarz, zamiast za plecami?Boże wielki! Holtzman poczuł się jak kibic na meczu bokserskim.- Czyżbym sprawiała takie wrażenie? Wybacz mi, Caroline.- Nie ma sprawy, Liz.- Przepraszam, ale wolałabym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl