[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzie Straasha z jego ludzmi?Zaniepokojony Elryk pokręcił głową.Był najwyższy czas, aby Król Morza siępojawił. Nie możemy dłużej czekać.Musimy atakować! ryknął Kargan.Elryk poczuł nagle dziwną błogość, która wywołała uśmiech na jego twarzy. Ruszajmy więc! powiedział.Nabierając prędkości, szwadron ruszył w kierunku statków śmierci. Płyniemy prosto w paszczę lwa, Elryku wymamrotał Moonglum.Nikt o zdrowych zmysłach nie zbliża się z własnej woli do tych okropnych stat-ków.One przyciągają tylko martwych, a i ci nie idą tam z uśmiechem na ustach!Lecz Elryk zignorował słowa przyjaciela.Niesamowita cisza zapanowała nad wodą, wzmacniając dzwięk zanurzanychwioseł.Flota Umarłych oczekiwała ich w bezruchu, jak gdyby nie potrzebowaliżadnych przygotowań do walki.Melnibonanin ścisnął mocniej rękojeść Zwiastuna Burzy.Miecz odpowiadałlekkimi ruchami w takt szybkiego pulsu jego pana, jak gdyby był z nim połączonynerwami i arteriami.Znajdowali się teraz dostatecznie blisko i można było wyraznie zobaczyć za-łogi Okrętów Umarłych, tłoczące się na pokładach.Elryk z przerażeniem zdał so-bie sprawę, że rozpoznał kilka twarzy i nieświadomie wrzasnął wzywając KrólaMorza. Straasha!113Woda dokoła nich wzburzyła się, spieniła, jak gdyby próbując wznieść się dogóry, ale opadła, niby wyzuta z sił.Straasha usłyszał wezwanie, lecz ciężko byłomu walczyć z siłami Chaosu. Straasha!Na próżno.Tym razem powierzchnia wody ledwo się zmarszczyła.Elryk popadł w dziką rozpacz. Nie doczekamy się pomocy! krzyknął do Kargana. Musimy opłynąćflotę Chaosu i spróbować zajść statek Jagreena Lerna od tyłu!Kargan wydał rozkazy i statek ostro zmienił kurs, żeby opłynąć Okręty Umar-łych szerokim półkolem.Na twarz Elryka i na pokład poleciały krople morskiejwody.Niewiele było widać podczas manewru wymijania.Niektóre ze statków--widm starły się z pozostałymi w tyle żaglowcami.Upiorne fregaty zmieniałykonsystencję drewna, z którego stworzone były ziemskie żaglowce, statki rozpa-dały się, a członkowie załóg, skacząc z pokładu, tonęli lub byli odmieniani w nie-samowite potwory.Do uszu albinosa doleciały zrozpaczone krzyki pokonanych i triumfalnygrzmot upiornej muzyki z nacierających Piekielnych Okrętów.Rozpruwacz kołysał się na falach i ciężko było nad nim zapanować, jednakw końcu znalezli się na tyłach wrogiej floty i natarli na statek Jagreena Lerna odrufy.Będąc niedawno więzniem na tym statku Elryk rozpoznał go od razu.Tarano kilka stóp minął się z flagowcem Teokraty, jednak Rozpruwacz zszedł z kursu.Musieli powtórzyć cały manewr od początku.Na pokład posypał się rój strzał.Odpowiedzieli tym samym i zbliżywszy się burtą do wrogiej fregaty rzucili li-ny abordażowe.Wiele z nich zostało odciętych, lecz te które były nienaruszonezmniejszyły odległość miedzy dwoma okrętami.Po chwili opuszczono kładki, poktórych Elryk wraz z Karganem i grupą wojowników przeszli na wrogi statekw poszukiwaniu Jagreena Lerna.Zanim Melnibonanin dostał się na górny pokład, Zwiastun Burzy pochłonąłniemało dusz wraz z życiem ich właścicieli.Na górze w otoczeniu kilkunastuoficerów stał kapitan, od którego biło światło.Jednak nie był to Jagreen Lern.Wbiegłszy po trapie na górny pokład, Elryk odciął rękę żołnierza, zastępują-cego mu drogę. Gdzie jest wasz przeklęty przywódca? Gdzie jest Jagreen Lern? krzyk-nął w kierunku stłoczonych wojowników.Kapitan zachwiał się, blady na twarzy, widział bowiem w przeszłości do czegobyli zdolni Elryk i jego miecz. Nie ma go tu, Elryku.Przysięgam. Co? Czyżby znowu mnie okpiono? Wiem, że kłamiesz! Melnibonaninruszył w kierunku wycofującej się grupy.114 Nasz Teokrata nie musi chronić się przy pomocy kłamstw, straceńcu! parsknął młody oficer, odważniejszy od innych. Może nie powiedział Elryk i śmiejąc się dziko natarł na młodzika.Zabiję cię, a potem sprawdzę prawdziwość twoich słów.Mój miecz i ja potrze-bujemy nowych sił, a twoja duszyczka posłuży jako znakomita przekąska, zanimdobiorę się do Lerna!Wojownik zasłonił się mieczem, lecz Zwiastun Burzy rozdaj broń na dwojei zamachnąwszy się po raz wtóry wpił się w ramię ofiary.Uderzenie nie powaliłooficera na ziemię, wciąż stał z zaciśniętymi pięściami. Nie! wybełkotał. Nie moją duszę! Nie! oczy rozszerzyły się, try-snęły łzy.Po chwili Elryk wyciągnął nasycone ostrze, zaczerpnąwszy część wy-sączonej energii.Nie odczuwał żadnego współczucia dla tego człowieka. Twoja dusza i tak dostałaby się do piekła dodał a teraz przynajmniejprzysłuży się dobrej sprawie.Dwaj inni oficerowie daremnie próbowali umknąć przechodząc przez reling.Jednemu Elryk odciął dłoń, tak że nieszczęśnik z krzykiem spadł na dolny po-kład.Drugiego przekłuł na wylot i zostawił przewieszonego przez liny, jęczącegostraszliwie.Wyzwolona energia dodała skrzydeł Elrykowi i gdy zaatakował oficerów, wy-dawało się, że leci w powietrzu.Wbił się z impetem w grupę i odcinał kończyny,jak gdyby to były łodygi kwiatów.Po chwili został tylko on i kapitan fregaty. Poddaję się.Nie zabieraj mojej duszy wybełkotał dowódca [ Pobierz całość w formacie PDF ]