RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wstał i pochylony nad nią mówił już prawie szeptem: Widzisz, to jestem ja, ja, któremu kiedyś powiedziano, że jest do niczego, że jest niczym,że stanowi zero!.Ja, którego rodzony ojciec i cała kochana rodzina uważała na nicość, zawykolejeńca, za fantastę, za półwariata, ja jestem dziś jednym z najbogatszych ludzi na świe-cie!.Czy rozumiesz? Czy wiesz, z jaką szatańską radością mógłbym im wszystkim świecićw oczy swoją wielkością, której oni do pięt nie dorośli?!.Zciągnięta twarz Pawła, jej niezwykła bladość i oczy, które stały się prawie przezroczyste przerażały.Zdało się jej, że widzi przed sobą istotnie uosobienie jakiejś nadludzkiej wielkości, jakiejśpotężnej kosmicznej namiętności, która nie zna przeszkód, a przed którą ona sama jest drob-nym pyłkiem, okruszyną pospolitości, która stała się przygodnym świadkiem niepojętegoobjawienia.Nie słyszała dalszych słów Pawła.Oszołamiał ją jego wstrząsający szept, widziała przedsobą tylko jego białą jak płótno twarz i zrenice, które zdawały się przenikać przez nią i pa-trzeć w nieskończoność!A jeszcze przed chwilą mogła go sądzić kategoriami zwykłych przeciętnych ludzi, jeszczeprzed chwilą ważyła się w ogóle sądzić! Z tym większą wyrazistością odczuła teraz olbrzymiąprzestrzeń, jaka oddziela ją od Pawła.Zawsze od pierwszego spojrzenia oceniała go przecie najwyżej.Jeżeli teraz zwątpiła, jeżeliwe własnych myślach obraziła go, ściągając do codzienności, mierząc jego postępki miarązwykłych ludzi, tym większą uczuła skruchę i jej nicość wobec winy, jaką popełniła.Na poręczy krzesła oparta była jego ręka, silna, zwarta, pokryta węzłami żył.Pochyliła się,oplotła ją mocno palcami i przywarła do niej ustami w pocałunku niemal bałwochwalczym.Gdy po chwili podniosła nań oczy, był już spokojny, a na jego uśmiechniętej twarzy nieznać było ani śladu podniecenia.Aagodnie uwolnił dłoń z jej rąk.Spojrzał na zegarek, któregowskazówki zbliżały się do dwunastej, i powiedział: Już pózno, a ty jutro wcześnie jedziesz do fabryki.Idz spać.Pocałował ją w rękę, zgasił papierosa i stanął przy kontakcie, czekając, aż wyjdzie, by zga-sić światło. Dobranoc  powiedziała cicho.Znalazłszy się w swoim pokoju, nie zapalała światła.Usiadła w kącie sofy, usiłując zebrać myśli.Teraz dopiero przypomniały się jej słowaPawła.Gdy je słyszała wypowiadane tym przejmującym głosem, którego każdy dzwięk pozo-stanie w jej pamięci, nie rozumiała ich treści.Mówił o woli zwycięstwa, o prawie do walki, o83 władzy, jaką daje poznanie człowieka i mechaniki jego ustroju psychicznego, mówił o nie-ograniczonym zasięgu swych pragnień, o wielkiej grze.Jego postać wyrastała jej teraz w ciemnościach do jakichś olbrzymich rozmiarów.Wypeł-niał sobą wszystko, co stanowiło treść jej życia, co było rzeczywistością i marzeniem, teraz-niejszością i jutrem.Jej, tylko jej to powiedział.Nikt na całym świecie nie został przezeń do-puszczony do jego wielkich tajemnic.Wyróżnił ją, zbliżył do siebie, uprawnił do zajrzenia wjego duszę.A jednak.jednak gdzieś na dnie czuła głęboki, ćmiący ból.Czymże jest przy nim, czym dla niego? Jaką cząstką może zająć miejsce w jego życiu?.Czy nawet dzisiaj nie była tylko przypadkowym, okazyjnym świadkiem jego słów, czy już wtej chwili Paweł nie żałuje momentu szczerości i tych wspaniałych wstrząsających zwierzeń,wyznań, odkryć, tego otwarcia przed nią bogactwa swego ducha?.I druga rzecz: czymże mu może odpłacić za to wszystko?.Pomocą, współdziałaniem, ra-dą?.Ależ on tego nie potrzebuje.Nawet jej majątek stanowi tylko drobną monetę w jegoręku.A miłość? Przecie kocha go ponad wszystko na świecie, ponad jego wielkość, ponad życiewłasne! Nie ma takich poświęceń, nie ma takich ofiar, na które by się dlań nie zdobyła!.Tylko on ich nie pragnie, nie stanowią dlań one żadnej wartości.Przecie nawet nie chce schy-lić się po nie.Powiedział: już pózno, czas spać.Tylko tyle za wiele nieprzespanych nocy, za długie go-dziny rozmyślań, za piekącą tęsknotę, za łzy i niepokoje.Idz spać, już pózno.Zaśmiała się głośno, lecz w tejże chwili uświadomiła sobie swój egoizm.Jakimże prawem można od kogokolwiek żądać zapłaty za ten nieproszony dar, od kogo-kolwiek, a tym bardziej od niego! Jest dla niej dobry, serdeczny, życzliwy, okazuje jej swojezaufanie, powierza tajemnice.Wstała i zapaliła lampę na nocnym stoliku.Spostrzegła, żebrakuje na nim syfonu z wodą sodową i szklanki, i teraz przypomniała, że Karolina nie mogławejść, gdyż drzwi od służbowej części mieszkania są pozamykane.Zastanowiła się: jeżeliotworzy je, Ignacy z rana wejdzie, by posprzątać, i oczywiście spostrzeże, że Paweł wrócił,zostawić zaś drzwi zamknięte.to nie ma sensu.Przecie kiedyś i tak trzeba je będzie otwo-rzyć.Nie wiedziała, co ma zrobić.W każdym razie musiał o tym zadecydować Paweł.Na pewno jeszcze nie zdążył usnąć.W ogóle zapomniała go zapytać, czy jego powrót madługo pozostać tajemnicą nawet dla służby.Jeżeli śpi, nie będzie go budzić.W salonie i w gabinecie było ciemno.Z sypialni jednak wąziutką szparą pod drzwiamiprzenikało słabe światło.Podeszła na palcach i lekko zapukała: Pawle. To ty, Krzysiu?  odezwał się zaraz. Tak, zapomniałam spytać cię co do służby. Proszę cię, wejdz.Wprawdzie leżę już w łóżku, ale się chyba nie zgorszysz.W pokoju panował półmrok.Zwieciła się tylko ciemna ampla pod sufitem.Zbliżyła się dołóżka.Paweł leżał z rękami założonymi pod głowę.Na stoliku piętrzył się stos notatek i wy-cinków z gazet oraz gruby pęk małych kluczy. Nie obudziłam cię?  zapytała. Nie.Ale dlaczego ty nie śpisz? O, nie chce mi się, a poza tym przypomniałam sobie, że trzeba jakoś zrobić ze służbą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl