RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obaj możemy uważać się za szczę-ściarzy.Mężczyzna odetchnął z ulgą i przytroczył sobie topór do pleców. Tak, można to nazwać szczęściem.Ale zastanawiam się, czy nadal będzienam ono sprzyjać? A więc w ogóle nie znasz tej wyspy? Okolicznych wód też nie.Nie mam pojęcia, jak się tu znalezliśmy.Bezwątpienia te morza są zaczarowane.Widziałeś, jakiego koloru jest słońce? Tak. No cóż  żeglarz schylił się, by zdjąć medalion z szyi Tangijczyka. Napewno lepiej ode mnie posługujesz się czarami i zaklęciami.Jak to się stało, żesię tu znalazłeś, panie Melnibonaninie? Nie mam pojęcia.Uciekałem przed pościgiem, aż dotarłem do wybrzeża,skąd nie mogłem już iść dalej.Potem wiele śniłem.Gdy obudziłem się, nadalleżałem nad brzegiem morza, ale na tej wyspie. Pewnie jakieś duchy  być może przyjazne tobie  ukryły cię w bez-piecznym miejscu, z dala od prześladowców. To możliwe  zgodził się Elryk  bo mam wielu sprzymierzeńców pośródżywiołów.Nazywam się Elryk i z własnej woli jestem wygnańcem z Melnibon.Podróżuję po świecie, bo wierzę, że muszę się czegoś nauczyć od mieszkańców60 Młodych Królestw.Nie mam żadnej mocy, oprócz tej, którą widziałeś.Czarno-brody mężczyzna zmrużył oczy z uznaniem i wskazał kciukiem na swą pierś. Jestem Smiorgan Aysy, niegdyś władca mórz z Purpurowych Miast.Do-wodziłem flotą kupców.Może nadal jej dowodzę.Nie dowiem się tego, póki niepowrócę  jeżeli w ogóle to jest możliwe. Podzielmy się więc wiedzą oraz dobytkiem, Smiorganie Aysy, i zastanów-my się, jak można najszybciej opuścić tę wyspę.Elryk podszedł do miejsca, gdzie uwalane we krwi i błocie leżały rekwizy-ty przerwanej gry.Pomiędzy kostkami, kawałkami kości słoniowej oraz srebrny-mi i brązowymi monetami dostrzegł złotą Melnibonańską monetę.Podniósł jąi położył na otwartej dłoni, którą krążek przykrył niemal całkowicie.W dawnychczasach stanowił on walutę królów. Czy to należało do ciebie, przyjacielu?Smiorgan Aysy, który nadal obszukiwał martwego Tangijczyka, mając widaćnadzieję odzyskać część skradzionego dobytku, uniósł głowę. Tak.Czy zechciałbyś zatrzymać ją jako część twego udziału?Elryk wzruszył ramionami. Chętniej dowiedziałbym się, skąd pochodzi.Kto ci ją dał? Nie została skradziona.Czy to Melnibonańską moneta? Tak. Domyślałem się tego. Od kogo ją otrzymałeś?Smiorgan wyprostował się, zakończywszy poszukiwania.Potarł dłonią lekkąranę na przedramieniu. Stanowiła część zapłaty za przejazd, zanim się zgubiliśmy.Zanim zaatako-wali nas bandyci. Mieliście pasażera? Melnibonanina? Być może  odparł Smiorgan.Najwyrazniej nie zamierzał snuć żadnychdomysłów. Czy to był wojownik? Nie  Smiorgan uśmiechnął się pod wąsem. Kobieta. Jak to się stało, że chciała płynąć na twym statku?Smiorgan zaczął podnosić z ziemi resztę monet. To długa historia, częściowo podobna do wszystkich opowieści morskichkupców.Szukaliśmy nowych rynków zbytu dla naszych towarów i wystawiliśmysporą flotę, którą dowodziłem ja jako największy udziałowiec. Czarnobrodyusadowił się beztrosko na szerokim tułowiu Chalalityjczyka i począł liczyć pie-niądze. Chciałbyś usłyszeć moją opowieść czy już cię zanudziłem? Chętnie jej wysłucham.Sięgając za siebie, Smiorgan wydobył flaszkę z winem zza pasa Chalalityj-czyka i podał ją Elrykowi.Ten przyjął ją i pociągnął łyk trunku, który okazał się61 nadspodziewanie dobry.Gdy Elryk skończył pić, Smiorgan wyciągnął rękę po flaszkę. To była część naszego ładunku  powiedział. Byliśmy z niego bardzodumni.Niezły rocznik, prawda? Wyśmienity.A więc wypłynęliście z Purpurowych Miast? Tak.Kierowaliśmy się na wschód, ku Nieznanym Królestwom.Trzymali-śmy ten kurs przez kilka tygodni, żeglując u wybrzeży najsmutniejszych krain,jakie zdarzało mi się widzieć.Potem zaś przez tydzień nie widzieliśmy żadne-go lądu.W końcu wpłynęliśmy na wody, które nazwaliśmy Ryczącymi Skałami.Przypominały one Wężowe Zęby u wybrzeży Shazar, ale były większe, rozleglej-sze.Po obu stronach, z morza wyrastały olbrzymie wulkaniczne urwiska, wokółktórych woda burzyła się, pieniła i huczała z niespotykaną gwałtownością.Cóż,krótko mówiąc flota rozproszyła się, a co najmniej cztery statki rozbiły się naskałach.W końcu udało nam się opuścić ten niegościnny akwen, lecz wówczas,osamotnieni, zostaliśmy unieruchomieni przez flautę.Przez pewien czas poszuki-waliśmy pozostałych statków, aż w końcu zdecydowaliśmy, że będziemy płynąćdalej jeszcze przez tydzień, a potem wrócimy do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl