RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał wrażenie, ze jego ciało i umysł znalazły się w jednej chwili w stanie wojny.Dyszał, wił się.Chwilowy dyskom­fort, jakiego doświadczył podczas przejścia przez transfer, był ni­czym w porównaniu z obecnymi katuszami.Próbował znaleźć jakąś stabilizację w rozpadającym się świecie.Gdy się ocknął, leżał na podłodze.Nad nim było okno z wido­kiem na zewnątrz.Powoli uniósł głowę.Czuł się tak, jakby został pobity.Ale ten widok za oknem.nie było tam szarości.pył nie opadał jak śnieg.Wszystko było błękitne, jasne, metalicznie błękit­ne -błękit, jaki znał i jaki kojarzył mu się z bezpieczeństwem.Sta­nął chwiejnie na nogach, wyciągając rękę do tej obietnicy błękitu, ale wciąż przeważało poczucie niestabilności.- Zaczekaj! - Technik zacisnął palce na jego nadgarstku.Odcią­gnął Travisa od ekranu i spróbował wepchnąć go na jeden z foteli.Ross był dalej; ręka pokryta bliznami zaciskała się na krawędzi konsoli.Jego twarz straciła gniewny wyraz.Teraz wyglądał na zaciekawionego.- Co się dzieje? - zapytał szorstko.- Siadaj na tamtym fotelu! - rozkazał technik.- Zapnij pasy! Jeżeli to jest to, co mi się wydaje, koleś.- Popchnął Rossa z powrotem na najbliższy fotel, a ten posłuchał pokornie, jakby nie starł się z tym człowiekiem zaledwie przed kilkoma chwilami.- Przenosimy się w czasie, tak? - Travis wciąż obserwował tę cudowną, kojącą plamę błękitnego nieba.- Naturalnie.Przenosimy się.Ale jak długo tu pozostaniemy? - Technik podszedł chwiejnie do trzeciego fotela, tego, na którym kil­ka dni temu znaleźli martwego pilota.Usiadł tak gwałtownie, jakby nogi odmówiły mu posłuszeństwa,- Co chcesz przez to powiedzieć? - Ross zmrużył oczy gniew­ne spojrzenie wróciło.- Energia siatki zaktywowała silniki.Nie czujesz tych wibracji człowieku? Według mnie statek przygotowuje się do startu!- Co takiego? - Travis niemal wyskoczył z fotela.Technik pochylił się do przodu i wepchał go tam z powrotem- Nawet nie próbuj wydostać się stąd, chłopcze.Popatrz tylko!Travis spojrzał we wskazanym kierunku.Szyb, którym wspięli się do kabiny, był teraz zamknięty.- Włączono zasilanie - kontynuował technik.- Według mnie niebawem ruszamy.- Nie możemy! - zaczął Travis i zadrżał, zdając sobie sprawę ze protestuje na darmo.- Czy potrafisz coś zrobić? - spytał Ross, odzyskując panowanie nad sobą.Technik roześmiał się, zakasłał i przeciągnął ręką po konsoli.- Ale co? - zapytał posępnie.- Wiem tylko, do czego służą za­ledwie trzy przyciski.Nie ośmielaliśmy się eksperymentować z po­zostałymi bez uprzedniego demontażu całej instalacji.Sprawdzali­śmy wszystko krok po kroku.Nie mogę niczego zatrzymać ani uru­chomić.Polecimy na Księżyc, czy tego chcemy czy nie.- A czy oni mogą coś zrobić? - Travis spojrzał na błękitną plazmę.Nie wiedział nic na temat maszyn, nie znał nawet podstaw me­chaniki.Pozostawało mu jedynie mieć nadzieję, że gdzieś, jakimś cudem, ktoś położy kres temu horrorowi.Technik spojrzał na niego i znów zaśmiał się nerwowo.- Oni mogą tylko szybko uciec.Jeśli po naszym starcie powsta­nie zawirowanie, wielu fajnych facetów może dostać za swoje.Wibracje, które Travis wyczuwał wcześniej, przybierały na sile.Dochodziły nie tylko ze ścian i podłogi kabiny, ale, jak mu się zda­wało, z powietrza, które łykał szybkimi, płynami haustami.Panika związana z całkowitą bezradnością przyprawiła go o mdłości, wysu­szyła usta, ścisnęła trzewia przejmującym bólem.- Jak długo.? - usłyszał pytanie Rossa i zobaczył, jak technik potrząsa głową,- Możesz zgadywać równie dobrze jak ja.- Ale dlaczego? Jak? - zapytał Travis ochrypłym głosem.- Ten pilot, ten, którego tu znaleźli siedzącego.- Technik zabębnił palcami po krawędzi konsoli sterowniczej."- Może ustawił aktywację statku, zanim nastąpiło zderzenie.Potem transfer w cza­sie.ta energia wywołała gdzieś reakcję.Ale to są tylko moje do­mysły.- Ustawił automatyczną aktywację? Po co? Dokąd chciał le­cieć? - Ross przesunął językiem po wargach, jakby chciał je zwil­żyć.-Do domu.Mozę o to chodzi, chłopcy! Przypnijcie się!Travis mocował się z pasami, w końcu niezdarnie przypiął się do fotela.On również poczuł ostatnie drganie towarzyszące wibracjom.Potem przygniotła go jakaś niewidzialna ręka, tak duża i potęż­na jak stopa mamuta.Fotel wyprostował się i zmienił w rozkołysane łóżko.Travis, zespolony z nim na dobre i złe, nie mógł oddychać, myśleć czy zrobić cokolwiek więcej ponad odczuwanie; musiał ja­koś wytrzymać ból, ciśnienie miażdżące ciało i kości.Błękitny kwa­drat stanowił jedyne wytchnienie dla obolałych oczu.Potem była już tylko ciemność.7Travis odzyskiwał przytomność powoli, boleśnie, świadom we­wnętrznych obrażeń.Dopiero po jakimś czasu zdołał pozbierać myśli.Spróbował przełknąć ślinę i poczuł w ustach smak krwi.Miał trudności ze skupieniem wzroku.Ekran, ostatnio błękitny, teraz stał się matowoczamy.Travis drgnął i koja zakołysała się gwałtownie.Powoli, ostrożnie podniósł się, opierając na obydwu rękach.Na kolejnej wiszącej koi leżał Ross Murdock.Dolną część jego twarzy pokrywała zaschnięta krew.Miał zamknięte oczy, a skóra pod mocną opalenizną i brodem wydawała się zielonobiała.Technik nie wyglądał o wiele lepiej.W kabinie panowała całkowita cisza, żadnych dźwięków czy wibracji.Dopiero gdy sobie to uświadomiła za­czął mocować się z pasem bezpieczeństwa opinającym go w talii.Spróbował wstać.Próba przyniosła katastrofalne skutki.Travis oderwał się od oparcia, lecz jego stopy nie dotknęły podłogi.Brak przyciągania spowodował, że mężczyzna wypadł z łóżka i uderzył o krawędź głównej konsoli sterowniczej z siłą, która wyrwała mu z gardła okrzyk bólu.Zdjęty paniką, przytrzymał się konsoli i przesuwał się wzdłuż niej, dopóki nie dotarł do technika.Próbował go ocucić a nie widząc żadnych efektów, zastosował bardziej stanowcze me­tody.W końcu nieprzytomny jęknął, odwrócił głowę i otworzył oczy.Wraz z powracającą świadomością rosło zdumienie i strach.- Co.co się stało? - wybełkotał.- Jesteś ranny?Travis otarł usta i brodę wierzchem dłoni, na której pozostała krew.- Nie mogę chodzić - odparł.- Unoszę się.- Unosisz się? - Technik wstał z mozołem i odpiął pasy.- A więc nie ma grawitacji! Jesteśmy w kosmosie!Fragmenty czytanych niegdyś artykułów odżyły w pamięci Travisa.Brak grawitacji; nie ma dołu, góry, ciężaru.Pomimo mdłości i zawrotów głowy, przytrzymując się konsoli minął technika i dotarł do Rossa.Murdock zaczynał się poruszać, a kiedy Indianin położył rękę na jego fotelu, jęknął.Bezwiednie przebierał palcami nad klat­ką piersiową, jakby chciał ukoić ból [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl