RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Podziękujcie za to, że nie zniosło was dalej na południe.Rozbójnicy z Verlaine wydobywają z morza bogate łupy.Ale nie zależy im na żywych rozbitkach.Któregoś dnia - jego głos stał się ostrzejszy - Verlaine może odkryć, że nie obronią jej ani strome skały, ani ostre jak zęby rafy.Kiedy to miejsce wpadnie w ręce księcia, nie będzie ono już niewielkim ogniem trapiącym podróżnych, ale raczej prawdziwym piek­łem!- Czy Verlaine należy do Karstenu? - zapytał Simon.Zbierał fakty gdzie i kiedy mógł, po kolei dodając je do układanki tworzącej obraz świata, w którym się znalazł.- Córka pana na Verlaine ma poślubić księcia Karstenu zgodnie ze zwyczajem cudzoziemców.Bo wierzą oni, że ziemię dziedziczy się w linii żeńskiej! Wtedy poprzez takie oszukań­cze prawo książę obejmie we władanie Verlaine dla skarbów zdobytych dzięki burzom morskim i może powiększy tę pułapkę tak, by wpadały do niej wszystkie statki pływające w pobliżu wybrzeża.Od dawna wynajmowaliśmy kupcom nasze miecze, chociaż morze nie jest naszym ulubionym polem walki, być może zostaniemy wezwani, kiedy Verlaine zostanie oczyszczone.- Czy zaliczacie mieszkańców Sulkaru do tych, którym chcielibyście pomóc?Osadzona na ludzkich ramionach ptasia głowa skinęła energicznie.- To na sulkarskich statkach przybyliśmy z za­morskiego chaosu krwi, śmierci i ognia.Gwardzisto! Od tego dnia Sulkar pierwszy ma prawo żądać od nas pomocy.- Nie uczyni tego więcej! - Simon nie wiedział, czemu to rzekł, i zaraz pożałował, że puścił wodze językowi.- Czy przynosisz jakieś wieści, Gwardzisto? Nasze sokoły latają daleko, ale nie zapuszczają się po północne szczyty.Co się stało w Sulkarze?Simon zawahał się, ale nie zdążył odpowiedzieć, gdyż jeden z sokołów zawisł nad nimi, wydając głośne okrzyki.- Puść mnie i zsiadaj! - rozkazał ostro towarzysz Simona.Simon posłuchał i czterej Gwardziści zostali na szlaku, a kucyki pojechały naprzód, nawet w szybkim, jak na moż­liwości terenowe tempie.Koris znakiem ręki przywołał pozos­tałych.- To jakiś napad - rzekł i pobiegł za szybko znikającymi kucykami z toporem przewieszonym przez ramię.Krótkie nogi wprawił w tak szybki trucht, że jedynie Simon nadążał za nim bez trudu.Dochodziły ich krzyki i szczęk metalu o metal.- Wojska Karstenu? - wydyszał Simon, kiedy zrównał się z kapitanem.- Nie sądzę.Na tych terenach roi się od banitów, a Nalin mówił, że stają się coraz śmielsi.Wydaje mi się, że to tylko maleńka część większej całości.Alizon zagraża od północy, Kolder maszeruje na zachód, bandy włóczęgów stają się niespokojne, w Karstenie wrze.Już od dawna wilki i nocne ptaki mają apetyt na rozszarpanie Estcarpu.Choć w końcu sami się pokłócą o te szczątki.Niektórzy ludzie żyją o zmierz­chu i odchodzą w ciemność, broniąc resztek tego, co jest dla nich najdroższe.- Czy to jest zmierzch Estcarpu? - zapytał Simon re­sztkami tchu.- Któż to wie? O, to rzeczywiście banici! Spojrzeli w dół na szlak handlowy.Toczyła się tam bitwa.Jeźdźcy w ptasich hełmach zsiedli z koni, bo było zbyt mało miejsca, by umożliwić kawalerii jakiekolwiek regularne ude­rzenie, i bili przeciwników zwabionych na otwartą przestrzeń.Ale w ukryciu pozostali jeszcze strzelcy wyborowi i ci brali na cel Sokolników.Koris zeskoczył z półki skalnej na drogę i podbiegł do zagłębienia, w którym zmagali się dwaj mężczyźni.Simon przedarł się do miejsca, z którego mógł celnie rzuconym kamieniem unieszkodliwić strzelca celującego w plątaninę ciał.Wystarczyła sekunda, by zabrać zabitemu pistolet i amu­nicję i obrócić tę broń przeciwko kompanom jej niedawnego właściciela.Sokoły latały z krzykiem, dziobiąc twarze i oczy, wbijając szpony w przeciwników.Simon wypalił, wycelował i znów wystrzelił, z gorzką satysfakcją odnotowując swoje sukcesy.W tych gorączkowych chwilach, kiedy dokoła trwała jeszcze walka, opuściła go część goryczy przegranej w Sulkarze.Głos rogu przerwał skwir ptaków.Po drugiej stronie doliny ktoś pomachał energicznie strzępem flagi i ci z banitów, którzy jeszcze trzymali się na nogach, nie łamiąc szeregów wycofali się na teren niedostępny dla jeźdźców.Dzień szybko zmierzał ku końcowi, zniknęli więc w cieniach zmierzchu.Mogli się skryć przed ludźmi, ale nie przed sokołami.Ptaki kołowały nad zboczem, rzucały się w dół, od czasu do czasu trafiały ofiarę, o czym świadczyły krzyki bólu dochodzące z zarośli.Simon zobaczył na drodze Korisa z toporem w dłoni, na ostrzu broni widoczna była ciemna plama.Rozmawiał żywo z jednym z Sokolników, nie zwracając uwagi na tych, którzy podchodzili do kolejnych ciał, szybkim uderzeniem miecza sprawdzając ich stan.W tym zajęciu kryła się taka sama ponura determinacja, jaka towarzyszyła Gwar­dzistom po zasadzce żywych trupów z Gormu.Simon zajął się przypinaniem nowo zdobytego pasa, starając się nie przy­glądać tej dość szczególnej działalności.Sokoły zaczęły wracać w odpowiedzi na gwizdy swych panów.Dwa ciała w ptasich hełmach przewieszono przez siodła zdenerwowanych kucyków, wielu jeźdźców jechało w bandażach, podtrzymywali ich towarzysze.Ale straty w obozie przeciwnika były znacznie poważniejsze.Simon znów jechał za jakimś Sokolnikiem, tym razem był to inny żołnierz, niezbyt skory do rozmowy.Przytrzymywał na piersi zranioną rękę i klął cicho na każdym wyboju.W górach noc nadchodziła szybko, słońce kryło się za wyższe szczyty.Jechali szerszą i równiejszą niż poprzednio drogą.Po stromej wspinaczce doprowadziła ich ona do domu, jaki Sokolnicy wznieśli sobie na wygnaniu.Na widok tej twierdzy Simon aż gwizdnął ze zdumienia.Stare mury Estcarpu wydawały się wyrastać z kości ziemi od początku jej powstania, wywarły więc na Simonie wielkie wrażenie.Sulkar, choć ukryty pod płaszczem owej nienatural­nej mgły, był też imponującym dziełem.Ale to stanowiło część skały, część góry.Mógł tylko przypuszczać, że budowniczowie natrafili na szczyt, w którym znajdowały się liczne jaskinie i że po prostu je powiększyli i połączyli.Gniazdo Sokolników nie było zamkiem, to była góra przekształcona w fort.Przeszli przez most zwodzony, który spinał brzegi otchłani, na szczęście ukrytej w mroku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl