[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lunzie zaczynała wątpić, czy zdoła wybrać coś dla siebie Niektóre fasony były bardzo śmiałe.Cofnęła się o parę kroków żeby objąć wzrokiem okna wystawowe.W wielkiej szybie dostrzegła coś bardzo dużego, zmierzającego w jej stronę.Obejrzała się.Grupa grawitantów zbliżała się ciężkimi krokami, zamierzając ją wyminąć.Idącego na czele ponurego mężczyznę Lunzie rozpoznała jako przedstawiciela z Diplo, którego pokazywał jej Coromell na przyjęciu u Ryxich.Szli dwójkami, pierś w pierś i zajmowali tyle miejsca, że Lunzie zdecydowała się przeczekać w sklepie Finzera, aż przejdą.- Czym mogę służyć, obywatelko? - Mężczyzna, mniej więcej dwóch trzecich jej wzrostu, z modnie przyozdobionymi uszami, stał przy niej kłaniając się i uśmiechając.— Jestem Finzer, właściciel tego przybytku.Lunzie wyjrzała na zewnątrz.Grupa już przeszła, tylko jedna kobieta przystanęła patrząc w okno wystawowe po drugiej stronie korytarza.Nie należała do towarzystwa z Diplo.Był to Quinada, towarzyszka Ienosia.Grawitantka odwróciła się i jej ciężkie, głupawe spojrzenie padło na Lunzie.Lunzie uśmiechnęła się do niej sądząc, że będzie to w dobrym tonie.Quinada gapiła się na nią jeszcze przez chwilę, po czym odwróciła się i odeszła.Zbita z tropu Lunzie spojrzała na sprzedawcę, który cały czas stał przy niej.- Szukam jakiegoś stroju wieczorowego - powiedziała - Czy znajdzie się coś bardziej tradycyjnego w rozmiarze dziesięć?Finzer przyniósł jej klasyczną suknię w kolorze zgaszonego różu, z bardzo dopasowanym stanikiem, oraz wieczorową toaletę owijającą się jej wokół nóg.Dwa wieczory później przytrzymywała fałdy tej sukni na kolanach jadąc z Coromellem do rezydencji Parchandrich.- Ja sobie tego nie wymyśliłam, Coromell - mówiła stanowczo.- Przez ostatnie dwa dni Quinada pojawiała się wszędzie tam, gdzie ja.Widziałam ją, ilekroć się odwróciłam.Ona mnie śledzi.- Czysty przypadek - odparł beztrosko Coromell.- obszar, po którym porusza się korpus dyplomatyczny na Tau Ceti, jest zadziwiająco mały.Po prostu chodziłyście z Quinada i tymi samymi ścieżkami, to wszystko.- Nie, to nie wszystko.Ona przygląda mi się wzrokiem, którego nie mogę określić inaczej niż 'łakomy'.Nie bardziej ufam temu przewrotnemu łotrowi, dla którego pracuje, niż wygłodniałemu drapieżnikowi.Zauważyłeś, jak zaświeciły mu się oczy, gdy dowiedział się, że mój statek miał wypadek w przestrzeni? On ma naprawdę dziwne poczucie humoru.- Za bardzo przejmujesz się zbiegami okoliczności - przekonywał łagodnie Coromell.- Tu, na Tau Ceti nie ma żadnego zagrożenia, a porwanie jest ciężkim wykroczeniem przeciwko immunitetowi dyplomatycznemu i ktoś o takiej pozycji jak Ienosi na pewno nie może sobie na to pozwolić.Jeśli zaś chodzi o jego asystentkę, sama mówiłaś mi, że masz głęboko zakorzeniony lęk przed grawitantami.- Nie cierpię na manię prześladowczą - powiedziała Lunzie ze śmiertelną powagą, - Starałam się nie zwracać uwagi na swój “głęboko zakorzeniony lęk” i po prostu ją zgubić, gdy zdałam sobie sprawę, ze mnie śledzi.Wytłumacz mi więc, dlaczego widziałam ją w czterech różnych sklepach i w żadnym niczego nie kupiła! I w trzech salonach piękności! Nie wspominając już o tym, że czekała na mnie przed budynkiem FIWP, gdy skończyłam swoje zajęcia z Dyscypliny.Coromell namyślał się przez chwilę.- Jesteś pewna?- Tak, jestem.I wydaje mi się, że to ma coś wspólnego z ambrozją, mimo że nie zechciałeś mnie oświecić w tym względzie.- Coromell uśmiechnął się ledwie zauważalnie, co w tej sytuacji jeszcze bardziej ją zdenerwowało.Ambrozja musiała być sprawą najwyższej tajności i wagi, a nią posłużono się tylko jak kopertą do wysłania listu.Z uporem mówiła dalej.- W przeciwieństwie do ciebie nie wydaje mi się, że Ienosi zachowywał się wobec mnie w normalny sposób, mimo swego immunitetu dyplomatycznego.A nadzór, którym otacza mnie jego asystentka, nie wróży nic dobrego.- Jako osoba prywatna w niewielkim stopniu mogę temu przeciwdziałać.Jednak - tu w jego oczach pojawił się wyraz przebiegłości - jeżeli wstąpisz do wywiadu Floty, będziesz miała zapewnioną ochronę.Lunzie przyjrzała mu się badawczo, chcąc oddalić podejrzenie, które przyszło jej do głowy.- Do czego byłbyś skłonny się posunąć, admirale, żeby wciągnąć mnie do wywiadu?- Nie “wciągnąć”.Mogłabyś nam bardzo pomóc i szczerze mówiąc, byłoby wspaniale mieć cię w pobliżu, ale nie za wszelką cenę.Poza tym, to ty musisz podjąć decyzję.Nawet gdybyśmy mogli, a nie możemy, wywierać na ciebie nacisk, jaką wartość przedstawia współpracownik pozyskany tą metodą? Nie takich ludzi potrzebujemy.A jestem pewien, że byłabyś dziesięć razy operatywniejsza niż ktoś taki jak Quinada.jeśli oczywiście zgodziłabyś zgłosić się na ochotnika.Lunzie wahała się przez chwilę i pokiwała głową.- Dobrze, wchodzę w to.Coromell rozpromienił się w uśmiechu i uścisnął jej ramię.- To dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]