[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tych oczach nie ma histerii, jest w nich czyste morderstwo.Kogo jednak Cammie miałaby zamordować? Tylko Setha czy tylko ją? Czy oboje? Audrey nie ma pojęcia.Wie tylko, że nie może wyjaśnić im wszystkim, co zrobiła przed wyjściem.A zrobiła prostą rzecz, która może rozwiązać tak wiele - jeżeli.Jeżeli otworzy się - tak jak na to liczy - okienko czasu.Jeżeli ona sama zrobi wówczas to, co trzeba.Audrey nie może powiedzieć im, że istnieje nadzieja, bo gdyby Tak dosięgnął ich i przechwycił ich myśli, wówczas ta nadzieja zostałaby pogrzebana.Pomruk silników narasta.Po ulicy Głównej znów suną Wozy Mocy.Senny Wędrowiec, Strzała Szlaku i Wolność są bliżej domu Carverów i docierają tam jako pierwsze.Parkują rzędem.Na środku staje Strzała z Tropicielem Węży za kierownicą, blokując podjazd, na którym leży martwy pan domu (wyglądający dziś na znacznie bardziej podniszczonego niż wczoraj).Od południowego krańca ulicy dołączają do szeregu pozostałe pojazdy - Bumtarara, Wóz Sprawiedliwości i Mięsowóz.Dom Carverów (jak na ironię zbudowany teraz w stylu ranczerskim) zostaje w tym momencie całkowicie zablokowany przez pojazdy MotoGlin.Laura DeMott celuje w rozbite frontowe okno, wystawiwszy dubeltówkę przez otwór strzelniczy Strzały Szlaku.Hoss Cartwright i bardzo młody Clint Eastwood - w tej inkarnacji jest akurat rewolwerowcem z westernu Rawhide[10] - też mierzą w dom.W Wieżyczce Zagłady Mięsowozu stoi Jeb Murdock, trzymając dwie strzelby o lufach odciętych dziesięć centymetrów od nasady; opiera je kolbami o biodra i szczerzy się w szerokim uśmiechu.Ma twarz Rory’ego Calhouna w szczytowym okresie jego kariery.Otwierają się klapy w dachach furgonetek.Kowboje razem z kosmitami zajmują pozostałe stanowiska strzeleckie.- Rany, Tatku, ależ to będą jatki! - woła Mark McCain i śmieje się przeraźliwie.- Bum-ta-ra-ra!- ZAMKNIJ SIĘ ROOTY! - wołają wszyscy naraz i wybuchają chóralnym rechotem.Na odgłos tego ich śmiechu we wnętrzu Kim Geller pęka nagle coś, co do tej pory było tylko napięte do granic wytrzymałości.Kobieta zrywa się na nogi i maszeruje do siatkowych drzwi, za którymi wciąż leży Debbie Ross.Tenisówki Kim chrzęszczą na odłamkach rozbitej porcelany z ukochanych figurek Kirstie Carver.Rytmiczny pomruk silników - ich niesamowite brum-brum-brum, jakby bicie ogromnego elektrycznego serca - doprowadza ją do obłędu.Zresztą łatwiej jest skoncentrować się na tym, niż rozpamiętywać, jak ta bezczelna czarnucha najpierw omal nie złamała jej ręki, a potem cisnęła do pokoju, jakby była workiem z brudną bielizną czy czymś takim.Pozostali nie zdają sobie sprawy, że Kim wyszła, aż do chwili, gdy słyszą jej gderliwy pisk:- Wynoście się stąd! Dosyć tego, wynocha, i to już! Policja już tutaj jedzie, zobaczycie!Na dźwięk tego głosu Susi natychmiast zapomina, jak przyjemnie jest być trzymaną za pierś przez Dave’a Reeda i jak bardzo chciałaby mu pomóc zapomnieć o śmierci brata, idąc z tym chłopakiem na górę pieprzyć się do upadłego.- Mamusiu! - krzyczy i podnosi się z podłogi.Dave ściąga ją w dół, natychmiast ściska ramieniem jej talię jak w imadle, żeby mieć pewność, iż dziewczyna się nie oddali.Stracił już dzisiaj brata; jak na jeden dzień to dość.No już, no już, no już - powtarza Audrey w myślach.niemal jakby się modliła.Oczy zacisnęła tak mocno, że widzi pod powiekami wybuchające czerwone punkciki; dłonie zwinęła w pięści, wbijając resztki wyszczerbionych paznokci w skórę.- No już, rób co trzeba, działaj wreszcie, zaczynaj.- Ładuj - szepcze, nieświadoma, że wypowiada to słowo na głos.Johnny, który podniósł głowę na dźwięk krzyków Kim, spogląda teraz na Audrey.- Ładuj! No co, nie możesz? Rany boskie, ładuj!- Co ty wygadujesz? - pyta Marinville, lecz ona nie odpowiada.Tymczasem Kim rusza przez trawnik ku Wozom Mocy zaparkowanym przy krawężniku.To jedyne miejsce na byłej ulicy Topolowej, gdzie krawężnik jeszcze istnieje.- Daję wam ostatnią szansę - mówi, przeskakując spojrzeniem od jednego dziwoląga do drugiego.Niektórzy mają na twarzach idiotyczne kosmiczne maski, a ten, co siedzi za kierownicą tego jakby barowozu, jest przebrany za robota.Wygląda jak powiększona wersja R2D2 z „Wojen gwiezdnych”.Inni - jakby się urwali z kursu tańców kowbojskich.Niektórzy mają nawet znajome twarze.ale nie czas zawracać sobie głowę duperelami.- Daję wam ostatnią szansę - powtarza Kim, stając dokładnie w miejscu, gdzie betonowa dróżka Carverów łączy się z resztkami chodnika ulicy Topolowej.- Wynoście się, póki jeszcze możecie.Bo jak nie.Otwierają się przesuwane drzwi Wolności i wychodzi z nich szeryf Streeter.Gwiazda na lewej klapie jego kamizelki jaśnieje w świetle księżyca matowym srebrem.Szeryf spogląda w stronę Jeba Murdocka w Mięsowozie - wczoraj wroga, dziś sprzymierzeńca - stojącego w Wieżyczce Zagłady.- I co, Streeter? - pyta Murdock.- Co ty na to?- Ja na to, że masz załatwić tę pyskatą sukę - odpowiada szeryf i Jeb wypala z obu luf swych obrzynów jednocześnie.Towarzyszy temu potworny huk i biały płomień.W jednej chwili Kim Geller stoi jeszcze na końcu dróżki Carverów, w następnej już jej tam nie ma.No, nie całkiem.Na miejscu pozostają tenisówki, w których nadal tkwią stopy.Ułamek sekundy później we fronton domu Carverów uderza coś, co mogłoby być wiadrem ciemnej, mulistej wody, ale nim nie jest.A potem przy akompaniamencie wciąż wiszącego w powietrzu grzmotu obrzynów szeryf Streeter woła:- Strzelać, strzelać! Wymazać ich z mapy!- Padnij! - krzyczy Johnny, choć wie, że to nic nie da; dom zaraz zniknie jak zamek z piasku w falach przypływu, a oni wszyscy znikną wraz z nim.Regulatorzy rozpoczynają ostrzał.Nie da się tego porównać nawet do Wietnamu.Podobnie może było w okopach Verdun - myśli Johnny - albo ewentualnie w Dreźnie trzydzieści lat później.Hałas jest nieprawdopodobny [ Pobierz całość w formacie PDF ]