RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Leżał jeszcze chwilę.Przywykł do myśli, że zostanie tutaj.Niepokoiła go jedynie sprawa prowiantu.Co będzie, jeśli Galian nie wróci? Wprawdzie obiecał solennie, że przyniesie mu żywność, ale jakieś nieprze­widziane zdarzenia mogą pokrzyżować jego plany.Na wszelki wypadek należało zabezpieczyć się.Przyszedł mu na myśl Barton, gajowy z Trzech Studniczek.Znał go jeszcze z przedwojennych czasów, kiedy to nieraz u niego nocował.Po wrześniu spotkał go raz, gdy wra­cał z Zakopanego przez Pawłową Polanę.Gajowy oka­zał mu dużo serdeczności.Wspomniał, że w razie po­trzeby może liczyć na niego.Był to człowiek życzliwy, zaprzyjaźniony z zakopiańskimi taternikami, godny zaufania.Postanowił więc, że jeszcze przed południem obróci do Trzech Studniczek i rozmówi się z Bartonem.Poprosi go, żeby mu donosił żywność.Da mu dwa­dzieścia dolarów.To powinno starczyć na długo.Tak się zapalił do tego planu, tak wierzył w jego powodzenie, że pozwolił sobie zjeść obfitsze niż zwykle śniadanie.Bartona nie zastał jednak w gajówce.Zdziwiona i zaniepokojona wizytą nieznajomego żona gajowego powiedziała mu, że mąż wyjechał do Popradu i wróci dopiero na drugi dzień.- A wy skąd? - zapytała, gdy chciał już odejść, strapiony niepowodzeniem wyprawy.- Powiedzcie mężowi, że znajomy - odrzekł wy­mijająco.- Znajomy? - zdumiała się.- Ja was nie znam.Patrzyła podejrzliwie i badawczo.- Polowaliśmy razem.- Kiedy?- Przed wojną i teraz.- Wyście Słowak?- Orawiak - uśmiechnął się przekornie.Mierziła go jej podejrzliwość.- Mówicie jak z Liptowa - zauważyła."Ech, babo - pomyślał - przebiegła jesteś i spo­strzegawcza." Istotnie, Andrzej najczęściej spotykał się z Liptakami i od nich nauczył się słowackiego.W tej chwili wydało mu, się to nieistotne.- Macie może jajka na sprzedaż? - zapytał, jak gdyby nie usłyszał jej uwagi.Ale kobieta skrzyżowała ręce na piersiach i przyglądała mu się bacznie.Jej ru­miana, pełna twarz nabrała surowego wyrazu.- Teraz to rozmaici się kręcą - powiedziała wyzy­wająco.- Nie przychodźcie lepiej, bo stary miał już przez takich kłopoty.- Znam dobrze Bartona - powiedział z nacis­kiem.- Na znajomych mu nie zbywa - zaśmiała się cierpko.Zrozumiał, że nie ma celu dłużej z nią rozmawiać.- Pozdrówcie go ode mnie - rzekł na pożegnanie.- Dziękuję.Odszedł zawiedziony.Odprowadzało go badawcze spojrzenie stojącej na progu kobiety."Ludzie się bo­ją" - myślał, skręcając w las.Ominął przezornie drogę i bocznymi ścieżkami skierował się na Niżną Prehybę.Wiedział, że niełatwo będzie przebywać samotnie w gó­rach.Ludzie stali się nieufni.Ciężkie doświadczenia lat wojennych nauczyły ich ostrożności.Pierwsze niepo­wodzenie zdeprymowało go nieco, ale po drodze tłuma­czył sobie, że na niejedno musi być przygotowany.Baby, jak baby, zawsze są podejrzliwe.Nic więc dziw­nego, że Bartonowa przyjęła go tak niechętnie.Nie warto się tym przejmować.Za dwa, trzy dni, gdy przyjdzie z Zakopanego Galian, spróbuje jeszcze raz nawiązać kontakt z Bartonem.Może uda mu się zastać go w domu.Przy Niżnej Prehybie wszedł na główną ścieżkę, wspinającą się łagodnie wzdłuż zachodnich zboczy Kry­wania.Szedł nie spiesząc się, bo właściwie dokąd miał się spieszyć.Gdy był już przy siklawie w Niewcyrce, z przerażeniem spostrzegł, że przed jego kolibą pali się ogień.Wąska smużka sinego dymu strzelała prosto w górę, rozpływała się wśród rumowiska pod Hrubym.- Ki pieron! - zaklął cicho.Był tak zaskoczony, że początkowo chciał uciekać.Ale gdy uprzytomnił sobie, że w kolibie zostawił cały swój majątek, posta­nowił zbadać, kto rozpalił ognisko.Doszedł aż do ścian­ki przed kolibą.Gdy się zatrzymał, usłyszał cichy, przytłumiony głos skrzypiec.Płynął z góry zmieszany z szumem kosówki i pluskiem małych, ukrytych w ska­łach strumyków.Początkowo myślał, że uległ halucy­nacji, ale wnet rozpoznał wyraźnie strzęp znanej me­lodii słowackiej piosenki.Za chwilę z góry stoczył się mały kamyk, odskoczył od zrębu ścianki i przeleciał Andrzejowi nad igłową."Kto tam może być? - zapytał siebie coraz bardziej zdumiony.- Może jakiś słowacki juhas, znający ko­libę, przyszedł posiedzieć i odpocząć." Myśl ta wyda­ła mu.się niedorzeczna.W najbliższej okolicy nie było hali, a wiosenny redyk jeszcze się nie odbył.Któż więc mógł zająć kolibę?Postanowił obejść ścianę bokiem i od strony upłazu przyjrzeć się nieznanemu intruzowi.Bardzo długo przedzierał się przez gąszcz kosówki.Gdy wreszcie dotarł na trawiastą płasienkę, zobaczył, że przed ko­libą na skalnym występie pali się spory ogień, a przy ogniu, odwrócony do niego plecami, siedzi żołnierz.Sądząc po mundurze, był to żołnierz słowacki.Nieco skulony, grzebał patykiem w żarze.Był bez pasa i bez czapki.Wiatr rozwiewał mu kruczoczarne włosy.Widok był tak zaskakujący, że Andrzej nie wiedział, co robić.Dopiero gdy obok żołnierza zobaczył swój związany plecak, postanowił odzyskać go za wszelką cenę.Zastanawiał się, czy żołnierz ma broń przy sobie.W każdym razie trzeba było działać niezwykle ostroż­nie.Schował się za wielki maliniak, zwinął dłonie wokół ust i zawołał głośno po słowacku: - Hej, brate!Żołnierz drgnął, jak gdyby go ktoś dźgnął w siedze­nie, potem zerwał się i odwrócił ku wołającemu.Andrzej zobaczył jego ciemną, oliwkową twarz, za­krzepłą w przerażeniu.- Hej! - zawołał.Tamten cofnął się o krok, a gdy zmiarkował, że ze strony ukrytego za skałą człowieka nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo, skinął mu niemal przyjaźnie.- Czego chcesz? - odkrzyknął po słowacku.- Jest tam mój plecak? - zapytał Andrzej.Przyjrzawszy się oliwkowej cerze, kruczoczarnym włosom i ostrym rysom, Andrzej wywnioskował, że ma przed sobą Cygana.Twarz żołnierza znowu stężała.Schylił się nad plecakiem, zaczął go pospiesznie pa­kować."Chce z nim wyrywać - pomyślał Andrzej.- Jed­nak nie ma broni, skoro rwie się do ucieczki."- Stój! - zawołał głośno, przerażony możliwością utraty plecaka.Żołnierz nawet nie spojrzał w jego stronę.Gorącz­kowo wrzucał do plecaka drobne przedmioty, wśród których jak ryba błysnął aluminiowy kocher.- Stój! - zawołał jeszcze głośniej.okrzyk przynaglił Cygana do pośpiechu.Uniósł z zie­mi zawinięte w szmatę skrzypce, wpakował je do ple­caka.Dzieliło ich może pięćdziesiąt kroków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl