[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To by dopiero była kompromitacja.Rektor wręczył jej bukiet białych chryzantem, tak ogromny, że Karolina niemal nie mogła go objąć, powiedział przy tym, uśmiechając się zalotnie, że kwiaty wyjątkowo pasują do jej stroju.Gratulowała Karolinie jego żona, inni profesorowie, a także koledzy.Na korytarzu czekali dziennikarze.Karolina była lekko oszołomiona i pragnęła tylko jednego, by znaleźć się sam na sam z Janem.Poszli na kolację do Wierzynka, usiedli w bocznej salce, było tu elegancko i zarazem przytulnie, kinkiety na ścianach dawały przyćmione światło.Zajęli stolik dwuosobowy, siadając naprzeciwko siebie.- Jestem z ciebie dumny - powiedział Jan.Karolina uśmiechnęła się promiennie.- Tak jak ci obiecałam, wracam do ciebie i dzieci.- Ale w drodze do Lechic zatrzymasz się w Warszawie, żeby skoczyć do Izby Adwokackiej i rozejrzeć się w sytuacji - powiedział z humorem.- To już coś zupełnie innego - odpowiedziała niepewnie.- To, Karolino, dokładnie to samo, czyli twoja pasja.Jedno jest pocieszające, że będziesz bliżej nas.Twoje zdrowie!Stuknęli się kieliszkami, był w nich oczywiście szampan.Wracali piechotą, wieczór był bardzo ciepły, zapaliły się gazowe latarnie, w których świetle tak pięknie zawsze wyglądają stare mury.- Będzie mi brakowało Krakowa - powiedziała Karolina z nutą nostalgii w głosie.Jan przywiózł Karolinę do Lechic na dwa dni przed urodzinami dzieci, kończyły właśnie rok.Susanne nie wyszła na ganek, co oznaczało, że ciągle ma jej za złe długą nieobecność.Od razu poszła do pokoju dziecinnego.Pośrodku na kocu siedziała dziewczynka o tak niezwykłej powierzchowności, że Karolina zawołała:- To coś śmiesznego, to jest moja córka?Włosy Eweliny rosły do góry, po prostu stał jej na głowie wysoki jeż, który załamywał się na końcach, opadając niby wici płaczącej wierzby.Te włosy były bardzo jasne, tak jak i oczy w okrągłej buzi z nieco zadartym nosem, w dodatku piegowatym.- Czy ona już chodzi? - spytała Karolina Bogusię, która stanęła pod ścianą, wpatrując się w nią co najmniej jak w święty obraz.Tak już było i wcześniej, dziewczyna po prostu wlepiała w Karolinę oczy i nie mogła ich oderwać.- Chodzić to jeszcze nie chodzi, trzeba ją prowadzać.Karolina kucnęła przy drzwiach i wyciągając do małej ręce, poczęła j ą przywoływać:- Chodź, Ewelinko, do mnie, no chodź.I wydarzyło się coś niezwykłego, dziewczynka najpierw stanęła na czworakach wypinając pupę, a potem podniosła się.Chwiała się na rozstawionych nóżkach i wyglądało na to, że zaraz z rozmachem usiądzie, a jednak zdołała zachować równowagę.- No, chodź, Ewelinko - wołała do niej Karolina.I dziewczynka ruszyła w jej stronę; nabierając coraz większego rozpędu, wpadła wprost w rozwarte ramiona Karoliny.Karolina podniosła ją do góry, płacząc i całując na przemian.Takie było spotkanie matki z córką.Jasio jeszcze spał, Karolina podeszła więc do jego łóżeczka, on się prawie nie zmienił, tylko głowa zrobiła się większa i przybyło na niej włosów.Chciała oddać Ewelinę opiekunce, dziecko nie pozwoliło się jednak zabrać, obejmując Karolinę za szyję.- Muszę się umyć po podróży i coś zjeść - próbowała tłumaczyć, ale trzeba było na siłę rozwierać małe rączki.Karolina wykąpała się i zeszła do pokoju stołowego, gdzie czekał już na nich obiad.Jan też zszedł po chwili, nigdzie natomiast nie było widać Susanne.- A gdzież to ciocia? - spytała Karolina nieco obrażonym tonem.- Może zapomniała, że ja dzisiaj przyjeżdżam.- Nie chciałem ci psuć nastroju - powiedział Jan - ale ciocia jest w szpitalu.- Jak to? - Karolina poczuła, że krew jej odpływa z twarzy.- Co jej jest?- Musi zrobić badania, pojawiły się zawroty głowy.- O mój Boże - powiedziała z przerażeniem.- To może być coś groźnego.- Uspokój się, to sprawa neurologiczna, ale trzeba oczywiście wszystko wyjaśnić.Karolina chciała jechać od razu do kliniki, ale Jan jej to wyperswadował.Zabrała się z nim z samego rana.Do Susanne mogła wejść dopiero po obchodzie.Zdążyła już porozmawiać z ordynatorem i dowiedzieć się, że właściwie bardzo mało wiadomo na temat tych zawrotów.Tylko tyle, że to na pewno sprawa błędnika.- A jakie mogą być następstwa? - spytała zmartwiona.- Być może żadne, pewne niedogodności związane z brakiem równowagi, ale może to być też coś groźniejszego.' Susanne siedziała oparta na poduszkach.Wydała się Karolinie bardzo blada, można było policzyć wszystkie niezliczone piegi na jej twarzy.Karolina przypadła do niej, obejmując ramionami za szyję.Szeptała jej do ucha:- Mam takie cudowne dzieci, ciociu, dziękuję, że mi je podchowa-łaś.A wiesz, że Ewelinka odziedziczyła po tobie piegowaty nos?Spojrzały na siebie oczyma pełnymi łez i roześmiały się jednocześnie.- Wróciłam do domu - powiedziała Karolina - to i ty wracaj.- Ja już bym chciała dzisiaj, tylko te konowały się sprzeciwiają.Ale ty jedź, dzieci zostały same.Prawda, że Jasio jest ślicznym dzieckiem?- Jest śliczny - potwierdziła Karolina.- A wiesz, że Ewelinka już chodzi! Zobaczyła mnie, ja ja zawołała i przebiegła przez cały pokój.- Co ty mówisz!Karolina nie pojechała jednak pociągiem, jak namawiała ją Susanne, ale postanowiła poczekać na Jana i wrócić z nim razem.Miała trochę czasu, wstąpiła więc do Izby Adwokackiej, a potem do sądu.I dowiedziała się, że kobiety są tu absolutnie zbędne.- Ale ja skończyłam studia z odznaczeniem - powiedziała czerwona na twarzy ze zdenerwowania.- To gdzie mi pan sędzia radzi iść? Prezes sądu rozłożył ręce.- Czy ja wiem, może jakaś praca w administracji.- Praca w administracji śmiertelnie mnie nudzi już teraz, choć niewiele o niej wiem! Ja chcę zostać adwokatem.- To proszę udać się do Izby, może tam koledzy.Ale koledzy w Izbie powiedzieli to samo: kobiet się nie przyjmuje i tyle.Opowiadała o tym Janowi w czasie jazdy samochodem.- A co ty byś mi radził? - spytała wreszcie.- Żebyś poszła do ministra sprawiedliwości.Karolina przyjrzała mu się.- Mówisz poważnie?- Najpoważniej w świecie, to profesor prawa karnego na Uniwersytecie Warszawskim, bardzo kulturalny pan, może zechce ci pomóc.- A jąknie zechce?- To będziemy się dalej martwić.Karolina poczuła wdzięczność dla tego dużego mężczyzny, który zawsze znajdował wyjście z najtrudniejszych sytuacji.Położyła mu głowę na ramieniu, a on ją objął.Prowadził jedną ręką.Do czasu powrotu Susanne Karolina zajmowała się dziećmi, znajdując w tym prawdziwą przyjemność.Szczególnie cieszył ją kontakt z Eweliną, która była już myślącym małym człowiekiem.Jasio rozwijał się wolniej, prawie jeszcze nie mówił, ale podobno to normalne u chłopców [ Pobierz całość w formacie PDF ]