[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedyś przechodzimy zestrachani koło tego jawora, a tu rozlega się głos spod ziemi:— Dzieci, źle się bawicie! Wszyscy ci, co rzucali kamieniami, będą za to pokutować przez wiele lat.Muszą zrozumieć, że trzeba inaczej żyć.Zamienią się w bociany.Co jesień odlecą, co wiosnę przylecą.Na obcej ziemi, pod takim samym jaworem, znajdą dwa źródła, jedno z bocianią wodą, a drugie z człowieczą.Jak tylko przyjdzie wiosna, wykąpią się w bocianim źródle i jako bociany wrócą do Koniare.Na jesieni odlecą znów za morza do obcego, ciepłego kraju> wykąpią się w człowieczym źródle i przez zimę będą tam ludźmi.Teraz już wiesz wszystko, Siłanie.Siłan zamyślił się nad tym, co usłyszał.— Powiedz mi, dziadku, jak mogę wrócić.do Koniare — poprosił.— Czy statki przybijają czasem do tej wyspy?— Nie.Nasze brzegi są zanadto strome i skaliste.Statki by się o nie rozbiły.— Więc nigdy nie wrócę do swoich?— Możesz wrócić.Ale na to musisz spełnić jeden warunek.Ciężki warunek.Musisz wykąpać się na wiosnę w bocianim źródle i zostać bocianem.— Nie chcę!— W takim razie nigdy już swoich nie zobaczysz.Ani rodziców, ani siostry, ani żony, ani synka.Siłan nic nie odpowiedział.Całą zimę spędził na tej wyspie za dziewiątym morzem.Ale to już nie był ten dawny próżniak Siłan.Teraz pracował z sąsiadami od rana do nocy i nie wziął do ust ani kropli wina czy wódki.Na wiosnę starzec powiedział:— No, Siłanie, zima przeszła.W Bułgarii nie ma już ani lodu, ani śniegu.Bociany już tam nie zmarzną.Więc my odlatujemy, a ty rób, jak chcesz.Siłan wykąpał się w bocianim źródle i zamienił się w bociana.Uleciał na północ razem z innymi.Ale przez zimę obmyślił sposób na to, żeby zamienić się z powrotem w człowieka, kiedy doleci do Koniare.Nabrał do butelki wody z człowieczego źródła i przywiązał sobie tę butelkę do szyi.Ciężko mu było lecieć z nią dniami i nocami.Czasem bociany odpoczywały po drodze i znów leciały dalej, a Siłan z nimi.Nareszcie doleciały do wsi Koniare.Kiedy Siłan zobaczył swoją chatę, tak się ucieszył, że zapomniał o butelce z człowieczą woda.Spuścił się na ziemię jak strzała, butelka uderzyła o kamień i rozbiła się.Woda się wylała.Siłan nie miał już czym się obmyć, żeby zmienić się w człowieka.Straszna to była chwila.Nawet rozpłakać się nie mógł z żalu, przecież bociany nie mają łez Chciał chociaż zamieszkać na własnym dachu.Podfrunął do bocianiego gniazda.Ale tam już siedział stary bocian, ten sam, co był na wyspie starym człowiekiem i rozmawiał z Siłanem.Teraz powiedział do niego:— Siłanie, to moje gniazdo, ja tu mieszkam co lato.Uwij sobie gniazdo na dachu sąsiadów.Pokażę ci, jak się to robi.Siłan osiadł więc na dachu sąsiedniej chaty.Stoi na nim, patrzy na swoje podwórko i cóż widzi? Matka doi krów?- Jego żona, Neda, doi owce.Siostra Bosiłka rozpala ogień, żeby ugotować jedzenie.Siłanowi mało serce nie pęknie.Chciałby do nich przemówić, powitać ich, pomóc im w pracy.Tak się za nimi stęsknił.Sfrunął na własne podwórko, przechadza się między zabawnymi małymi jagniętami.Wtem z chaty wybiega jego syn, mały Wiełko i woła:— Mamo, mamo! Bocian chce zadziobać moje jagniątka!— To go odpędź, synku — mówi Neda.Wiełko podniósł kamyk i jak nie szmyrgnie! Chciał tylko ptaka nastraszyć, ale trafił go.Siłanowi zakręciło się w głowie.Chce odlecieć na dach, a nie ma siły.Wiełko cap! bociana za nogi i znów woła do matki:— Mamo, mamo, już go mam, trzymam go! Uwiążę mu sznurek do nogi i będę się nim bawił.— Ach, Wiełko, jak można — oburzyła się matka.— Nie wolno ci rzucać kamieniami w żywe stworzenia, rozumiesz? I nie pozwalam ci więzić bociana.Jego to boli tak samo, jak ciebie, synku, on się boi.Puść go zaraz.Wiełko posłuchał matki i puścił bociana.Usiadł Siłan na dachu.Rodzony syn rzucił w niego kamieniem, rodzony syn! A on nie mógł mu powiedzieć, kim jest.Przeszło kilka dni.Siłan miał już własne gniazdo i patrzył z góry na swoich, na to, co oni robią.Słuchał, co mówią.A sam przemówić nie mógł.Razu pewnego poszedł jego ojciec, stary Bożyn, orać.Zabrał z sobą wnuczka, żeby mu woły prowadził.Siłan rozwinął skrzydła, poleciał w pole i opuścił się na ziemię obok synka.Idzie bruzdą, a tu Wiełko woła do dziadka:— Dziadku, dziadku, popatrzcie no się, to nasz bociek.— Niech sobie chodzi, nie przeszkadza nam — mówi Bożyn [ Pobierz całość w formacie PDF ]