[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.młodzież daje tylko obietnice.Ja to panu mówiłem. Tak, mówił mi pan. powtórzył martwym głosem Majeran. Obietnicewiatru, że nie będzie wiał.obietnice ognia, że nie sparzy.Jego słowa zginęły w szumie szalejącej ulewy.IVA jednak poszli, nie zwlekając, jeszcze raz, obaj: Struć i Majeran.Chociaż bez żad-nej nadziei.Majeran miał rację.Nie mogli siedzieć z założonymi rękami.380Pan Waligóra otulony w mokry pled peleryny zabrali obaj wychowawcy razpo raz wychodził na taras, wypatrywał oczy i czekał.Na milicję nie mógł się w żaden sposób dodzwonić.Zapewne burza zerwała prze-wody.Pozostało więc tylko to straszne oczekiwanie.Wreszcie koło dziesiątej, kiedy ściemniło się już zupełnie, usłyszał na żwirze ścieżkichrzęst kroków i suchy kaszel.Ruszył niecierpliwie naprzeciw.Z mroku wynurzyły się dwie sylwetki.Tylko dwie.Struć i Majeran.Kierownik nie zadał im nawet jednego pytania.Wszystko już było tragicznie ja-sne.Jak człowiek martwy począł wchodzić po schodach.Zobaczył przylepione do szybtwarze chłopców.Odwrócił się. Jeszcze nie śpią powiedział do wychowawców, sam nie wiedział, po co.Chybapo to, żeby przerwać to nieznośne milczenie. Nic ich nie słychać zachrypiał Struć i ta uwaga też zabrzmiała jakoś dziwniesztucznie.381 Tak, nic ich nie słychać powiedział kierownik. Niech pan im każe iśćspać.Albo nie.To nie ma już żadnego znaczenia.przypuszczam, że to nie ma dlanas żadnego znaczenia. Co z telefonem? zapytał głucho Majeran. Zepsuty. Pójdę na posterunek powiedział słabym głosem Majeran. To dwanaście kilometrów.Nagle wszyscy trzej znieruchomieli.W żywopłocie coś zachrzęściło nieprzyjem-nie.Usłyszeli sapania i nagle z tarniny wynurzyła się niezgrabna postać.Otrząsnęłasię jak niedzwiedz wychodzący z barłogu i ruszyła wprost na wychowawców. Kto to? zawołał pan Waligóra. Biodruś odpowiedział gruby głos. Taka ćma, żem wlazł prosto w to kłu-jące paskudztwo.Tyż pomysł, ciernie sadzić na dróżce, jakby mało było cierni, że takpowiem, na drodze żywota.Amen.Wychowawcy spojrzeli po sobie.382 Kto pan jest? zapytał kierownik, patrząc na dziwne indywiduum w długimpłaszczu po pięty i czarnym, oklapłym kapeluszu. Biodruś odpowiedział intruz, jakby to miało wystarczyć za całą prezentację. Nie znamy pana powiedział kierownik. Ejże.czy pan mnie nie zna, kierowniku? A kto wam przywiózł ziemniaki z pe-geeru? Co pana tu sprowadza? zachrypiał zdziwiony Struć.Indywiduum chrząknęło pod nosem. Ja.ja w sprawie tego, co się zdarzyło. W sprawie chłopców?! wykrztusił Majeran. Boże! Niech pan mówi, pa-nie.panie. Biodruś podpowiedziało indywiduum. Tak, ja w sprawie chłopców powtórzył zakłopotany. Dwu chłopców z kolonii. Szybciej, na miłość boską! Pan wie coś o nich?! Nie wiem, jak to powiedzieć. rzekł Biodruś coraz bardziej zakłopotany.Panowie, widzę, nerwowi.Ano dziwić się trudno.panowie odpowiadają.ale co383robić.woda żywioł.z żywiołem to nie przelewki.a rzeka okrutna, co zabierze,nie zwraca.zrozumieć trzeba. Dosyć!. wykrzyknął pan kierownik. Oj, nerwowo tutaj. zakaszlał Biodruś nerwowo.Zaraz.który z panówjest panem Majeranem? To.ja wysunął się do przodu pan Majeran. Więc to pan.nie wygląda pan groznie zachichotał Biodruś. Panie Biodruś zasapał z oburzeniem pan Waligóra.Brakowało mu tchu.Jeśli pan przyszedł tu żartować z wychowawców, to wybrał pan niestosowną porę. Ooo, surowo tutaj.surowo pokręcił głową Biodruś ludzie prawdę mówili. Proszę wyjść! krzyknął kierownik. Pan sobie podpił.My nie mamy zamiaruwysłuchiwać pańskich opinii. Niechże mnie Bóg broni, żebym miał pić w taką porę podniósł ręce do góryBiodruś chociaż nie jestem od tego.i gdyby teraz panowie cokolwiek na rozgrzew-kę, to bym się nie pogniewał, bom przemókł do kości.384 To są kpiny zachrypiał wzburzony Struć. Pan szydzi z naszego nieszczę-ścia.Czy po to pan tu przyszedł? Zachowaj Boże.Ja, że tak powiem, w poselstwie od chłopaków. Co?! Co? Od kogo? Od chłopaków powtórzył spokojnie Biodruś. Więc oni żyją? Do diabła, co też panowie. skrzywił się zgorszony Biodruś dlaczego niemieliby żyć?Wychowawcy zaniemówili.Słowa nie mogli wykrztusić. Dopiero teraz pan mówi?! wykrzyknął wreszcie pan Struć do głębi wzburzony.Biodruś popatrzył na nich ze zdumieniem. Zaraz.panowie.zaraz, zaczynam rozumieć, więc panowie myśleli. ro-ześmiał się. Oj.nerwowo tu.nerwowo.Chłopaki mieli rację, że mnie w te pędywysłali.Otóż mam uspokoić panów i powiedzieć, żeby się panowie wychowawcy nietrapili, bo.zaraz, choroba, ja to mam zapisane wyciągnął z zanadrza kartkę, od-sunął daleko od oczu i odczytał powoli: .nie było trzynastego występku.Tak385właśnie kazali powiedzieć: trzynastego występku , osobliwie panu Majeranowi.Niebardzo się na tym wyznaję, ale to miałem powiedzieć i zaświadczyć urzędowo.Beztego baliby się wrócić.To tyle od nich, a od wsi.to ja, panowie, przyszedłem uści-snąć dłoń.i podziękować jako wychowawcom.Jutro rano, jak się ze wszystkimuspokoi, przyjdą tutaj przewodniczący Buras i sekretarz Oliwa, i prezes KR-u Pędzikteż przyjdzie.Już by dzisiaj przyszedł, ale się suszy, a galant chce przyjść i też uści-snąć dłoń, więc na razie to niech Biodruś uściśnie i podziękuje. Za co?. wyszeptał osłupiały kierownik. No, za chłopaków, że nieszczęście od nas odsunęli. Jakie nieszczęście? %7łe nas nie zalało, panowie.%7łe nas nie zalało. A cóż oni takiego zrobili? Zaraz opowiem.Więc, proszę panów, to było tak: wysoka fala niespodziewaniena wał uderzyła.Oni byli akurat w lesie koło wału.Patrzą, jeszcze nie pada, a podnogi struga im jakaś płynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]