[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak, Burzmaliego trzeba wysiać na Gammu.Rakis musi zaczekać.Takie rozwiązanie niesie wiele korzyści.Nie zaalarmuje się Gildii.Ale Tleilaxanie i ci z Rozproszenia z pewnością wyczują przynętę.Jeśli Odrade nie uda się przyskrzynić Tleilaxan.nie, Odrade nie zawiedzie.To jedno jest prawie pewne.Coś nieoczekiwanego."Widzisz, Milesie? Jednak nauczyłam się czegoś od ciebie."I tak nie mogła zwalczyć opozycji w łonie zakonu.Taraza przycisnęła mocno obie dłonie do stołu, jak gdyby przez blat chciała wyczuć nastroje w Kapitule, myśli tych, które podzielały opinie Schwangyu.Głosy sprzeciwu umilkły, ale to zawsze oznaczało, że szykuje się czynny opór."Co powinnam zrobić?"Matka Przełożona miała podobno być uodporniona na kryzysowe niezadowolenie.Ale związek z Tleilaxanami zachwiał wszystkimi danymi.Niektóre wytyczne dla Odrade wydawały się oczywiste i zostały już przekazane.Ta część planu była prosta i rokowała duże szanse powodzenia.Zabrać Waffa na pustynię, daleko od wścibskich oczu.Stworzyć sytuację ekstremalną, a w jej następstwie doznanie religijne oparte na starych, sprawdzonych wzorach Missionaria Protectiva.Sprawdzić, czy Tleilaxanie wcielają się w kolejne gholę, żeby zapewnić sobie swego rodzaju nieśmiertelność.Wykonanie tej części poprawionego planu leżało całkowicie w możliwościach Odrade.Ale zarazem w dużej mierze zależało od tej młodej dziewczyny, Sheeany.Sam czerw jest jedną wielką niewiadomą.Dzisiejsze czerwie nie są tym samym, co pierwotni mieszkańcy Rakis.Udowodniono tylko to, że są posłuszne Sheeanie.Poza tym nie można było przewidzieć, co zrobią.Jak określiłyby to Archiwa: nie mają zapisu kierunkowego.Taraza raczej nie wątpiła, że Odrade trafnie wydedukowała znaczenie rakiańskich tańców.To można było zapisać na plus.Język."Ale go jeszcze nie znamy" - pomyślała.To jest minus."Muszę jeszcze dziś podjąć decyzję!" - zdecydowała.Taraza kazała płytszej warstwie swej świadomości cofnąć się wzdłuż nieprzerwanego łańcucha Matek Przełożonych.Wspomnienia wszystkich tych kobiet zamknięte zostały w kruchej świadomości Tarazy i dwóch jej sióstr - Bellondy i Hesperion.Czuła, że jest zbyt zmęczona, aby podążyć krętą ścieżką wśród Innych Wspomnień.Na jej skraju majaczył Muad'Dib, atrydzki bastard, który dwa razy wstrząsnął wszechświatem - raz, gdy na czele fremeńskich hord podbił Imperium, i drugi raz, kiedy spłodził Tyrana."Jeśli tym razem zostaniemy pobite, może to oznaczać koniec nas wszystkich - pomyślała.- Te pozaświatowe baby z piekła rodem połkną nas w całości."Alternatywy same się nasuwały: można przewieźć rakiańską dziewczynę na planetę zakonu albo kazać jej przeżyć życie gdzieś, gdzie kończą się szlaki statków pozaprzestrzennych.Sromotny odwrót.Tyle zależy od Tega! Czy na samym końcu zawiódł on zakon, czy też znalazł nieprzewidziany sposób ukrycia gholi?"Ja muszę znaleźć jakiś sposób na zwłokę - pomyślała.- Musimy dać Tegowi czas, żeby skontaktował się z nami.Odrade będzie musiała ciągnąć rakiańską część planu."To było ryzykowne, ale konieczne.Taraza sztywno podniosła się z oswojonego fotela i podeszła do ciemnego okna.Planeta-kapitularz okryta była mrokiem, przeplatanym cieniami rzucanymi przez światło gwiazd.Planeta-kapitularz.Schronienie.Takim światom nie nadawano nawet nazw, jedynie numery, zapisane gdzieś w trzewiach Archiwum.Ta planeta oglądała Bene Gesserit przez tysiąc czterysta lat, ale i to trzeba było uznać za tymczasowy pobyt Taraza pomyślała nagle o niewykrywalnych statkach, orbitujących nad głową.System obronny był w rzeczywistości dziełem Tega.Mimo to Kapituła wciąż była narażona na atak.Problem miał na imię "przypadkowe odkrycie."To była wieczna usterka.Gdzieś tam, poza wszechświatem, rodzaj ludzki rozprzestrzeniał się w postępie geometrycznym, mrowiąc się w nieograniczonej przestrzeni.Złota Droga Tyrana wreszcie bezpieczna.Czy rzeczywiście tak jest? Czerw-Atryda z pewnością planował coś więcej niż zwykłe przetrwanie gatunku."Zrobił nam coś, do czego jeszcze się nie dokopałyśmy - myślała - choć minęły już tysiąclecia.Sądzę, że wiedział, co robi.Opozycja twierdzi co innego."Dla żadnej Wielebnej Matki nie były rzeczą łatwą rozważania nad niewolą, którą cierpiały, kiedy Leto II przez trzy i pół tysiąclecia gnał Imperium swoją Złotą Drogą."Nie możemy dojść do ładu z tamtymi czasami" - pomyślała.Widząc własne odbicie w ciemnej okiennej szybie, Taraza skrzywiła się.Zobaczyła ponurą, wyraźnie zmęczoną twarz."Mam przecież prawo być zmęczona i smutna!"Wiedziała, że podczas szkolenia skierowano ją celowo w stronę wzorców negatywnych.Były jej siłą i tarczą ochronną.Zachowywała dystans we wszelkich stosunkach międzyludzkich, nawet podczas uwiedzeń, dokonanych na zlecenie genetyczek.Taraza była wiecznym adwokatem diabła, a po wyniesieniu jej na stanowisko Matki Przełożonej ten typ zachowania zdominował cały zakon.W tych warunkach łatwo rozwijała się opozycja.Jak mawiali sufici: "zgnilizna rozchodzi się od rdzenia".Czego już nie dodali, to tego, że czasami zgnilizna jest czymś cennym i szlachetnym.Dla pociechy sięgnęła po dane, na których można było polegać.Ludzkie migracje poniosły na nieznane planety nauki Tyrana, zmienione tysiące razy, ale wciąż rozpoznawalne.W swoim czasie znajdzie się sposób, żeby dostrzec niewidzialne statki.Taraza była przekonana, że Rozproszeni jeszcze go nie odkryli - przynajmniej ci, którzy wracali cichaczem do swojej kolebki.Nie istniał absolutnie bezpieczny kurs pomiędzy wrogimi siłami, ale zdaniem Tarazy zakon uzbroił się najlepiej, jak potrafił.Miały ten sam problem, na który trafiał Nawigator Gildii, prowadząc swój statek przez fałdy przestrzeni tak, by uniknąć przeszkód i pułapek.Pułapki, o nie właśnie chodziło.Teraz Odrade zastawia pułapkę zakonu na Tleilaxan.W tych ciężkich czasach Taraza często myślała o Odrade i wtedy na nowo odżywała ich długa znajomość.Było tak, jak gdyby patrzyła na wyblakły gobelin, na którym parę postaci zachowało wciąż jaskrawe kolory.Najjaskrawsza ze wszystkich i torująca Odrade drogę do najwyższych foteli w dowództwie zakonu była jej zdolność odrzucenia szczegółów i dobierania się do samego miąższu konfliktu.W Odrade potajemnie działała jakaś odmiana niebezpiecznego daru proroczego Atrydów [ Pobierz całość w formacie PDF ]