[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla Saracenów było to wezwanie do porannej modlitwy, dla mnie przypomnienie* In perpetuo (łac.) ciągły, nieprzerwany, stały.278o jutrzni.Całą zimę broniłem się tchórzliwie przed tym, aby odwiedzić kościół i mego uwię-zionego tam konfratra.Ale wczoraj wieczorem Ksawery napomknął o czymś, co poru-szyło moje sumienie.Między zaspanymi kozami dotarłem po omacku do zródła, otrzez-wiłem się chluśnięciem lodowatej wody i wyszedłem przed dom jeszcze szarym świ-tem.Mając już przed sobą kościół położony na stoku, zobaczyłem, że grupa młodychSaracenów, której jak zawsze przewodził Firuz, wyciągnęła ze świątyni minorytęi związawszy mu ręce powrozem, poprowadziła w dolinę.Szybko wycofałem się pod osłonę ostatnich domów, mniej z obawy, żeby zostać od-krytym, a bardziej ze wstydu, że nie bronię mego brata w tej ciężkiej godzinie.Modlącsię za niego półgłosem, ruszyłem dalej pod górę, gdy Saraceni przekroczyli most i zarazpotem, zbaczając ze znanej mi drogi przez las, skręcili ostro w lewo.Mimo że dawno już nie odczuwałem potrzeby, by głosić słowo Zbawiciela, teraz na-gle, w tym bezbożnym miejscu, poczułem się do tego wezwany.Z męstwem misjona-rza wstąpiłem do pustego kościoła, zasnutego sinym gryzącym dymem.Tam gdzie za-zwyczaj ołtarz i krucyfiks świadczyły o obecności Boga, znajdował się ogromny piec,w którym tlił się ogień, a nad nim wędziło się zawieszone w apsydzie mięso.Nie zdziwiłbym się szczególnie zobaczywszy wiszącego tam na haku, obdartego zeskóry konfratra, gdybym nie widział na własne oczy, jak opuszczał ten cuchnący przed-sionek piekła, wypełniony trzaskiem ognia i dymem.Z załzawionymi oczyma szuka-łem ostatniej wiadomości od nieznajomego mnicha, przynajmniej jego imienia.Zcianybyły pokryte wydrapanymi imionami i datami, nierzadko z dodatkiem O.F.M. , ostat-nimi rozpaczliwymi wezwaniami i prośbami: Niech Pan zlituje się nad moją duszą! , W Twoje ręce polecam ducha mego , Maryjo, wstaw się za mną, biednym grzeszni-kiem! , lub po prostu tylko: INP + F + SS albo skromne INRI.Była to cela śmierci,którą nieszczęśliwcy, co swoją niedolę paznokciami wydrapywali w tynku, mogli opu-ścić tylko po to, aby udać się na stracenie!Nie pozostało mi wiele czasu na przestudiowanie wszystkiego, gdyż do kościoła za-częły napływać miejscowe kobiety.Klękały na gołej kamiennej posadzce i to wznoszą-cym się, to opadającym głosem zawodziły w przeplatanym łaciną saraceńskim dialek-cie coś, co przypominało mi żałobny tren.Twarze zasłaniały chustami, lecz nie miałemwątpliwości, że są to same stare kobiety.Otrząsnąłem się ze smutku i przygnębienia,które w tym miejscu śmierci działały na mnie obezwładniająco, i drżąc stanąłem przedniewiastami. Chcecie, żeby pokój Pana był z wami? Nie oczekujcie litości od Boga sprawiedli-wego! Spadnie na was Jego gniew! Syn dany wam dla pojednania został uprowadzonyprzez oprawców i przybity do krzyża, wy zaś nie podniosłyście w Jego obronie głosu.279Przycupnęłyście tutaj i wzywacie Boga, zamiast powstrzymać najemnych żołdaków ce-sarza i krzyczeć: Nie zabijaj!Przy moich pierwszych słowach przerwały monotonną lamentację, patrząc na mniew milczeniu, ba, z zimną wrogością, potem jednak skuliły się jak pod uderzeniami bi-cza. Jezus Chrystus nie przyszedł do waszej opuszczonej przez Boga doliny, aby daćsię ponownie zdradzić za trzydzieści srebrników, lecz by wziąć na siebie waszą winę.A wasza wina jest wielka i będzie się powiększała z każdym sługą Bożym, którego zapośrednictwem swych synów pojmacie.Albowiem Pan mówi: Do mnie należy zemsta!Wasze grzechy spiętrzyły się wyżej niż te góry, co was otaczają.Nawróćcie się, czyń-cie pokutę albo Pan skaże was na wieczne potępienie! Per omnia saecula saeculorum [ Pobierz całość w formacie PDF ]