[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ośmioliniowa centrala Corelco 141 obsługuje dziennie ponad dwa tysiące połączeń, w większości przekierowywanych do automatycznego systemu informacyjnego.Tego wieczoru dyżur miał tylko jeden operator, który siedział spokojnie, popijając herbatę z kofeiną.Odczuwał dumę, że jest jednym z niewielu pracowników zatrudnionych w Watykanie, którym pozwolono tu dziś pozostać.Oczywiście, radość mąciła mu nieco obecność gwardzistów krążących za drzwiami.Eskorta do łazienki, pomyślał.Ileż poniżeń trzeba ścierpieć dla świętego konklawe.Na szczęście tego wieczoru nie było zbyt wielu telefonów.A może wcale nie na szczęście, zastanowił się.W ciągu ostatnich lat wyraźnie zmalało zainteresowanie świata wydarzeniami w Watykanie.Znacznie rzadziej dzwoniono z prasy, a nawet spadła liczba telefonów od wariatów.Biuro prasowe liczyło, że dzisiejsze wydarzenie będzie miało bardziej uroczystą oprawę w mediach.Jednak, chociaż na Placu Świętego Piotra widać było sporo wozów telewizyjnych, to niestety, przysłały je głównie stacje włoskie i europejskie.Sieci o zasięgu światowym była zaledwie garstka, a i te z pewnością przysłały swoich giornalisti secondari.Operator chwycił kubek i zaczął się zastanawiać, jak długo potrwa to wydarzenie.Pewnie do północy, zawyrokował.W obecnych czasach większość osób dobrze poinformowanych wiedziała, kto prawdopodobnie zostanie papieżem, jeszcze na długo przedtem, nim zwołano konklawe.W tej sytuacji było ono raczej kilkugodzinnym rytuałem niż rzeczywistymi wyborami.Oczywiście, jakaś wynikła w ostatniej chwili rozbieżność zdań mogła przedłużyć je do świtu.albo i bardziej.W 1831 roku konklawe trwało pięćdziesiąt pięć dni.Ale nie dzisiejsze, powiedział sobie.Słyszał plotki, że tym razem bardzo szybko pojawi się biały dym.Rozmyślania przerwał mu sygnał pochodzący z wewnętrznej linii.Spojrzał na mrugającą czerwoną lampkę i podrapał się po głowie.Dziwne.Wewnętrzny zero.Któż stąd mógłby dzwonić dziś wieczorem do centrali? Kto w ogóle jeszcze tu jest?– Cittá del Vaticano, prego? – odezwał się, podnosząc słuchawkę.Głos, który w niej usłyszał, mówił szybko po włosku.Akcent przypominał mu wymowę gwardzistów – płynny włoski z naleciałością szwajcarskiego francuskiego.Jednak jego rozmówca z całą pewnością nie należał do gwardii szwajcarskiej.Kiedy dobiegł go kobiecy głos, wyprostował się nagle, omal nie rozlewając herbaty.Sprawdził ponownie, z jakim numerem rozmawia.Jednak się nie mylił.Numer wewnętrzny.Dzwoniono z kompleksu.To musi być jakaś pomyłka, pomyślał.Kobieta w środku Watykanu.dzisiejszego wieczoru?Tymczasem kobieta mówiła bardzo szybko i ze złością.Operator dostatecznie długo pracował na tym stanowisku, żeby potrafić rozpoznać, kiedy ma do czynienia z pazzo.To z pewnością nie była wariatka.Mówiła naglącym tonem, ale rozsądnie.Jasno tłumaczyła, o co jej chodzi.Z rosnącym zdumieniem słuchał jej prośby.– Il camerlegno? – spytał, nadal usiłując ustalić, skąd jest ta rozmowa.– Chyba nie mogę połączyć.tak, zdaję sobie sprawę, że przebywa w gabinecie papieża, ale.kim pani właściwie jest?.i chce pani go ostrzec przed.– Słuchał coraz bardziej zdenerwowany.Wszyscy są w niebezpieczeństwie? Jakim cudem? I skąd ona dzwoni? – Chyba powinienem skontaktować się z gwardią.– urwał.– Mówi pani, że skąd pani dzwoni? Skąd?Słuchał wstrząśnięty, po czym podjął decyzję.– Proszę zaczekać.– Odłożył słuchawkę, zanim zdążyła odpowiedzieć, i połączył się z bezpośrednim numerem komendanta Olivettiego.Niemożliwe, żeby ta kobieta była naprawdę.Natychmiast podniesiono słuchawkę.– Per l’amore di Dio! – krzyknął na niego znajomy głos.– Połącz mnie wreszcie, do cholery!Drzwi do centrum dowodzenia gwardii szwajcarskiej otworzyły się z sykiem.Gwardziści pospiesznie się rozstępowali, gdy komendant pędził jak rakieta przez salę.Kiedy wyszedł zza narożnika swojego kantoru, stwierdził, że strażnik mówił prawdę – Vittoria Vetra stała przy biurku i rozmawiała przez jego prywatny telefon.Che coglioni che ha questa! pomyślał.Co za uparta baba!Z wściekłością podszedł do drzwi i gwałtownie włożył klucz do zamka.Kiedy drzwi stanęły otworem, zapytał ostro:– Co pani wyrabia?Vittoria całkowicie go zignorowała.– Tak – mówiła do słuchawki – i muszę ostrzec.Olivetti wyrwał jej słuchawkę z ręki i podniósł do własnego ucha.– Z kim, do cholery, rozmawiam? – Po chwili jego ramiona obwisły.– Tak, camerlegno – odparł.– Zgadza się.ale kwestie bezpieczeństwa wymagają.oczywiście, że nie.Trzymam ją tutaj, gdyż.oczywiście, ale.– Słuchał przez chwilę.– Tak, signore – odparł w końcu.– Przyprowadzę ich natychmiast [ Pobierz całość w formacie PDF ]