RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak zwykle z dochodów za sprzedaż ropy - wyjaśnił cierpliwie Kia - tak jak za czasów szacha.Okres spłaty wynie­sie ponad pięć lat, odsetki jeden procent miesięcznie.Mój przyjaciel Mehdi, Mehdi Bazargan, zapewnił, że parlament zagwarantuje kredyt na swoim pierwszym posiedzeniu.Ponie­waż jestem nie tylko członkiem rady ministrów, lecz również wewnętrznego gabinetu Mehdiego - dodał, uśmiechając się i lekko mijając z prawdą - mogę tego osobiście dopilnować.Wiesz oczywiście, jak ważny jest ten kredyt dla nas i dla całego bazaru.- Oczywiście.- Bakravan poskubał brodę, żeby nie parsk­nąć śmiechem.Biedny Ali, pomyślał, jak zwykle struga wiel­kiego ważniaka.- Nie powinienem pewnie o tym wspominać, stary przyjacielu, ale kilku kupców pytało mnie już, co będzie z tymi milionami w złocie i srebrze, którymi wsparliśmy rewolu­cję.Którymi wsparliśmy ajatollaha Chomeiniego, niech Bóg ma go w swojej opiece - dodał z szacunkiem.W głębi duszy pragnął czegoś wprost przeciwnego.Teraz, kiedy już wygraliśmy, niech Bóg jak najszybciej powoła go do siebie, zanim ze swymi zachłannymi, ograniczonymi umysłowo, żerującymi na ludzkiej nędzy mułłami wyrządzi zbyt wiele szkód.Co do ciebie, Ali, naginaczu prawdy i piewco własnej chwały, możesz być moim najstarszym przyjacielem, ale prędzej wielbłąd udławi się własnym łajnem, niż ja uwierzę w twoje obietnice.- Te zobowiązania zostaną uregulowane, kiedy tylko bę­dziemy mieli pieniądze.w tej samej sekundzie! Długi wobec kupców teherańskiego bazaru mają pierwszeństwo przed wszyst­kimi innymi wewnętrznymi długami.My, w rządzie, zdajemy sobie sprawę, jak ważna była wasza pomoc.Ale zanim będziemy mogli coś zrobić, stary przyjacielu, musimy uruchomić z po­wrotem wydobycie ropy, żeby zaś tego dokonać, musimy mieć trochę gotówki.Premier.Drzwi otworzyły się nagle i do pokoju wpadł Emir Paknouri.Miał przerażoną minę i potargane włosy.- Oni chcą mnie aresztować, Dżared! - zawołał.Po twarzy płynęły mu łzy.- Kto? Kto chce cię aresztować i za co? - oburzył się Bakravan.Zakłócony został spokój jego domu.Z korytarza wyzierały przestraszone twarze asystentów, kasjerów, kierowników dzia­łów oraz chłopców parzących herbatę.- Za zbrodnie przeciwko islamowi - załkał otwarcie Pak­nouri.- To musi być jakaś pomyłka! To niemożliwe!- Tak, to niemożliwe, lecz oni.oni przyszli po mnie do domu.pół godziny temu.- Kto? Podaj mi ich nazwiska, a zniszczę ich ojców! Kto do ciebie przyszedł?- Mówiłem ci! Gwardia Rewolucyjna, Zielone Oddziały, oczywiście, że oni - odparł Paknouri, nie zdając sobie sprawy, że nagle zapadła cisza.- Niech Bóg ma nas w swojej opiece - mruknął ktoś.Ali Kia pobladł.- Przyszli pół godziny temu - ciągnął Paknouri - z moim nazwiskiem na świstku papieru.moim nazwiskiem, Emira Paknouri, starszego cechu złotników, który ofiarował miliony riali.przyszli do mojego domu, oskarżając mnie.na Boga i jego Proroka, Dżared - zawołał, padając na kolana.- Nie popełniłem żadnej zbrodni.należę do starszyzny bazaru, dałem miliony riali i.- nagle przerwał, widząc Alego Kię.- Wasza Ekscelencja wie najlepiej, jak bardzo wspomagałem rewolucję!- Oczywiście - stwierdził Kia czując, jak serce wali mu w piersi.- To musi być jakaś pomyłka.- Naturalnie, że to pomyłka.- Bakravan objął ramieniem biednego Emira i próbował go uspokoić.- Dajcie świeżej herbaty! - rozkazał.- Whisky.Czy mógłbym dostać whisky? - wymamrotał Paknouri.- Herbaty napiję się później.Czy masz odrobinę whisky?- Nie tutaj, biedny przyjacielu.Ale oczywiście mam wódkę.Podano ją natychmiast.Paknouri krztusząc się wychylił do dna kieliszek i odmówił następnego.Po kilku minutach uspokoił się i zaczął opowiadać, co się wydarzyło.- Dowódca gwardzistów.było ich pięciu.wymachiwał tą kartką i domagał się widzenia ze mną.Powiedział, że papier został podpisany przez kogoś, kto nazywa się Uwari, w imieniu Rewolucyjnego Komitehu.Kim oni są, na Boga? Kim jest ten Uwari? Co to za komiteh? Pan na pewno to wie, Ali Kia?- Wymienia się wiele nazwisk - oznajmił z ważną miną Kia, kryjąc zakłopotanie, które ogarniało go za każdym razem, gdy padała nazwa komitehu.Podobnie jak inni członkowie rządu i ludzie poza nim, nie miał żadnych konkretnych informacji o składzie i siedzibie tego nowego tworu.Wiedział tylko, że został on powołany do życia po powrocie Chomeiniego do Iranu, zaledwie przed dwoma tygo­dniami, i że od wczoraj, kiedy Bachtiar uciekł ze stolicy, stanowił własne prawa, rządząc w imieniu Chomeiniego i z jego pełnomoc­nictwami, mianując pośpiesznie nowych sędziów, w większości bez żadnego prawniczego przygotowania, powołując sądy rewo­lucyjne, wydając nakazy aresztowania i natychmiastowych egzekucji, które naruszały normalne kodeksy i konstytucję.- Dokładnie dziś rano mój przyjaciel Mehdi - zaczai poufnym tonem, przekazując krążące po całym mieście pogłos­ki, jakby to była ściśle tajna informacja - udał się z naszym błogosławieństwem do ajatollaha.Zagroził, że poda się do dymisji, jeśli komiteh nie przestanie wchodzić w jego kom­petencje.W ten sposób raz na zawsze osadził ich w miejscu.- Bogu niech będą dzięki! - zakrzyknął z ulgą Paknou­ri.- Nie wygraliśmy rewolucji po to, żeby miejsce SAVAK, zagranicznej dominacji i szacha zajęło kolejne bezprawie!- Mój biedny przyjacielu - powiedział Bakravan.- Mój biedny przyjacielu, wyobrażam sobie, ile musiałeś wycierpieć.Nie przejmuj się, jesteś teraz bezpieczny.Zostań tu na noc.A ty, Ali, zaraz po pierwszej porannej modlitwie idź do gabinetu premiera i upewnij się, że sprawa została wyjaśniona, a ci głupcy ukarani.Wszyscy wiemy, że Emir Paknouri jest patriotą, że razem ze wszystkimi złotnikami popierał rewolucję i że od niego zależy udzielenie tego kredytu.Zmęczony i głodny, puścił mimo uszu komunały Alego i stłu­mił ziewniecie.Uznał, że drzemka przed kolacją dobrze mu zrobi.- Bardzo mi przykro, Ekscelencjo, ale czeka mnie teraz pilne spotkanie, w którym muszę uczestniczyć.Paknouri, stary przyjacielu, cieszę się, że wszystko się dobrze skończyło.Zostań tu na noc, służba przyniesie ci poduszki i kołdry, i nie przejmuj się! Ali, mój przyjacielu, pozwól, że odprowadzę cię do bramy bazaru.Czy masz jakiś środek transportu? - zapytał, wiedząc, że pierwszym przywilejem związanym z posadą wiceministra jest samochód z szoferem oraz nielimitowany przydział benzyny.- Owszem, dziękuję, premier nalegał, żebym załatwił sobie limuzynę.Wynika to chyba ze znaczenia naszego ministerstwa.- Wola nieba! - mruknął Bakravan.Zadowoleni z siebie, zeszli po wąskich schodach.Kiedy weszli do obszernej sali na parterze, uśmiech spełzł im z twarzy i poczuli żółć w ustach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl